Śnieżek :)

piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 30

Na szczęście udało mi się zdążyć na trening. To dobrze, przynajmniej z tym mi się dziś poszczęściło. Weszłam do szatni, zdjęłam z siebie te okropne eleganckie ciuchy i założyłam swój ulubiony komplet z numerkiem 18. Spojrzałam jeszcze raz na znienawidzoną sukienkę, w której musiałam paradować cały dzień. Znacznie lepiej czułam się w krótkich, przewiewnych, drużynowych spodenkach i za dużej bluzie. Chyba wgl mam niewiele z dziewczyny. Nigdy nie lubiłam tych wszystkich błyskotek, kolczyków, bransoletek... Mama opowiadała mi, że kiedy byłam mała zawsze bawiłam się tylko z moimi braćmi. w żołnierzy, policjantów... Zabawa z dziewczynkami w rodzinę czy lalki mnie nudziła. Podobno kiedyś, kiedy moi bracia poszli do szkoły, tak strasznie się nudziłam, że mama dała mi piłkę. Od tej pory się z nią nie rozstaję. Chciałabym zostać zawodową football- playerką, ale niestety - mój tata uparł się, że "dziewczyny nie powinny biegać za piłką". W spełnianiu moich piłkarskich marzeń, wspiera mnie tylko starszy brat - George. Czasami wydaje mi się, że tylko on tak naprawdę mnie rozumie. Zawsze umie mnie pocieszyć i sprawić, że się uśmiechnę.  Hymmm... Zaczęłam wkładać moje rzeczy do szafki, ale niestety moja supernowoczesna komórka spadła o ziemię. Włączyła się piosenka "Sweet Nothing". No nie. Tego właśnie się obawiałam. Dlaczego włączyła się akurat ona?! Pewnie nie wspominałam, że mój tata chce, abym śpiewała. No więc tak. Talent, który posiadam, jest dla mnie przeklenstwem. Nienawidzę śpiewać. Nienawidzę się za to, że potrafię i to całkiem nieźle. Ojciec wysyła mnie w każdy czwartek i sobotę do pani Dasserwood - bogatej, samotnej staruszki. Nic do niej nie mam, jest nawet spoko. Ale niestety, jako osoba bardzo wpływowa, załatwia mi występy w jakichś bardzo wykwintnych restauracjach, albo na bankietach różnego rodzaju. To jest jakieś piekło! Muszę paradować w sukienkach dla bogaczy, na które w zyciu nie będzie mnie stać, muszę być miła i kulturalna i wgl taka... nijaka. Na szczęście ostatnio nie muszę występować, bo nagadałam staruszce, że mam bardzo poważne zapalenie krtani. Tylko nie wiem, na jak długo to pomoże...
- Ej Alice! Mówię do Ciebie! Zakochałaś się czy co? - moja jedyna przyjaciółka Melinda, obrońca lewoskrzydłowa, krzyczała do mnie w szatni.
- Co? Nie, nie w życiu! - kolejna bardzo ważna kwestia, mianowicie miłość. Jak łatwo się domyślić, jak się ma ochotę dać każdemu w pysk, to się raczej o miłości nie myśli. No więc ja o miłości nie myślę.
- Jak tam w nowej pracy? - spytała mnie dziewczyna.
- W życiu mnie nie przyjmą. Daj luz dziewczyno - zaśmiałyśmy się - A co u Ciebie? Jak tam ci Twoi chłopcy?
- Aaaccchhhhhhhhhhhhh.... Gdybyś ty wiedziała jak ja ich kocham...
- Dobra, dobra wiem. Tylko żartowałam. Wcale nie mam zamiaru słuchać o nich przez godzinę - do szatni wszedł trener.
- I co dziewczyny, gotowe?
- Tak jest trenerze!
- Jak nasza napastniczka? - uśmiechnął się do mnie.
- Jak zawsze w formie trenerze! - odwzajemniłam uśmiech.
- Świetnie! To ruszamy na boisko! Najpierw rozgrzewka , a potem do gry! Niedługo zaczynamy nowy sezon, trzeba być w formie. Musimy bronić tytułu mistrza! - w szatni rozległ się okrzyk radości, po czym wszystkie z dreszczykiem emocji pognałyśmy na boisko.
Po treningu padałam z nóg, ale czułam się szczęśliwa.
- No i Tom... Aaaaaaaaaaaaa Tom! No właśnie Tom powiedział, że.... - bla, bla, bla... Mel zaczynała swój, bardzo znany mi monolog. Mogłaby opowiadać bez przerwy o tych... zaraz...The Needed? Nie to było raczej...The Wanted! - Ale Jay'a to ja kocham najbardziej! - znała ich dopiero od jakichś 4 miesięcy, ale nie mogła przestać o nich paplać,
- Ty chyba wiesz o nich wszystko co nie, Mel?
- O Jay'u tak! A co do reszty to dopiero nadrabiam - uśmiechnęła się, szczęśliwa, że wreszcie zainteresowałam się jej idolami.
- Taaa... I tak ich nigdy nie spotkasz, więc radze sobie nie robić nadziei - spojrzała na mnie zbita z tropu - O George po mnie podjechał! - zawołałam widząc samochód brata - To na razie, Mel! - nie odpowiedziała mi.
Pewnie znowu się obrazi... Ciekawe... Jesteśmy tak różne... Czasami dziwię się, że wgl się przyjaźnimy.
- Hej braciszku - powiedziałam otwierając drzwi od strony pasażera.
- Cześć siostrzyczko. Opowiadaj! Jak na przesłuchaniu? - zapięłam pasy w nowym wozie mojego najstarszego brata. Nieźle się napracował, żeby mieć kasę na to cudo.
- No nie, ty też? Każdy pyta mnie o to samo - mój brat się zaśmiał.
- Widocznie każdy jest bardzo ciekawy, jak to sobie nasza gwiazdka poradziła - powiedział, wciąż się śmiejąc. Skrzywiłam się.
- Masakra. Kompletna porażka. Nie umiem tego okreslić. Nawet ta babka sb pomyślała, że wolą nie zatrudniać nikogo niż mnie...
- A skąd ty wiesz, co ona sb pomyslała? - spojrzałam na niego znacząco - A... no ta. Zapomniałem - resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. A potem pojawiła się ona. Przyszła tak jak zwykle - niespodziewanie. Wizja. Kolejna z tych dziwnych wizji, którymi byłam obdarzona. To dzięki nim czasami potrafiłam przewidzieć wynik nadchodzącego meczu, albo odczytać mysli niektórych ludzi. Były też wizje, których kompletnie nie rozumiałam- jakieś wyrwane kawałki, które nic mi nie mówiły. Obraz, który zobaczyłam przed chwilą, przedstawiał wodę. Strumienie czystej, źródlanej wody. A potem obraz zaczął się zmieniać - woda stała się krwistoczerwona, pojedyncze strumyczki przeistaczały się w jedną rzekę, pełną ludzkiej krwi. Zadrżałam.
- Alice? - spytał mnie George i potrząsnął moim ramieniem. Ocknęłam się. Obraz zniknął - Nic Ci nie jest?
- Nie - powiedziałam łapiąc się za głowę. Po niektórych wizjach strasznie mnie bolała.
- To co cię tak wystraszyło?
- Nic. Nieważne. Kolejna z tych dziwnych wizji, których nie jestem w stanie zrozumieć - mój brat westchnął. Przejmował się, każdą z tych niewyraźnych wizji. Spojrzał w moim kierunku. Uśmiechnęłam się, by trochę rozładować emocje. George uniósł z westchnieniem prawy kącik ust i powrócił do prowadzenia auta. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
______________________________________________
Taki tam krótki, żeby przybliżyć wam postać Allison ;]
Mnie osobiście niezbyt się podoba, albo nie - wcale mi się nie podoba.
Jakieś pomysły co do dalszego ciągu opowiadania? :>
Jestem ciekawa waszych pomysłów ;d Dam wam ostatnią, taką maluśką podpowiedź - Nathan przy Allison zrozumie jak bardzo kocha Lenę. Więcej nie zdradzę ! xd
Chciałam wam bardzo moooooocno podziękować za wszystkie komentarze - one bardzo mnie motywują do pisania :) I pewnie dlatego dzisiaj czytacie ten rozdział - dzięki waszym komentarzom.
Bardzo was kocham i wgl dziękuję, że czytacie moje opowiadanie <3
Do następnego :***





sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 29

ROK PÓŹNIEJ

Pustka. Kompletna pustka. Właśnie to czułem po jej stracie. Żadne słowa nie są w stanie opisać co czułem. To było... Nikomu tego nie życzę. Świadomość, że była... Że była blisko mnie, usmiechała się i płakała a teraz już nigdy... Pamiętam dzień, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. To szybsze bicie serca. I jej cudowne oczy. Tego nie da się zapomnieć. Więc czemu odeszła tak szybko? Zostawiła mnie samego na pastwę tego obrzydliwego świata. Nie miałbym nic przeciwko gdyby zabrała mnie ze sobą. Tak byłoby lepiej. Dla mnie. Dla niej. Dla nas wszystkich. Nie. Wcale nie byłoby lepiej. Widziałem co się działo z rodziną Leny na jej pogrzebie. Czy naprawde chciałbym, żeby była tam i moja rodzina? Oczywiście, że nie. Chyba tylko ta świadomość powstrzymywała mnie przed popełnieniem samobójstwa. Myślałem o tym. Myślałem wielokrotnie. Wtedy kiedy dowiedziałem się o jej śmierci i na jej pogrzebie. Nawet wtedy, kiedy po błaganiach mojej mamy, zdecydowałem się ich odwiedzić w rodzinnych stronach. Wszyscy bardzo się o mnie martwili. Mama, Jess... Pocieszali mnie i może właśnie dlatego czułem się jeszcze gorzej. Wróciłem do mieszkania w Londynie po jakimś tygodniu. Tam było jeszcze gorzej. Tom wpadł w prawdziwą paranoję. Nigdzie nie puszcza Kelsey samej. Chyba stracił swoje bardzo orginalne poczucie humoru. Ciągle obwinia się o śmierć Leny. Twierdzi, że powinien jej pilnować, bo w końcu u niego spędzała wakacje. Mimo zapewnień rodziców Leny i naszych, że przeciez nikt nie mógł tego przewidzieć, chlopak wciąż się zadręcza. Aż żal na niego patrzeć. Ze mną nie lepiej. Bez przerwy tylko chodzę na ten zbiorowy grób ( ciała ofiar katastrofy były tak zmasakrowane, że nie dało się ich odróżnić ) i siedzę na nim cały dzień. Nabawiłem się przez to zapalenia płuc, ale mnie i tak jest wszystko jedno. Przezyję, czy umrę... To bez znaczenia. Wszystko jest dla mnie teraz bez znaczenia. Ona była ważna. A skoro jej nie ma, to wszystko inne nie ma większego znaczenia. Święta były okropne. Nie potrafiłem się pogodzić z jej brakiem. Kupiłem jej nawet prezent. Nikt się nie cieszył, a pusty talerz jeszcze bardziej nam o niej przypominał. Jay, dla rozluźnienia atmosfery włączył radio. ale nie mógł przewidzieć co tam usłyszymy:

Nie chce wiele na gwiazdkę,
Jest jedna rzecz której potrzebuję
Nie przejmuję się prezentami
Pod świąteczną choinką
Chcę cię po prostu dla siebie
Bardziej niż możesz sobie wyobrazić
Spełnij moje marzenie
Wszystkim czego chcę na święta jesteś Ty



 Minął juz rok, a ja wciąż nie mogę się pogodzić z takim stanem rzeczy. Wczoraj bylismy w Polsce, u rodziców Leny. Rozmawialiśmy, Tom znowu zaczął się obwiniać. Na szczęście babcia Leny bardzo szybko wybiła mu takie myśli z głowy. " Nikt nie mial wpływu na to, co się stało ", stwierdziła. W Gdansku całkiem nieźle sobie radzą. Życie toczy się dalej. Zawsze będa pamiętać swoją jedyną córkę. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że powinienem wreszcie sobie kogoś znaleźć. w końcu jestem jeszcze młody, a Len na pewno nie chciałaby, żebym zostal sam. Ta... łatwo powiedzieć. Żadnej dziewczyny nie pokochałbym już nigdy tak, jak jej. I w dodatku czułbym się tak, jakbym ją zdradzał. Życie nie ma sensu. Znów idę na grób. Czasami próbuję sobie wmówić, że wcale nie umarła. Tylko wyjechała. Zostawiła nas samych, bo jej nie obchodzimy. Ja jej nie obchodzę. Uciekła, kto tam wie gdzie z nową milością. I jest szczęśliwa. Jak już powiedziałem, próbuję sobie to wmówić. Wiadomo z jakim skutkiem. Życie nie ma sensu. Mijam kolejną z par trzymających się za ręce. Dobrze, że paparazzi mi odpuścili. Z tego wniosek, że paparazzi też czasami są ludźmi. Choć na poczatku było ciężko. W każdej gazecie : "Dziewczyna Sykes'a nie żyje" , "Koniec wielkiej miłości. Tragedia mlodego artysty". I te pytania : Co pan czuje po śmierci ukochanej? "A co ja mogę czuć? " - spytałem ich kiedyś. " Nie czuję nic. Nie boli mnie serce. Ja już nie mam serca ". Wchodzę do jakiegos sklepu. Jakiego? Przecież to i tak nie ma znaczenia. W głośnikach słyszę " Lose My Mind".

Mówią że czas
Leczy wszystko
Ale nie znają Ciebie
I ran które powodujesz 


Biorę pierwszą lepszą butelkę z wodą i podchodzę do kasy. Sprzedawczyni chyba mnie poznała, bo uśmiecha się ze współczuciem. Nie wiem po co, bo nie potrzebuję współczucia. Potrzebuję Leny. Tylko jej mi potrzeba. Płacę i wychodzę ze sklepu. Na grobie Leny zapalam świeczkę i siadam w swoim 'ulubionym; miejscu.
- Cześć skarbie - mowię jak co dzień na przywitanie - Stęskniłaś się może za mną? No tak nie chcesz ze mna gadać. Ale może kiedyś zrobisz ten wyjątek i się odezwiesz? - chwila ciszy. Chowam twarz w dłonie - Gdybyś  tylko wiedziała... Jak bardzo za toba tęsknię...- po kilku minutach uspakajam się i jak co dnia opowiadam jej o swoim dniu. I tak co dzień... Moje życie to jedno wielkie, melancholijne gówno. Gdyby nie ludzie, którzy mnie kochają, dawno bym ze sobą skonczył. Jaki sens ma życie w ciagłym cierpieniu? Chciałbym, żeby to się skończyło. Żeby to był sen. Żebym obudził się i zobaczył krzatającą się po pokoju Lenę. Przytulilaby mnie widząc, że się obudziłem. Spytałaby co mi się sniło. Opowiedziałbym jej w szczegółach o moim cierpieniu. Pewnie w trakcie bym się rozkleił, ale co tam. Podeszłaby do mnie, usiadła mi na kolanach i wytarła moje łzy. Zasmiałaby się przez łzy i nazwała mnie głuptasem. A potem wspólnie cieszylibyśmy sie, że to tylko sen. A potem bym ją pocałował. I żylibyśmy dłuuugo o bardzo szczęśliwie.
Tak. Zrobiłbym dla niej wszystko. Ale ona już nie zrobiłaby tego samego.

* Tymczasem w innej części Londynu...*
Nazywam się Allison Thyme. Allison Thyme. Powtarzałam wciąż trzęsąc się z podenerwowania. Byłam już 30 minut po rozmowie kwalifikacyjnej a wciąż nie potrafiłam się opanować. Oczywiście, że mnie nie przyjmą. Sama bym siebie nie przyjęła. Ale co tam - gdyby w mojej rodzinie nie byłoby tak krucho z kasą, to dawno bym sobie odpuściła. Ale nie mogę. Obiecałam, że pomogę, to dotrzymam obietnicy. W końcu mam już 18 lat a nie mam zamiaru uczyć się, chodzic na studia i te sprawy. Chcę działać. Spojrzałam na zegarek. No tak za godzinę trening. Nie wiem czy zdążę wrócić do domu. Mieszkam na obrzeżach Londynu,a dojazd z centrum zajmie mi z godzinę. Lepiej będzie jak popędzę prosto na trening. O ile zdążę.. W Londynie znów korki. Cholery można dostać. Pospieszyłam na autobus, kiedy zadzwonił mój telefon. Mama.
- Tak mamo? No już po. Co? Jak zwykle. Rewelacji nie ma. Okey, okey. Nie, jadę na trening. Chciałabym, ale nie zdążę. No... dobra. Zadzwonię jeszcze. Tak, wiem. Pa - wsadziłam komórkę do kieszeni. Zaraz padnie mi bateria. Super. Normalnie świetnie. Pierwsze co zrobię, jak cos zarobię, to kupię sobie nowy telefon. Super, nawet się zrymowało. Gdyby nie ten ciągły brak kasy mogłabym powiedziec, że jestem szczęśliwa. Mam cudownych rodziców i braci. No może tylko George, bo Mike i Jake, piekielne bliźniaki sa nie do wytrzymania. No i football- mój największy powód do szczęścia. Na treningach daję z siebie wszystko. I choć nie pochodzę z jakiejś tam zamożnej rodziny to będę walczyła o swoje marzenia. Byc może będzie ciężko, ale dam radę. Dam i udowodnię wszystkim, że jestem silna. Wyjęlam z torebki słuchawki i właczyłam ulubioną stację radiową. Wsłuchałam się w rytmiczną piosenkę, której nigdy wczesniej nie słyszałam i zapomniałam o całym świecie.
__________________________________
Zgodnie z obietnicą - dodałam :)
Jak zdążyłyście zauwazyć wprowadziłam nową bohaterkę, która... a z resztą same zobaczycie. Nie myślecie tylko, że Nathy zapomni o Lenie i będzie z Allison... Bo prawda jest znacznie bardziej skomplikowana :)
Mam nadzieję, że zainteresowalam was trochę ;]
Z góry uprzedzam, że nic nie będzie takie jak wam się wydaje, bo Lena w pewnym sensie, znów zakręci w życiu Natha. Więcej nie zdradzę :)
Chciałam wam tez złozyć życzenia świateczne, bo nie wiem, czy dodam nowy rozdział jeszcze przed Wigilią. A więc: WESOŁYCH ŚWIĄT! I oczywiście TW pod choinką :)
Nie zanudzam więcej. Wierzę, że nie zostawicie mnie samej i dalej będziecie czytać opo. Może w kolejnych rozdziałach milo was zaskoczę ;)
Do nastepnego siostrzyczki :***
Kocham was bardzo <3

Mamy swoich żołnierzy, wojna nam nie straszna. Amen.



sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 28

Kiedy chłopcy zniknęli zrobiło się tak nagle bardzo smutno. I jakoś dziwnie cicho. Nar wyszła niedługo po nich - do pracy. Ja chwyciłam za torbę i portfel i wyleciałam na ulicę. Zakupy! Właśnie tego było mi trzeba. Otuliłam się bardziej kaszmirowym szalem, który dostałam od Natha. A swoją drogą - może też powinnam mu coś kupić? Zajrzałam w portfel. Kasy mi wystarczy. Rodzicie dali mi spory "zapas" kiedy byłam u nich w Gdańsku. Czekając na autobus, który miał mnie zawieść aż pod samą galerię, postanowiłam jednak, że się przejdę. Co prawda, był to spory kawałek i w Londynie jak zwykle było przeraźliwie zimno, ale jakoś niezbyt mnie po przerażało - wręcz przeciwnie. Trochę ruchu mi się przyda. Mijając wystawy sklepowe myslałam o Nathanie. Ten drań nie chciał opuszczać moich myśli. Byłam ciekawa co teraz robi. Ach... ile bym dała, żeby móc tam z nim być. Słyszeć jego anielski śpiew, który sprawiał, że miałam ciarki na całym ciele. Bez ustanku spoglądać na jego uśmiechnietą twarz... Leno, skup się. Jeśli tak dalej pójdzie to wpadniesz pod samochód. Szłam powoli pozwalając mojemu umysłowi całkowicie wypełnić się myślami na temat koloru nowej sukienki, albo na przykład wyglądu nowych butów... I tak zleciało mi z pół godziny zanim dotarłam do galerii.
Sklepów było mnóstwo!! Przepiękne sukienki wisiały na wystawach. Czy można sobie wyobrazić coś lepszego niż masy ubrań tylko czekających na to, żeby wziąć któreś z nich do ręki i krzyknąć, że zawsze szukało się właśnie tego?!  Trudno sobie wyobrazić w jakim raju się znajdowałam. Wciąż  nie rozumiem tej dziwnie silnej siły zakupów. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu i już po 30 minutach wyniosłam z niego to. Potem udałam się do następnego sklepu i do jeszcze innego.... Całkiem sporo wydałam i całkiem sporo mi to zajęło. Było już przed 15. Postanowiłam , że wstąpię jeszcze tylko do kawiarni na małą kawkę i ciastko i pognam do domu. Tak bardzo tęskniłam za moim księciem! Miałam nadzieję, że on za mną też. Siedząc w kawiarni wyjęłam z kieszeni mój telefon i postanowiłam, że do niego zadzwonię. Po chwili jednak zdecydowałam, że najlepiej będzie jeśli po prostu wyslę do niego krótkiego SMSa. Trzymałam telefon w dłoni i nie wiedziałam co mam mu napisać - kłębiło się we mnie tyle miłości, że nie wiedziałam jak najlepiej ując ją słowa. Zdążyłam wypić już kawę i zjeść ciastko, a wciąż nie wiedziałam co mam napisać Nathanowi. W końcu zdecydowałam się na tradycyjne "I love You:* " i pospieszyłam do wyjścia załadowana wszelkiego rodzaju torbami. Kiedy byłam już kilka metrów od galerii przypomniało mi się, że przecież miałam kupić prezent dla Nathana. Wkurzona na siebie, że jak zwykle musiałam czegoś zapomnieć, ruszyłam z powrotem do galerii. Znalazłam tam w sklepie z czapkami full-cap, idealny prezent dla mojego ukochanego - niebieską czapkę z czerwonym napisem " MY crazy boy ". Wzięłam ją bez zastanowienia i nawet nie spakowałam pieniędzy do portfela, bo bardzo spieszyłam się do Nathana. Juz nie mogłam się doczekac jego widoku. Przed wyjściem z galerii rozsypały mi się pieniądze. Połozyłam więc wszystkie torby z zakupami na ziemi i zaczęłam je powoli zbierać. Po kilku sekundach za mną rozległ się olbrzymi huk, zagłuszający wszystko inne. Nie przejęłam się tym zbytnio, myśląc, że to tylko jakaś kolizja samochodów i zbierałam rozsypane pieniądze dalej. Kiedy prawie już skończyłam, huk rozległ się znowu. Tym razem jednak był o wiele bardziej donośny i w dodatku towarzyszyło mu lekkie trzęsienie ziemi. Usłyszałam też krzyki ludzi. Wystraszyłam się. Pospiesznie wstalam przerażona ponownie rozsypując pieniadze. Potem wszystko potoczyło się tak szybko... Zobaczyłam jak ludzie wybiegają przerażeni z galerii. Jakaś zakrwawiona kobieta i kilku mężczyzn. Dlaczego biegli? Spojrzałam na ścianę od wschodu. Waliła się. Odpadały pojedyncze kawałki, jak wczesniej sądzono, wytrzymałego muru miażdżąc przy tym kilkuset ludzi. Ten widok był tak przerażający, że przez chwilę nie potrafiłam oddychać. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, nachyliłam się żeby sięgnąc po torby i jak najszybciej wynieść się z tego miejsca. Sięgając się poczułam jednak przerażająco silny ból z tyłu głowy złapałam się tam ręką i po chwili spojrzałam na to miejsce. Krew. Zakrwawiona ręka. Ból stał się jeszcze bardziej piekący. A potem jakoś nagle zaczął się zmniejszać. Podbiegł do mnie jakiś męzczyzna.
- Szybko! Pomogę pani - powiedział spoglądając z przerażeniem na moją głowę. Odwróciłam się do tyłu. Ściana z mojej strony też zaczęła już się walić. Musiałam jak najszybciej wynieść się z tego miejsca. Oparłam się na mężczyźnie kiedy usłyszłam krzyk dziecka. Obróciłam sie do tyłu i choć już słabo widzialam, udalo mi się dostrzeć małą dziewczynkę stojącą tuż przy walącej się ścianie i płaczącą nad zwłokami matki.
Ostatkami sił powiedzialam:
- Niech pan ratuje...tamto...dziecko... - mężczyzna wiedział o kim mówię.
- A co z panią? - spytał przestraszony.
- Dam...radę - odsunęłam się od niego, choć nie mogłam ustać na własnych nogach. Męzczyzna niepewnie rzucił się w kierunku dziewczynki. Dobiegł tam w bardzo krótkim czasie, bo nie znajdowaliśmy się wcale tak daleko od ściany. Zakręciło mi się w glowie. Widziałam już tylko niewyraźne obrazy. Próbowałam się jeszcze doczołgać poza zasięg spadającej ściany, ale wiedziałam, że moje szanse byly marne - znajdowałam się zbyt daleko miejsca w którym byłoby bezpiecznie. Jednak nie poddawałam się, próbowałam dalej. Do czasu kiedy kolejna z cegieł spadła mi na głowę. Teraz już nie bolało. Cegły zaczeły pokrywać całe moje ciało. Zaczęłam odpływać i ostatnią rzeczą, którą ujrzałam był cudowny błękit nieba, a potem była już tylko ciemność.
* Nathan *
W drodze powrotnej do domu zauwazyłem SMS'a od Leny. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ta dziewczyna była niesamowita. Spoglądając na drzewa za szybą samochodu myślałem o tym co jej powiem na przywitanie. Cholera! Czułem się tak, jakbyśmy ostatni raz widzieli się kilka lat temu, a nie kilka godzin. Co ona ze mną zrobiła? Wcześniej tylko marzyłem o tym, żeby wyrwać się z domu, wyjść na jakąś dyskotekę, zabawić się, zaliczyć kilka panienek i upić się do nieprzytomności. A teraz? Teraz marzyłem o ciepłym domu, kubku gorącej herbaty, meczu w telewizji i Leny obok. O tak, tego ostatniego pragnąłem najbardziej.
Po paru minutach zawitaliśmy do domu. Nar ucałowała przeszczęśliwego Seev'a, Tom przytulił Kels. Rozglądałem się za Leną, ale nigdzie jej nie było.
- Wyszła - poinformowała mnie Kels.
- Dawno? - spytałem.
- Właściwie, to kilka godzin temu. Ale poszła na zakupy, więc nie ma się co dziwić - puściła oczko do Nar. No nic. Jak poszła to i wróci. Wysłałem jej krótkiego SMS'a : "Kiedy wrócisz? Czekam już w domku:) Też Cię kocham i tęsknię! ". Postanowiłem, że dopóki nie wróci wezmę szybki prysznic. Oblałem się gorącą wodą i przebrałem w czyste ubrania. Potem udałem się do kuchni i wyjrzałem za okno. Ani śladu Leny. Zniecierpliwiony wysłałem jej kolejnego SMS'a : " Wracaj SZYBKO. Czekam ". Kiedy nie zjawiła się po kolejnych 30 minutach, zacząłem się bardzo niepokoić. Dochodziła 17.00. Ja rozumiem, "że zakupy", ale bez przesady. Zdenerwowany łaziłem po pokoju w tę i z powrotem. Zadzwoniłem na jej telefon. Chyba miała wyłączony czy coś.
- Nath usiądź. Nie przyjdzie jeśli będziesz tak łaził w tę i z powrotem - powiedział Max.
- Lena powinna już tu być... - powiedziałem niechętnie siadając.
- Gdzie ją wywiało? - spytał Tom, też już podenerwowany.
- Nie dajmy się zwariować - odpowiedział mu Jay - Na pewno wróci za moment. Dzwoniłeś do niej? - spytal mnie.
- Ma wyłączony telefon - rzuciłem poirytowany.
- Zadzwonię do Damiena - zaproponował Seev - Ostatnio jak zaginęła to była u niego... - zacisnąłem pięści. Na samą myśl o tym... miałem ochotę napaść kogoś na ulicy i obić mu mordę.
- Dzwoń - rozkazałem. Siva wziął swój telefon i wyszedł z salonu. Po kilku minutach wrocił.
- Ani śladu - powiedział. Jay, żeby trochę rozładować sytuację włączył TV.
- O ja! Patrzcie! Jakaś galeria się zawaliła! - przeżywał. Nie miałem ochoty tego słuchać. Znów próbowałem się dodzwonić do Len, w nadziei, że włączyła telefon. Oczywiście, nie zrobiła tego. Postanowiłem, że jak wróci, nie odezwę się do niej ani słowem. Niech wie, że bardzo się o nią martwiłem.
- Lena mówiła gdzie dokładnie idzie? - spytałem Kels.
- Hymm... Niech pomyślę... Nie. Nie przypominam sobie, żeby mi mówiła. Ale czekaj... chyba zostawiła jakąś kartkę w kuchni - wstała i udała się z pośpiechem w stronę kuchni. Trochę długo nie wracała. Już chciałem za nią iść, ale właśnie wyszła z kuchni. Trzymała oburącz niebieską kartkę i wpatrywała się w nią. Strasznie zbladła. Ledwo szła na nogach. Wszyscy spojrzeliśmy na nią przerażeni.
- Kels...? - spytałem. Serce biło mi jak oszalałe. Dziewczyna usiadła obok Tom'a. Ten pospiesznie objął ją ramieniem, a po chwili wyrwał jej kartkę z rąk. Wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego. Kels przytuliła się do niego i zaczeła płakać. Nie wytrzymałem, podszedłem do Tom'a i wyrwałem mu kartkę. Spojrzałem na nią. Widniało na niej delikatne pismo Leny. Pisała tam, że nie wie jak szybko wróci, że postara się jak najszybciej i że idzie do... Nie, nie to niemożliwe. Spojrzałem na obrazy, które przesuwały sie w telewizorze. Czy Lena... tam jest? Czy tam była? Usiadłem z wrażenia. Nie wiedziałem co powiedzieć. Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Jakbym żył juz tylko ciałem. Spojrzałem na telewizor. Zobaczyłem ruiny. Takie same ruiny, które panowały teraz w moim sercu. We wspomnieniach wciąż widziałem jej uśmiechniętą twarz. Widziałem nas razem, nierozłącznych, na zawsze. Jak to się stało, że ona... Myślałem o słowach. O ostatnich słowach, które do mnie powiedziała : "Trzymaj się kiedy mnie nie będzie". A potem ten SMS... 20 minut przed tragedią. Schowałem twarz w dłonie. To było za wiele. Za dużo jak na mnie. Czy ona zrobiła coś złego? Łzy splywały mi po policzkach. Moja Lena... Zawsze moja... Do końca...
_______________________________________
No i mamy nexta :)
Mam nadzieję, ze się spodobał, choć pewnie będziecie mnie chciały zabić za taki obrót sprawy...
< Tak wiem Oliwio, że sb teraz myślisz, że naprawdę się mnie boisz xpp >
No nic, pozostaje mieć nadzieję, że jakoś dożyję do nexta ;d
Pamietajcie, że bez względu na groźby i tak was będe kochać <3