Śnieżek :)

piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 30

Na szczęście udało mi się zdążyć na trening. To dobrze, przynajmniej z tym mi się dziś poszczęściło. Weszłam do szatni, zdjęłam z siebie te okropne eleganckie ciuchy i założyłam swój ulubiony komplet z numerkiem 18. Spojrzałam jeszcze raz na znienawidzoną sukienkę, w której musiałam paradować cały dzień. Znacznie lepiej czułam się w krótkich, przewiewnych, drużynowych spodenkach i za dużej bluzie. Chyba wgl mam niewiele z dziewczyny. Nigdy nie lubiłam tych wszystkich błyskotek, kolczyków, bransoletek... Mama opowiadała mi, że kiedy byłam mała zawsze bawiłam się tylko z moimi braćmi. w żołnierzy, policjantów... Zabawa z dziewczynkami w rodzinę czy lalki mnie nudziła. Podobno kiedyś, kiedy moi bracia poszli do szkoły, tak strasznie się nudziłam, że mama dała mi piłkę. Od tej pory się z nią nie rozstaję. Chciałabym zostać zawodową football- playerką, ale niestety - mój tata uparł się, że "dziewczyny nie powinny biegać za piłką". W spełnianiu moich piłkarskich marzeń, wspiera mnie tylko starszy brat - George. Czasami wydaje mi się, że tylko on tak naprawdę mnie rozumie. Zawsze umie mnie pocieszyć i sprawić, że się uśmiechnę.  Hymmm... Zaczęłam wkładać moje rzeczy do szafki, ale niestety moja supernowoczesna komórka spadła o ziemię. Włączyła się piosenka "Sweet Nothing". No nie. Tego właśnie się obawiałam. Dlaczego włączyła się akurat ona?! Pewnie nie wspominałam, że mój tata chce, abym śpiewała. No więc tak. Talent, który posiadam, jest dla mnie przeklenstwem. Nienawidzę śpiewać. Nienawidzę się za to, że potrafię i to całkiem nieźle. Ojciec wysyła mnie w każdy czwartek i sobotę do pani Dasserwood - bogatej, samotnej staruszki. Nic do niej nie mam, jest nawet spoko. Ale niestety, jako osoba bardzo wpływowa, załatwia mi występy w jakichś bardzo wykwintnych restauracjach, albo na bankietach różnego rodzaju. To jest jakieś piekło! Muszę paradować w sukienkach dla bogaczy, na które w zyciu nie będzie mnie stać, muszę być miła i kulturalna i wgl taka... nijaka. Na szczęście ostatnio nie muszę występować, bo nagadałam staruszce, że mam bardzo poważne zapalenie krtani. Tylko nie wiem, na jak długo to pomoże...
- Ej Alice! Mówię do Ciebie! Zakochałaś się czy co? - moja jedyna przyjaciółka Melinda, obrońca lewoskrzydłowa, krzyczała do mnie w szatni.
- Co? Nie, nie w życiu! - kolejna bardzo ważna kwestia, mianowicie miłość. Jak łatwo się domyślić, jak się ma ochotę dać każdemu w pysk, to się raczej o miłości nie myśli. No więc ja o miłości nie myślę.
- Jak tam w nowej pracy? - spytała mnie dziewczyna.
- W życiu mnie nie przyjmą. Daj luz dziewczyno - zaśmiałyśmy się - A co u Ciebie? Jak tam ci Twoi chłopcy?
- Aaaccchhhhhhhhhhhhh.... Gdybyś ty wiedziała jak ja ich kocham...
- Dobra, dobra wiem. Tylko żartowałam. Wcale nie mam zamiaru słuchać o nich przez godzinę - do szatni wszedł trener.
- I co dziewczyny, gotowe?
- Tak jest trenerze!
- Jak nasza napastniczka? - uśmiechnął się do mnie.
- Jak zawsze w formie trenerze! - odwzajemniłam uśmiech.
- Świetnie! To ruszamy na boisko! Najpierw rozgrzewka , a potem do gry! Niedługo zaczynamy nowy sezon, trzeba być w formie. Musimy bronić tytułu mistrza! - w szatni rozległ się okrzyk radości, po czym wszystkie z dreszczykiem emocji pognałyśmy na boisko.
Po treningu padałam z nóg, ale czułam się szczęśliwa.
- No i Tom... Aaaaaaaaaaaaa Tom! No właśnie Tom powiedział, że.... - bla, bla, bla... Mel zaczynała swój, bardzo znany mi monolog. Mogłaby opowiadać bez przerwy o tych... zaraz...The Needed? Nie to było raczej...The Wanted! - Ale Jay'a to ja kocham najbardziej! - znała ich dopiero od jakichś 4 miesięcy, ale nie mogła przestać o nich paplać,
- Ty chyba wiesz o nich wszystko co nie, Mel?
- O Jay'u tak! A co do reszty to dopiero nadrabiam - uśmiechnęła się, szczęśliwa, że wreszcie zainteresowałam się jej idolami.
- Taaa... I tak ich nigdy nie spotkasz, więc radze sobie nie robić nadziei - spojrzała na mnie zbita z tropu - O George po mnie podjechał! - zawołałam widząc samochód brata - To na razie, Mel! - nie odpowiedziała mi.
Pewnie znowu się obrazi... Ciekawe... Jesteśmy tak różne... Czasami dziwię się, że wgl się przyjaźnimy.
- Hej braciszku - powiedziałam otwierając drzwi od strony pasażera.
- Cześć siostrzyczko. Opowiadaj! Jak na przesłuchaniu? - zapięłam pasy w nowym wozie mojego najstarszego brata. Nieźle się napracował, żeby mieć kasę na to cudo.
- No nie, ty też? Każdy pyta mnie o to samo - mój brat się zaśmiał.
- Widocznie każdy jest bardzo ciekawy, jak to sobie nasza gwiazdka poradziła - powiedział, wciąż się śmiejąc. Skrzywiłam się.
- Masakra. Kompletna porażka. Nie umiem tego okreslić. Nawet ta babka sb pomyślała, że wolą nie zatrudniać nikogo niż mnie...
- A skąd ty wiesz, co ona sb pomyslała? - spojrzałam na niego znacząco - A... no ta. Zapomniałem - resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. A potem pojawiła się ona. Przyszła tak jak zwykle - niespodziewanie. Wizja. Kolejna z tych dziwnych wizji, którymi byłam obdarzona. To dzięki nim czasami potrafiłam przewidzieć wynik nadchodzącego meczu, albo odczytać mysli niektórych ludzi. Były też wizje, których kompletnie nie rozumiałam- jakieś wyrwane kawałki, które nic mi nie mówiły. Obraz, który zobaczyłam przed chwilą, przedstawiał wodę. Strumienie czystej, źródlanej wody. A potem obraz zaczął się zmieniać - woda stała się krwistoczerwona, pojedyncze strumyczki przeistaczały się w jedną rzekę, pełną ludzkiej krwi. Zadrżałam.
- Alice? - spytał mnie George i potrząsnął moim ramieniem. Ocknęłam się. Obraz zniknął - Nic Ci nie jest?
- Nie - powiedziałam łapiąc się za głowę. Po niektórych wizjach strasznie mnie bolała.
- To co cię tak wystraszyło?
- Nic. Nieważne. Kolejna z tych dziwnych wizji, których nie jestem w stanie zrozumieć - mój brat westchnął. Przejmował się, każdą z tych niewyraźnych wizji. Spojrzał w moim kierunku. Uśmiechnęłam się, by trochę rozładować emocje. George uniósł z westchnieniem prawy kącik ust i powrócił do prowadzenia auta. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
______________________________________________
Taki tam krótki, żeby przybliżyć wam postać Allison ;]
Mnie osobiście niezbyt się podoba, albo nie - wcale mi się nie podoba.
Jakieś pomysły co do dalszego ciągu opowiadania? :>
Jestem ciekawa waszych pomysłów ;d Dam wam ostatnią, taką maluśką podpowiedź - Nathan przy Allison zrozumie jak bardzo kocha Lenę. Więcej nie zdradzę ! xd
Chciałam wam bardzo moooooocno podziękować za wszystkie komentarze - one bardzo mnie motywują do pisania :) I pewnie dlatego dzisiaj czytacie ten rozdział - dzięki waszym komentarzom.
Bardzo was kocham i wgl dziękuję, że czytacie moje opowiadanie <3
Do następnego :***





sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 29

ROK PÓŹNIEJ

Pustka. Kompletna pustka. Właśnie to czułem po jej stracie. Żadne słowa nie są w stanie opisać co czułem. To było... Nikomu tego nie życzę. Świadomość, że była... Że była blisko mnie, usmiechała się i płakała a teraz już nigdy... Pamiętam dzień, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. To szybsze bicie serca. I jej cudowne oczy. Tego nie da się zapomnieć. Więc czemu odeszła tak szybko? Zostawiła mnie samego na pastwę tego obrzydliwego świata. Nie miałbym nic przeciwko gdyby zabrała mnie ze sobą. Tak byłoby lepiej. Dla mnie. Dla niej. Dla nas wszystkich. Nie. Wcale nie byłoby lepiej. Widziałem co się działo z rodziną Leny na jej pogrzebie. Czy naprawde chciałbym, żeby była tam i moja rodzina? Oczywiście, że nie. Chyba tylko ta świadomość powstrzymywała mnie przed popełnieniem samobójstwa. Myślałem o tym. Myślałem wielokrotnie. Wtedy kiedy dowiedziałem się o jej śmierci i na jej pogrzebie. Nawet wtedy, kiedy po błaganiach mojej mamy, zdecydowałem się ich odwiedzić w rodzinnych stronach. Wszyscy bardzo się o mnie martwili. Mama, Jess... Pocieszali mnie i może właśnie dlatego czułem się jeszcze gorzej. Wróciłem do mieszkania w Londynie po jakimś tygodniu. Tam było jeszcze gorzej. Tom wpadł w prawdziwą paranoję. Nigdzie nie puszcza Kelsey samej. Chyba stracił swoje bardzo orginalne poczucie humoru. Ciągle obwinia się o śmierć Leny. Twierdzi, że powinien jej pilnować, bo w końcu u niego spędzała wakacje. Mimo zapewnień rodziców Leny i naszych, że przeciez nikt nie mógł tego przewidzieć, chlopak wciąż się zadręcza. Aż żal na niego patrzeć. Ze mną nie lepiej. Bez przerwy tylko chodzę na ten zbiorowy grób ( ciała ofiar katastrofy były tak zmasakrowane, że nie dało się ich odróżnić ) i siedzę na nim cały dzień. Nabawiłem się przez to zapalenia płuc, ale mnie i tak jest wszystko jedno. Przezyję, czy umrę... To bez znaczenia. Wszystko jest dla mnie teraz bez znaczenia. Ona była ważna. A skoro jej nie ma, to wszystko inne nie ma większego znaczenia. Święta były okropne. Nie potrafiłem się pogodzić z jej brakiem. Kupiłem jej nawet prezent. Nikt się nie cieszył, a pusty talerz jeszcze bardziej nam o niej przypominał. Jay, dla rozluźnienia atmosfery włączył radio. ale nie mógł przewidzieć co tam usłyszymy:

Nie chce wiele na gwiazdkę,
Jest jedna rzecz której potrzebuję
Nie przejmuję się prezentami
Pod świąteczną choinką
Chcę cię po prostu dla siebie
Bardziej niż możesz sobie wyobrazić
Spełnij moje marzenie
Wszystkim czego chcę na święta jesteś Ty



 Minął juz rok, a ja wciąż nie mogę się pogodzić z takim stanem rzeczy. Wczoraj bylismy w Polsce, u rodziców Leny. Rozmawialiśmy, Tom znowu zaczął się obwiniać. Na szczęście babcia Leny bardzo szybko wybiła mu takie myśli z głowy. " Nikt nie mial wpływu na to, co się stało ", stwierdziła. W Gdansku całkiem nieźle sobie radzą. Życie toczy się dalej. Zawsze będa pamiętać swoją jedyną córkę. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że powinienem wreszcie sobie kogoś znaleźć. w końcu jestem jeszcze młody, a Len na pewno nie chciałaby, żebym zostal sam. Ta... łatwo powiedzieć. Żadnej dziewczyny nie pokochałbym już nigdy tak, jak jej. I w dodatku czułbym się tak, jakbym ją zdradzał. Życie nie ma sensu. Znów idę na grób. Czasami próbuję sobie wmówić, że wcale nie umarła. Tylko wyjechała. Zostawiła nas samych, bo jej nie obchodzimy. Ja jej nie obchodzę. Uciekła, kto tam wie gdzie z nową milością. I jest szczęśliwa. Jak już powiedziałem, próbuję sobie to wmówić. Wiadomo z jakim skutkiem. Życie nie ma sensu. Mijam kolejną z par trzymających się za ręce. Dobrze, że paparazzi mi odpuścili. Z tego wniosek, że paparazzi też czasami są ludźmi. Choć na poczatku było ciężko. W każdej gazecie : "Dziewczyna Sykes'a nie żyje" , "Koniec wielkiej miłości. Tragedia mlodego artysty". I te pytania : Co pan czuje po śmierci ukochanej? "A co ja mogę czuć? " - spytałem ich kiedyś. " Nie czuję nic. Nie boli mnie serce. Ja już nie mam serca ". Wchodzę do jakiegos sklepu. Jakiego? Przecież to i tak nie ma znaczenia. W głośnikach słyszę " Lose My Mind".

Mówią że czas
Leczy wszystko
Ale nie znają Ciebie
I ran które powodujesz 


Biorę pierwszą lepszą butelkę z wodą i podchodzę do kasy. Sprzedawczyni chyba mnie poznała, bo uśmiecha się ze współczuciem. Nie wiem po co, bo nie potrzebuję współczucia. Potrzebuję Leny. Tylko jej mi potrzeba. Płacę i wychodzę ze sklepu. Na grobie Leny zapalam świeczkę i siadam w swoim 'ulubionym; miejscu.
- Cześć skarbie - mowię jak co dzień na przywitanie - Stęskniłaś się może za mną? No tak nie chcesz ze mna gadać. Ale może kiedyś zrobisz ten wyjątek i się odezwiesz? - chwila ciszy. Chowam twarz w dłonie - Gdybyś  tylko wiedziała... Jak bardzo za toba tęsknię...- po kilku minutach uspakajam się i jak co dnia opowiadam jej o swoim dniu. I tak co dzień... Moje życie to jedno wielkie, melancholijne gówno. Gdyby nie ludzie, którzy mnie kochają, dawno bym ze sobą skonczył. Jaki sens ma życie w ciagłym cierpieniu? Chciałbym, żeby to się skończyło. Żeby to był sen. Żebym obudził się i zobaczył krzatającą się po pokoju Lenę. Przytulilaby mnie widząc, że się obudziłem. Spytałaby co mi się sniło. Opowiedziałbym jej w szczegółach o moim cierpieniu. Pewnie w trakcie bym się rozkleił, ale co tam. Podeszłaby do mnie, usiadła mi na kolanach i wytarła moje łzy. Zasmiałaby się przez łzy i nazwała mnie głuptasem. A potem wspólnie cieszylibyśmy sie, że to tylko sen. A potem bym ją pocałował. I żylibyśmy dłuuugo o bardzo szczęśliwie.
Tak. Zrobiłbym dla niej wszystko. Ale ona już nie zrobiłaby tego samego.

* Tymczasem w innej części Londynu...*
Nazywam się Allison Thyme. Allison Thyme. Powtarzałam wciąż trzęsąc się z podenerwowania. Byłam już 30 minut po rozmowie kwalifikacyjnej a wciąż nie potrafiłam się opanować. Oczywiście, że mnie nie przyjmą. Sama bym siebie nie przyjęła. Ale co tam - gdyby w mojej rodzinie nie byłoby tak krucho z kasą, to dawno bym sobie odpuściła. Ale nie mogę. Obiecałam, że pomogę, to dotrzymam obietnicy. W końcu mam już 18 lat a nie mam zamiaru uczyć się, chodzic na studia i te sprawy. Chcę działać. Spojrzałam na zegarek. No tak za godzinę trening. Nie wiem czy zdążę wrócić do domu. Mieszkam na obrzeżach Londynu,a dojazd z centrum zajmie mi z godzinę. Lepiej będzie jak popędzę prosto na trening. O ile zdążę.. W Londynie znów korki. Cholery można dostać. Pospieszyłam na autobus, kiedy zadzwonił mój telefon. Mama.
- Tak mamo? No już po. Co? Jak zwykle. Rewelacji nie ma. Okey, okey. Nie, jadę na trening. Chciałabym, ale nie zdążę. No... dobra. Zadzwonię jeszcze. Tak, wiem. Pa - wsadziłam komórkę do kieszeni. Zaraz padnie mi bateria. Super. Normalnie świetnie. Pierwsze co zrobię, jak cos zarobię, to kupię sobie nowy telefon. Super, nawet się zrymowało. Gdyby nie ten ciągły brak kasy mogłabym powiedziec, że jestem szczęśliwa. Mam cudownych rodziców i braci. No może tylko George, bo Mike i Jake, piekielne bliźniaki sa nie do wytrzymania. No i football- mój największy powód do szczęścia. Na treningach daję z siebie wszystko. I choć nie pochodzę z jakiejś tam zamożnej rodziny to będę walczyła o swoje marzenia. Byc może będzie ciężko, ale dam radę. Dam i udowodnię wszystkim, że jestem silna. Wyjęlam z torebki słuchawki i właczyłam ulubioną stację radiową. Wsłuchałam się w rytmiczną piosenkę, której nigdy wczesniej nie słyszałam i zapomniałam o całym świecie.
__________________________________
Zgodnie z obietnicą - dodałam :)
Jak zdążyłyście zauwazyć wprowadziłam nową bohaterkę, która... a z resztą same zobaczycie. Nie myślecie tylko, że Nathy zapomni o Lenie i będzie z Allison... Bo prawda jest znacznie bardziej skomplikowana :)
Mam nadzieję, że zainteresowalam was trochę ;]
Z góry uprzedzam, że nic nie będzie takie jak wam się wydaje, bo Lena w pewnym sensie, znów zakręci w życiu Natha. Więcej nie zdradzę :)
Chciałam wam tez złozyć życzenia świateczne, bo nie wiem, czy dodam nowy rozdział jeszcze przed Wigilią. A więc: WESOŁYCH ŚWIĄT! I oczywiście TW pod choinką :)
Nie zanudzam więcej. Wierzę, że nie zostawicie mnie samej i dalej będziecie czytać opo. Może w kolejnych rozdziałach milo was zaskoczę ;)
Do nastepnego siostrzyczki :***
Kocham was bardzo <3

Mamy swoich żołnierzy, wojna nam nie straszna. Amen.



sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 28

Kiedy chłopcy zniknęli zrobiło się tak nagle bardzo smutno. I jakoś dziwnie cicho. Nar wyszła niedługo po nich - do pracy. Ja chwyciłam za torbę i portfel i wyleciałam na ulicę. Zakupy! Właśnie tego było mi trzeba. Otuliłam się bardziej kaszmirowym szalem, który dostałam od Natha. A swoją drogą - może też powinnam mu coś kupić? Zajrzałam w portfel. Kasy mi wystarczy. Rodzicie dali mi spory "zapas" kiedy byłam u nich w Gdańsku. Czekając na autobus, który miał mnie zawieść aż pod samą galerię, postanowiłam jednak, że się przejdę. Co prawda, był to spory kawałek i w Londynie jak zwykle było przeraźliwie zimno, ale jakoś niezbyt mnie po przerażało - wręcz przeciwnie. Trochę ruchu mi się przyda. Mijając wystawy sklepowe myslałam o Nathanie. Ten drań nie chciał opuszczać moich myśli. Byłam ciekawa co teraz robi. Ach... ile bym dała, żeby móc tam z nim być. Słyszeć jego anielski śpiew, który sprawiał, że miałam ciarki na całym ciele. Bez ustanku spoglądać na jego uśmiechnietą twarz... Leno, skup się. Jeśli tak dalej pójdzie to wpadniesz pod samochód. Szłam powoli pozwalając mojemu umysłowi całkowicie wypełnić się myślami na temat koloru nowej sukienki, albo na przykład wyglądu nowych butów... I tak zleciało mi z pół godziny zanim dotarłam do galerii.
Sklepów było mnóstwo!! Przepiękne sukienki wisiały na wystawach. Czy można sobie wyobrazić coś lepszego niż masy ubrań tylko czekających na to, żeby wziąć któreś z nich do ręki i krzyknąć, że zawsze szukało się właśnie tego?!  Trudno sobie wyobrazić w jakim raju się znajdowałam. Wciąż  nie rozumiem tej dziwnie silnej siły zakupów. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu i już po 30 minutach wyniosłam z niego to. Potem udałam się do następnego sklepu i do jeszcze innego.... Całkiem sporo wydałam i całkiem sporo mi to zajęło. Było już przed 15. Postanowiłam , że wstąpię jeszcze tylko do kawiarni na małą kawkę i ciastko i pognam do domu. Tak bardzo tęskniłam za moim księciem! Miałam nadzieję, że on za mną też. Siedząc w kawiarni wyjęłam z kieszeni mój telefon i postanowiłam, że do niego zadzwonię. Po chwili jednak zdecydowałam, że najlepiej będzie jeśli po prostu wyslę do niego krótkiego SMSa. Trzymałam telefon w dłoni i nie wiedziałam co mam mu napisać - kłębiło się we mnie tyle miłości, że nie wiedziałam jak najlepiej ując ją słowa. Zdążyłam wypić już kawę i zjeść ciastko, a wciąż nie wiedziałam co mam napisać Nathanowi. W końcu zdecydowałam się na tradycyjne "I love You:* " i pospieszyłam do wyjścia załadowana wszelkiego rodzaju torbami. Kiedy byłam już kilka metrów od galerii przypomniało mi się, że przecież miałam kupić prezent dla Nathana. Wkurzona na siebie, że jak zwykle musiałam czegoś zapomnieć, ruszyłam z powrotem do galerii. Znalazłam tam w sklepie z czapkami full-cap, idealny prezent dla mojego ukochanego - niebieską czapkę z czerwonym napisem " MY crazy boy ". Wzięłam ją bez zastanowienia i nawet nie spakowałam pieniędzy do portfela, bo bardzo spieszyłam się do Nathana. Juz nie mogłam się doczekac jego widoku. Przed wyjściem z galerii rozsypały mi się pieniądze. Połozyłam więc wszystkie torby z zakupami na ziemi i zaczęłam je powoli zbierać. Po kilku sekundach za mną rozległ się olbrzymi huk, zagłuszający wszystko inne. Nie przejęłam się tym zbytnio, myśląc, że to tylko jakaś kolizja samochodów i zbierałam rozsypane pieniądze dalej. Kiedy prawie już skończyłam, huk rozległ się znowu. Tym razem jednak był o wiele bardziej donośny i w dodatku towarzyszyło mu lekkie trzęsienie ziemi. Usłyszałam też krzyki ludzi. Wystraszyłam się. Pospiesznie wstalam przerażona ponownie rozsypując pieniadze. Potem wszystko potoczyło się tak szybko... Zobaczyłam jak ludzie wybiegają przerażeni z galerii. Jakaś zakrwawiona kobieta i kilku mężczyzn. Dlaczego biegli? Spojrzałam na ścianę od wschodu. Waliła się. Odpadały pojedyncze kawałki, jak wczesniej sądzono, wytrzymałego muru miażdżąc przy tym kilkuset ludzi. Ten widok był tak przerażający, że przez chwilę nie potrafiłam oddychać. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, nachyliłam się żeby sięgnąc po torby i jak najszybciej wynieść się z tego miejsca. Sięgając się poczułam jednak przerażająco silny ból z tyłu głowy złapałam się tam ręką i po chwili spojrzałam na to miejsce. Krew. Zakrwawiona ręka. Ból stał się jeszcze bardziej piekący. A potem jakoś nagle zaczął się zmniejszać. Podbiegł do mnie jakiś męzczyzna.
- Szybko! Pomogę pani - powiedział spoglądając z przerażeniem na moją głowę. Odwróciłam się do tyłu. Ściana z mojej strony też zaczęła już się walić. Musiałam jak najszybciej wynieść się z tego miejsca. Oparłam się na mężczyźnie kiedy usłyszłam krzyk dziecka. Obróciłam sie do tyłu i choć już słabo widzialam, udalo mi się dostrzeć małą dziewczynkę stojącą tuż przy walącej się ścianie i płaczącą nad zwłokami matki.
Ostatkami sił powiedzialam:
- Niech pan ratuje...tamto...dziecko... - mężczyzna wiedział o kim mówię.
- A co z panią? - spytał przestraszony.
- Dam...radę - odsunęłam się od niego, choć nie mogłam ustać na własnych nogach. Męzczyzna niepewnie rzucił się w kierunku dziewczynki. Dobiegł tam w bardzo krótkim czasie, bo nie znajdowaliśmy się wcale tak daleko od ściany. Zakręciło mi się w glowie. Widziałam już tylko niewyraźne obrazy. Próbowałam się jeszcze doczołgać poza zasięg spadającej ściany, ale wiedziałam, że moje szanse byly marne - znajdowałam się zbyt daleko miejsca w którym byłoby bezpiecznie. Jednak nie poddawałam się, próbowałam dalej. Do czasu kiedy kolejna z cegieł spadła mi na głowę. Teraz już nie bolało. Cegły zaczeły pokrywać całe moje ciało. Zaczęłam odpływać i ostatnią rzeczą, którą ujrzałam był cudowny błękit nieba, a potem była już tylko ciemność.
* Nathan *
W drodze powrotnej do domu zauwazyłem SMS'a od Leny. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ta dziewczyna była niesamowita. Spoglądając na drzewa za szybą samochodu myślałem o tym co jej powiem na przywitanie. Cholera! Czułem się tak, jakbyśmy ostatni raz widzieli się kilka lat temu, a nie kilka godzin. Co ona ze mną zrobiła? Wcześniej tylko marzyłem o tym, żeby wyrwać się z domu, wyjść na jakąś dyskotekę, zabawić się, zaliczyć kilka panienek i upić się do nieprzytomności. A teraz? Teraz marzyłem o ciepłym domu, kubku gorącej herbaty, meczu w telewizji i Leny obok. O tak, tego ostatniego pragnąłem najbardziej.
Po paru minutach zawitaliśmy do domu. Nar ucałowała przeszczęśliwego Seev'a, Tom przytulił Kels. Rozglądałem się za Leną, ale nigdzie jej nie było.
- Wyszła - poinformowała mnie Kels.
- Dawno? - spytałem.
- Właściwie, to kilka godzin temu. Ale poszła na zakupy, więc nie ma się co dziwić - puściła oczko do Nar. No nic. Jak poszła to i wróci. Wysłałem jej krótkiego SMS'a : "Kiedy wrócisz? Czekam już w domku:) Też Cię kocham i tęsknię! ". Postanowiłem, że dopóki nie wróci wezmę szybki prysznic. Oblałem się gorącą wodą i przebrałem w czyste ubrania. Potem udałem się do kuchni i wyjrzałem za okno. Ani śladu Leny. Zniecierpliwiony wysłałem jej kolejnego SMS'a : " Wracaj SZYBKO. Czekam ". Kiedy nie zjawiła się po kolejnych 30 minutach, zacząłem się bardzo niepokoić. Dochodziła 17.00. Ja rozumiem, "że zakupy", ale bez przesady. Zdenerwowany łaziłem po pokoju w tę i z powrotem. Zadzwoniłem na jej telefon. Chyba miała wyłączony czy coś.
- Nath usiądź. Nie przyjdzie jeśli będziesz tak łaził w tę i z powrotem - powiedział Max.
- Lena powinna już tu być... - powiedziałem niechętnie siadając.
- Gdzie ją wywiało? - spytał Tom, też już podenerwowany.
- Nie dajmy się zwariować - odpowiedział mu Jay - Na pewno wróci za moment. Dzwoniłeś do niej? - spytal mnie.
- Ma wyłączony telefon - rzuciłem poirytowany.
- Zadzwonię do Damiena - zaproponował Seev - Ostatnio jak zaginęła to była u niego... - zacisnąłem pięści. Na samą myśl o tym... miałem ochotę napaść kogoś na ulicy i obić mu mordę.
- Dzwoń - rozkazałem. Siva wziął swój telefon i wyszedł z salonu. Po kilku minutach wrocił.
- Ani śladu - powiedział. Jay, żeby trochę rozładować sytuację włączył TV.
- O ja! Patrzcie! Jakaś galeria się zawaliła! - przeżywał. Nie miałem ochoty tego słuchać. Znów próbowałem się dodzwonić do Len, w nadziei, że włączyła telefon. Oczywiście, nie zrobiła tego. Postanowiłem, że jak wróci, nie odezwę się do niej ani słowem. Niech wie, że bardzo się o nią martwiłem.
- Lena mówiła gdzie dokładnie idzie? - spytałem Kels.
- Hymm... Niech pomyślę... Nie. Nie przypominam sobie, żeby mi mówiła. Ale czekaj... chyba zostawiła jakąś kartkę w kuchni - wstała i udała się z pośpiechem w stronę kuchni. Trochę długo nie wracała. Już chciałem za nią iść, ale właśnie wyszła z kuchni. Trzymała oburącz niebieską kartkę i wpatrywała się w nią. Strasznie zbladła. Ledwo szła na nogach. Wszyscy spojrzeliśmy na nią przerażeni.
- Kels...? - spytałem. Serce biło mi jak oszalałe. Dziewczyna usiadła obok Tom'a. Ten pospiesznie objął ją ramieniem, a po chwili wyrwał jej kartkę z rąk. Wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego. Kels przytuliła się do niego i zaczeła płakać. Nie wytrzymałem, podszedłem do Tom'a i wyrwałem mu kartkę. Spojrzałem na nią. Widniało na niej delikatne pismo Leny. Pisała tam, że nie wie jak szybko wróci, że postara się jak najszybciej i że idzie do... Nie, nie to niemożliwe. Spojrzałem na obrazy, które przesuwały sie w telewizorze. Czy Lena... tam jest? Czy tam była? Usiadłem z wrażenia. Nie wiedziałem co powiedzieć. Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Jakbym żył juz tylko ciałem. Spojrzałem na telewizor. Zobaczyłem ruiny. Takie same ruiny, które panowały teraz w moim sercu. We wspomnieniach wciąż widziałem jej uśmiechniętą twarz. Widziałem nas razem, nierozłącznych, na zawsze. Jak to się stało, że ona... Myślałem o słowach. O ostatnich słowach, które do mnie powiedziała : "Trzymaj się kiedy mnie nie będzie". A potem ten SMS... 20 minut przed tragedią. Schowałem twarz w dłonie. To było za wiele. Za dużo jak na mnie. Czy ona zrobiła coś złego? Łzy splywały mi po policzkach. Moja Lena... Zawsze moja... Do końca...
_______________________________________
No i mamy nexta :)
Mam nadzieję, ze się spodobał, choć pewnie będziecie mnie chciały zabić za taki obrót sprawy...
< Tak wiem Oliwio, że sb teraz myślisz, że naprawdę się mnie boisz xpp >
No nic, pozostaje mieć nadzieję, że jakoś dożyję do nexta ;d
Pamietajcie, że bez względu na groźby i tak was będe kochać <3










niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 27

Przez kolejne dwa tygodnie wszystko się układało. Było wprost jak w bajce! Jak w cholernie dobrym śnie, który mógł w każdej chwili się skończyć. Nathan był cudowny - opiekował się mną i tak cholernie się starał. Codziennie wieczorem wychodziliśmy na długie spacery w "nasze miejsce". Tam nic się nie liczyło prócz Nathana. Mojego chłopaka. Tak, nie było sensu już się dłużej z tym ukrywać. Jakiś tydzień temu Nath ogłosił na tt, że jesteśmy razem. Bałam się reakcji jego fanek, ale niepotrzebnie. Co prawda niektóre były zaskoczone, żeby nie powiedzieć wściekłe, ale zdecydowana większość twierdziła, że coś juz tam przeczuwała. Więc nie było aż tak źle. Tom też świetnie się spisywał. W pełni zaakceptował to, że Nath i ja jesteśmy parą. Mogliśmy liczyć na wszystkich. No może z wyjątkiem Damiena, który przestał "zawracać sobie mną głowę" od kiedy dowiedział się, że jestem z Nathanem. Oczywiście mój książę, kiedy się o tym dowiedział, wręcz krzyczał z radości. Na moje upominające spojrzenie odpowiedział tylko:
- Teraz już nie muszę się Tobą z nikim dzielić - po czym uśmiechnął się tak, że mój świat zawirował i posłał mi buziaka.
Mijały dni i tygodnie. Byłam już z wizytą w Polsce, kiedy TW wyjechali na Ibizę. Nathan upierał się, żebym pojechała z nimi, ale postawiłam na swoim i spędziłam miły weekend z rodziną w Gdańsku. Kiedy wróciłam cała zgraja przywitała mnie na lotnisku w Londynie. Zauważyłam, że Max jest jakiś nie swój. Po krótkiej inspekcji dowiedziałam się, że on i Michaelle rozstali się. Biedny Max, pomyślałam. Na szczęście mój książę nie dał mi długo o tym myśleć, gdyż jak twierdził "stęsknił się za mną tak, że teraz musi to nadrobić". Uśmiechnęłam się tylko i poddałam się jego "wymysłom". Kilka dni później poszliśmy na mecz Manchesteru United. Bawiłam się wręcz cudownie! United wygrał 3:0 i Nath stwierdził, że jestem jego lucky star i że od tej pory będziemy chodzić na mecze ManU kiedy tylko uda mu się kupić bilety. Wtedy też, po meczu paparazzi robili nam masę zdjęć na których Nathan mnie całował. Mój chłopak udzielił też krótkiego wywiadu na nasz temat i pognaliśmy do domu.
       Dzisiejszego dnia postanowiłam wybrać się na zakupy. Przeciągnęłam się w ciepłym łóżeczku i wyjrzałam za okno. Typowo angielska pogoda. No tak. Wyszłam z łóżka pod prysznic, ubrałam się, umyłam zęby, ułożyłam włosy i zrobiłam sobie lekki makijaż. Kiedy byłam gotowa weszłam do kuchni gdzie czekała już cała moja rodzinka.
- Cześć wszystkim! - krzyknęłam dając tym samym znać, że jestem.
- Cześć! - odpowiedziały mi poszczególne głosy. Nathan podniósł się z krzesła, podszedł do mnie i położył swoje ciepłe ręce na moich biodrach.
- Cześć kochanie - zamruczał mi do ucha i wpił się w moje usta. Poddałam mu się bez żadnych protestów wplatając palce w jego włosy.
- Tu się je - poinformował nas przesłodki Jayowaty. Oderwałam się od Natha i spojrzałam na Loczka gniewnie - Już się zamykam - odpowiedział a ja powróciłam do wcześniejszego zajęcia. Nathan najpierw całował mnie delikatnie, czule, żeby zaraz gwałtownie przejść w prawdziwą burzę namiętności. Dobrze, ze chłopak mnie trzymał, bo obawiam się, że moje nogi mogłyby się ugiąć pode mną w każdej chwili. Kiedy wreszcie się sobą nacieszyliśmy, Tom podał mi grzankę, którą sam zrobił ( naprawdę była niesamowicie pyszna ). Połknęłam ją w jakieś 2 minuty.
- Ktoś tu chyba był bardzo głodny... Po wczorajszych nocnych doznaniach - Loczek uśmiechnął się głupawo.
- Ja przynajmniej mam być po czym głodna w przeciwieństwie do niektórych - wytknęłam mu język. Tom się zaśmiał.
- Zgasiła cię Loczuś - skomentował, a Nath usmiechnął się złośliwie.
- Moja dziewczynka - posłał mi buziaka, a Tom przyniósł mi kolejnego tosta. A potem jeszcze jednego... i jeszcze... Najadłam się tak, że ledwo chodziłam. Udałam się do łazienki gdzie umyłam zęby, po czym wrócilam do kuchni. Wtuliłam się w Nathana, który czekał na mnie oparty o ścianę.
- Jakieś plany na dzisiaj? - spytał kogoś Seev.
- Mamy nagranie w studiu - przypomniał mu Max.
- A tak ! I found you in a river of pure emotion...
- I found you, my only truth  - zanucił Nathan patrząc na mnie. Pocałowałam go w usta.
- I found you and the music played - zaśpiewał Tom pokazując palcem na rozchichotaną Kels.
- I was lost - Jay wstał i razem z Maxem dokończył - Till I found you, you, you...
- Zobaczycie chłopcy to będzie genialna piosenka - powiedziała Nareesha.
- Zgadzam się całkowicie! - wykrzyknęłam a Nath przytulił mnie mocniej.
- Nie chcę nigdzie jechać - powiedział i położył swoją głowę na moim ramieniu - Chcę z tobą zostać.
- Przecież wrócisz - zaśmiałam się. Chłopak zrobił minkę słodkiego szczeniaczka. Nie mogąc się powstrzymać, przyciągnęłam go bliżej siebie i rozchyliłam mu usta językiem. Nath podchwycił o co mi chodziło i chwilę później byliśmy juz całkowicie zajęci naszym namietnym pocałunkiem. Chciałam, żeby nigdy się nie skonczył. Czując smak chłopaka nie byłam w stanie mysleć o niczym innym - liczył się tylko on. Mogę się założyć, że gdyby na ziemię zaczęły spadać meteoryty albo olbrzymia fala tsunami miała zalać Londyn, całując mojego ukochanego nie byłabym w stanie ruszyć się z miejsca. Pewnie zginęłabym jako pierwsza, ale w ramionach Nathana nie bałam się niczego. Mogłabym umierać i z tysiąc razy.
- Nie ma mowy, zostaję - powiedział Nath przez chwilę się ode mnie odrywając i równie szybko objął mnie znowu. Zaśmiałam się przez pocałunek.
- Nie ma mowy, idziesz - oznajmił Tom z błyskiem w orzechowych oczach. Nathan Westchnął.
- Choć - pociągnął mnie za sobą do swojego pokoju. Weszliśmy do środka a Nath zamknął drzwi.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - spytałam niewinnie i usmiechnęłam się.
- Zgadnij - chłopak kiwnął znacząco w stronę wielkiego łóżka i uśmiechnął się łobuzersko. Ja również się zaśmiałam.
- Wariat - zganiłam go i usiadłam na łóżku - Ty ciągle o tym samym.
- Ej! To nie moja wina tylko twoja! - powiedział przybliżając się do mnie.
- Jak to: moja? - zmysłowo przejechałam językiem po swoich wargach. Nathan śledził mój ruch i wstrzymal oddech. Po chwili przełknał ślinę i wyszeptał.
- To nie moja wina, że tak na mnie działasz - nie wytrzymałam i znów się uśmiechnęłam. Poczułam też, że się rumienię. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku i złapał mnie za dłoń.
- Chcialbym Ci coś dać - powiedział tajemniczo. Szybkim ruchem posadził mnie sobie na kolanach i sięgnął do szafki obok łóżka. Wyjął z niej przesliczną, ręcznie robioną, zieloną bransoletkę ze złotym napisem "N.S. forever". Kiedy ją zobaczyłam nie umialam wyksztusić z siebie słowa. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Nathan widząc moją reakcję szybko się odezwał.
- Sam robiłem - wyjąkał nieco nieśmiało - Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Żartujesz?! Jak możesz wgl myslec że mi się nie podoba! Jest prześliczna - chłopak usmiechnął się i zawiązał mi bransoletkę na nadgarstku - Z jakiej to okazji?
- Żebyś zawsze o mnie pamietała. Nawet kiedy będziesz mnie nienawidziła, bo zrobię cos głupiego - zaciął się na chwilę. Chciałam cos powiedzieć, ale polozył mi palec na ustach - Daj mi dokonczyć Len. Chcę, żebys wiedziała, że ja zawsze będę cię kochał i cokolwiek się stanie zawsze będę twój...
- Głuptasie... Jak mogłeś pomysleć, że kiedykolwiek będę mogła o Tobie zapomnieć? Kocham Cię. Kocham Cię idioto i powinieneś to pamietać cokolwiek bym mówiła - uśmiechnęłam się, żeby zamaskować wzruszenie.
- Nathan jedziemy! - krzyknął Max z przedpokoju.
- Nie jadę - chłopak przytulił się do mnie i razem z nim spadłam na łóżku. Potem Nath nachylił się nade mną i zaczął mnie całować.
- NAAAATHAAAAAAAAANNNNN!!! - krzyczał Jay.
- Lepiej już idź - zasmiałam się.
- Ale teraz jest miło... - powiedział znów wpijając się w moje usta.
- A jak będziesz grzeczny to wieczorem będzie jeeeeeszcze milej ...- spojrzałam na niego znacząco. Oczy mu zabłyszczały. Niechętnie wstał.
- No to chyba pojadę skoro po powrocie ma mnie czekać taki mily wieczór...
- Bardzo miły...
- Bardzo, bardzo miły...
- Bardzo, bardzo....
- NATHAN SYKES! - przerwał mi glos Seeva. Razem z Nathem wyszłam do przedpokoju.
- No nareszcie! - ucieszył się Tom. Potem chłopcy ubrali się i zaczęli wychodzić. Nathy podszedł do mnie i pocałował na pożegnanie.
- Trzymaj się kiedy mnie nie będzie - uśmiechnęłam się. Chłopak też. A potem zniknął za drzwiami.
______________________________________________
Wiem, wiem... Spektakularny powrót ;d
Postanowiłam na razie nie usuwac bloga i dodać nowy rozdział :)
Mam nowy - zuuuuuuuuuuupełnie nowy pomysł na rozdzialy, choc pewnie większości nie spodoba nie taki zwrot akcji...;p
Dziekuję wszystkim którzy czekali na nastepny rozdział i mnie nie zawiedli.
KOCHAM WAS!
Postaram się dodać nowy najszybciej jak tylko potrafię :**************
Do szybkiego nastepnego! <3



środa, 24 października 2012

Informacja

Cześć :) Dawno mnie nie było.
Chcialam was poinformować o tym, że powaznie rozpatruję możliwość zakończenia pisania opowiadania i usunięcia bloga. Wszystko przez brak czasu, który wiąże się przede wszystkim z nauką. Poza tym, bardzo trudno jest mi pisać dwa opowiadania na raz. Mam wrażenie, że czytaniem mojego bloga zajmuje się coraz mniej osób.
Chciałam was bardzo przeprosić, bo też tego nie chcę. Gdyby to zależało ode mnie... Nie podjęłam jeszcze jednak ostatecznej decyzji.
Od razu też informuję, że gdybym musiała usunąć któryś z blogów to raczej byłabym skłonna usunąć ten. Zdaje mi się, że utknęlam w martwym punkcie.
Jeszcze raz bardzo wam dziękuję. Chciałam też zasięgnąć waszej opinii i spytać którego z blogów, waszym zdaniem, powinnam usunąć? Ewentualnie byłabym też skłonna dodać kolejnego administratora, ktory, niewątpliwie, bardzo by mi się przydał :)
Uwagi, pytania, jak i swoje opinie piszcie w komentarzach.
Zawsze wasza- Julie;]

poniedziałek, 17 września 2012

Zawiecha

Chciałam was uprzejmie poinformować, że zawieszam bloga na jakiś czas. Nie wiem jeszcze na jak długo - może tydzień, może dwa, może jeszcze więcej. Że tak powiem - to nie zależy ode mnie. Postaram się jak najszybciej coś napisać, ale nic nie obiecuję. Jakoś nie mam pomysłu co do następnych rozdziałów. Miejmy nadzieję, że to przejściowe ;) Tymczasem mam zamiar "zająć się" bardziej moim drugim blogiem. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Przepraszam i dziękuję jednocześnie.
Kocham was <3
Wasza - Julie ;]
PS. Więcej informacji możecie uzyskać kontaktując się ze mną przez twittera - @JuliettNathalie ;]

środa, 5 września 2012

Rozdział 26

*Perspektywa Leny*
- Cześć - powiedział do mnie i poczułam, że oblewam się rumieńcem.
- Cześć - wyksztusiłam. Piekły mnie policzki. Damien załozył na siebie t-shirt i usiadł na brzegu łóżka.
- Wyspałaś się śpiąca królewno?
- Aż tak twardo spałam? - zaśmiałam się nerwowo. Działo się ze mną coś dziwnego.
- I to jeszcze jak! Już myślałem, że będę cię musiał wybudzić pocałunkiem! - nie ma to jak niezręczna sytuacja. Nerwowo przygryzłam wargi ( muszę się wreszcie pozbyć tego odruchu ) i unikałam wzroku chłopaka.
- Na szczęscie się obyło - palnęłam żeby podtrzymać rozmowę. Potem dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak to musiało głupio zabrzmieć - Znaczy... Nie żebym miala coś przeciwko całowaniu ciebie nie, nie broń Boże! Tylko... ymmm... ten tego... chodziło mi raczej o to, że ty pewnie nie miałbyś ochoty całować mnie i ten... - i naplotłam kolejnych głupst z tych nerwów i uświadomiłam sobie, że mógł to odebrać nieco inaczej niż chciałam - Nie chodzi mi oczywiście o to, że ja chciałabym cię pocalować bo nie chciałabym... Ale nie chodzi o to, że coś do ciebie mam, bo zawdzięczam ci bardzo wiele... Cholera plotę bez sensu - chłopak usmiechnął się do mnie zniewalająco i przysunął się bliżej.
- Nie pleciesz bez sensu, Len. Po prostu... trochę ci nie wychodzi zebranie wszystkiego do kupy.
- A wiesz, że masz rację - usmiechnęłam się do niego.
- Zawsze mam - odwzajemnił usmiech.
- Jak wgl się tu znalazłam? - rozejrzałam się po sypialni.
- Przeniosłem cię.
- Dałeś radę? - zaczęłam się śmiać.
- Jesteś lekka jak piórrreeeeczko - skwitował radośnie - Jesteś głodna?
- Troszkę. Ale nie rób sobie kłopotu. Zajęłam ci wystarczająco czasu. Czas na mnie.
- I gdzie pójdziesz? Przecież oni na pewno jeszcze śpią. Zostań , proszę. Nie robisz mi zadnego klopotu. Gdyby nie ty umarłbym z nudów - przyjrzałam mu się uważnie. Kiedy był poważny wyglądał na zdecydowanie starszego, a kiedy się usmiechał był po prostu słodkim nastolatkiem... Przeciągnęłam się leniwie.
- To co? Zrobię ci jakieś pyszne śniadanie. Co ty na to?
- Jestem za! - wyszczerzyłam się - Ale poczekaj pomogę ci! - chciałam zejść z łóżka i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jestem wyżej niż mi się zdawało. Żeby zejść z tego łóżka potrzebna była drabinka! - Tsa... To o czym to ja mówiłam? - chłopak podszedl do mnie, złapał mnie w pasie i postawił na ziemi - Dzięki - przeczesałam palcami włosy - Idziemy?
- Jasne chodź - poszliśmy do kuchni, zjedliśmy omlety i piliśmy herbatę przez cały czas rozmawiając. Teraz byłam już pewna, że Nath mylił się co do Damiena. Może po prostu był zazdrosny, że słodki 'BabyNath' zszedł na drugi plan? Byli niezwykle podobni, jesli chodzi o sposób bycia. Z tą różnicą, że Damien nie chodził bez przerwy wgapiony w swój telefon. Rozmawiało mi się z nim niesamowicie swobodnie - jakbyśmy znali się od lat. Ale przebywając z nim, bądź co bądź blisko, czułam się tak, jakbym zdradzała Nathana. Nie mogłam się pozbyć tego wrażenia. Jakby tylko sama rozmowa była już aktem zdrady. No dobra przyznaję, że kiedy zobaczyłam go bez koszulki przeszły mi przez glowę pewne, niekonwencjonalne myśli, ale tylko przez momencik. Jedną, malusią chwileczkę. Damien był oczywiście niezwykle przystojny i uroczy (że też dopiero teraz to zauważyłam!), ale był tylko moim przyjacielem. To co czuję do Nathana... Przerasta znane mi uczucia. Kiedy tylko na niego spojrzę... Nie można tego wyrazić słowami. Chcę przy nim być. Przytulić się do niego. Zatopić z nim w pocałunku. Złączyć swoje wargi z jego wargami... Zadzwonił telefon Damiena.
- Hej Tom! Tak jest tu ze mną. Co? Nie, nie wszystko w porządku. Dobra, powiem. Na razie - rozłączył się. Nie czekając na wyjaśnienia zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Idziesz już? - chłopak spytał mnie wyłaniając się z kuchni. Mogłabym przysiąc, że posmutniał.
- Tak. Chciałabym ci jeszcze raz bardzo podziękować i mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczę - posłałam mu usmiech i otworzyłam drzwi.
- Nie masz mi za co dziękować, mówiłem już. Ale skoro jesteś taka uparta to może w ramach rekompensaty wybrałabyś się ze mną do kina?
- Chętnie.
- Pojutrze o 18.00?
- Stoi. Pa - pokiwałam mu i wyszłam z mieszkania. Zjechałam windą na dół. Zamówiłam sobie taksówkę i po nie długim czasie byłam juz przed mieszkaniem TW. Ostrożnie weszlam do środka.
- Dalej myszki sprzatamy! - słyszałam komendę Kels.
- No daj spokój no! - Tom jak zwykle miał swoje zdanie.
- Nie dam ci spokoju kochanie, choć wierz mi - bardzo bym chciała! Ten dom ma błyszczeć! Bierz przykład z Nathana. Spójrz tylko jak grzecznie sprząta! - weszłam do kuchni.
- Cześć wszystkim! Przepraszam, że się nie odezwałam, ale telefon mi padł. Z resztą byłam przekonana, że śpicie - Nath do mnie podszedł, szybkim ruchem objął mnie w tali, przyciągnął do siebie i złożył na moich ustach delikatny pocalunek. Zrobił to przy wszystkich!  Tak mnie zamurowało, że myślalam, że do końca zycia nie ruszę się z miejsca. Teraz Tom się wścieknie, będę musiała wrócić do Polski i zostawić Natha a to wszystko dlatego, że temu pacanowi zachciało się mnie pocałować przy wszystkich! Kiedy się ode mnie oderwał spojrzalam na niego wielkimi jak 5- złotówki paczadłami czekając na wyjaśnienia. Chłopak się uśmiechnął i szepnął mi do ucha.
- Oni wiedzą - spojrzałam na zebranych w kuchni.
- Wiemy! - oznajmił radośnie Jay z bananem na facjacie. Spojrzałam na Tom'a. Pokiwał głową i do mnie podszedł.
- Naprawdę się nie gniewasz? - spytałam zduszonym głosem.
- Nie rób ze mnie takiego tyrana! - zaśmial się - Oczywiście, że się nie gniewam! - przytuliłam się do niego.
- Jesteś kochany! - Tom pocalowal mnie w czoło.
- Ty też Len - Nath zaczął pokaszliwać.
- Ty się lepiej zajmij swoją dziewczyną - powiedział, a ja błyskawicznie znalazłam się w jego ramionach.To wszystko stało się tak szybko! Wczesniej martwiłam się czy Tom ( albo raczej cała grupa ) będzie w stanie zaakceptować mój związek z Nathanem... A teraz? To wręcz nieprawdopodobne! Czułam się tak wspaniale lekko jak nigdy do tej pory... Albo raczej czułam się już tak, ale tylko raz - kiedy wyznałam Arkowi swoje uczucia, a on je odwzajemnił. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.... Ale to nie może mi się wydawać - to bez wątpienia jest prawdą. Wspięłam się lekko na palce i zaczęłam wpijać się w usta Natha. Odwzajemnił mój pocałunek - złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. To był najwspanialszy pocałunek na świecie! Móglby trwać wiecznie...
- Zaraz rzygnę... - Jay przerwał tę romantyczną chwilę.
- Nikt ci nie każe na to patrzeć - odezwała się Kelsey - Choć moim skromnym zdaniem to jest piękne.
- Co jak co Kels - poprawił ją Tom - Może i TO jest piekne, ale piekniejsze i na pewno bardziej przyjemne jest całowanie się z tobą - Nar i Shell wydały z siebie  coś w stylu "Ooooł!" tak jakby zachwycaly się jakimś małym szczeniaczkiem.
- Mój kochany! - dziewczyna chyba podeszła do mojego kuzyna ( mówię chyba, bo ja w tym czasie byłam... no wiecie troszkę zajęta ;) ) i zaczęła go całować.
- Nie no tu nie da się wytrzymać! - ubolewał tymczasem Jay.
- Choć! - szepnął mi do ucha Nath - Pójdziemy gdzieś, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał - złapał mnie za rękę i udaliśmy się w stronę jego sypialni.
____________________________________________
No więc dodałam ;)
Wypowiadać się nie będę, bo nie widzę takiej poczeby ( jak mówiła jakaś babka w autobusie xd ) ;p
Zaczął się rok szkolny... Niestety ;/
Ogólnie kto klasa nie jest wcale taka zła... jeśli mogę tak o nich powiedzieć po 2 dniach znajomości ;d
Myślę, że jakoś się ze wszystkimi dogadam ... Czeba ( znowu przytoczę wypowieć babki autobusowej xd ) jeszcze tylko ogarnąć czy są tak jacyś fani naszych kochanych chłopców ;d I będzie git ;]
Wymagania tej szkoły mnie przerażają na dzień dzisiejszy i to raczej już się nie zmieni, więc rozdziały pewnie będą rzadko, a nawet bardzo rzadko... ( robię się już taką pesymistką jak moja baba od polaka xd ) ;/
Rozdział dedykuję moooooooooojej najkochańszej koleżance z ławki ( mojej kuzynko- sąsiadce ) czyli mówiąc krótko - OliviaKlaudia :****** Mam nadzieję, że jakoś przeżyjemy to liceum ;)
Dziękuję za ten jakże cuuuuuuudowny dzień kiedy moglam ci się wygadać z mojej niechęci ( nienawiści? xD ) do babek autobusowo - pociągowych <3 Biedaczko jak ty wytrzymujesz bez komputera? :) Mam nadzieję, że wgl zdołasz przeczytać ten rozdział :d 
Kocham was wszystkie i życzę wam częstego dodawania rozdziałów i dużo szczęścia w szkole i wgl wszystkiego naj :*** ( Boże, czy to nie brzmi tak jakbym się z wami żegnała?! )
Do następnego moje paczajki :* <3



niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 25

- Już? - spytałem niepewnie. Tom się zaśmiał.
- Życzę wam jak najlepiej - klepnął mnie w plecy - Lena jest z Tobą szczęśliwa. I nie spieprz tego gówniarzu, bo przysięgam, że dostaniesz taki wpi**dol, że się nie pozbierasz - powiedział to w taki sposób, jakby mówił :"Ach! Cóż za piękna pogoda!".
- Dzięki, Tom. Ty to umiesz człowieka pocieszyć... - skrzywiłem się.
- Ej stary wyluzuj! Przecież ja tylko żartuję.
- No przecież wiem idioto! - wymierzyłem mu kuksańca w bok.
- To dobrze debilu! - zaczęlismy się przepychać. Podszedł do nas Max.
- Nie ma to jak przyjaciele co? - mrugnął do nas.
- No proszę, proszę kogo tu licho przywiało! - Tom naśladował Martina - Od godziny na was czekam...
- Już myślałem, że to fanki... - kontynuowałem.
- Znowu was porwały! - Max dokończył znaną nam wszystkim gadkę Martina, kiedy się spóźnialiśmy. Powtarzał to tyle razy, że za każdym razem kiedy chciał to powiedzieć, kończyliśmy za niego.
- Hejka - Kelsey wspięła się na palce i pocałowała Tom'a w policzek - Coś mnie ominęło? - spytała sennie.
- Nic ciekawego - Tom pocałował ją w czoło i objął.
- Widzę, że rodzinka w komplecie - Jay przecierał zmęczone oczy.
- Niezupełnie... -wtrąciłem.
- Lena zaginęła - dokończył Seev.
- Może tak się schlała, że zrobiła... straszne rzeczy! - powiedział Jay.
- Zamknij się Loczek - Kelsey usmiechnęła się do niego słodko - Nie potrzeba nam tu... twoich strasznych historii - Jay spuścił głowę i zrobił minę zbitego psiaka.
- No tak... Nikt oczywiście mnie nie słucha... Nikt mnie nie lubi - udawał, że beczy.
- Tej beksa! Weź się ogarnij, bo teraz akcja poszukiwawcza jest, a mazgai nam tu nie trzeba - powiedział Siva.
- W porządku - powiedział chłopak płaczliwym głosem - W takim razie znajdę Lenę - wybrankę mojego serca. Ona jedyna mnie rozumie. Hej ho! Po zwycięstwo i po ukochaną! - chciał ruszyć gdzieś w przód, ale zatrzymałem go lewą ręką.
- Hola hola! Znajdź sobie inną wybrankę serca rycerzu! Ta księżniczka jest moja - Jay spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to? - Max też się zdziwił. Wziąłem głęboki oddech.
- To, że jesteśmy razem - powiedziałem i kątem oka dostrzegłem, że Michaelle się uśmiecha.
- Ha! A nie mówiłam! - powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze bardziej - Wygrałam... - wyszeptała w ucho Max'owi.
- No dobra udalo ci się - pocalował ją w czoło - Pójdziemy na kolację jeszcze dziś wieczorem.
- Założyliście się?! - spytała Nar. Schell kiwnęła głową.
- Od dawna mówiłam, że coś ich łączy. Założyłam się z Maxiem, że jeszcze do końca tego tygodnia będą razem... To była ryzykowna inwestycja, ale opłacało się - uśmiechnęła się do mnie - Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że wam się układa.
- Wszyscy się cieszymy - powiedziała niemal natychmiast Kelsey.
- Nie do końca... - spojrzeliśmy na Jay'a urażeni. Chłopak wybuchnał smiechem - O ludzie! Żartowałem tylko! Hahahhahaahha! Musielibyście zobaczyć swoje miny.... - Tom podszedł do niego i zaczął go okładać.
- Tylko się nie uduś ze śmiechu... Jedyny singlu w zespole - Jay na te słowa się uspokoił.
- Jjjjjjjjjjjjjedyny?
- Może już niedługo Loczku - pocieszał go Max - Może wkrótce sobie kogoś znajdziesz.
- Prędzej głazy ozyją, skamienieją drzewa... - odezwał się Tom-poeta.
- Taa wielkie dzięki - znowu udawał, że beczy. Dziewczyny do niego podeszły. Nar pocałowała go w prawy policzek, Shell w lewy a Kelsey w czoło.
- O! - Loczek się ożywił - To wy chlopcy sobie tu sprzątajcie a ja się zajmę miłymi paniami... - poszedł z nimi do kuchni.
- To jak macie jakiś pomysł? - spytał Siva gdy tylko zniknęli.
- Pomysł względem czego...? - spytał go zdezorientowany Max.
- Leny. Gdzie może być?
- Mam pomysł - Tom odszedł od nas kawałek i wykręcił numer w swojej komórce.
- Co robimy z żigolo? - Max wskazał na Jay'a w kuchni.
- Myslę, że trzeba mu uświadomić gdzie jest jego miejsce - mrugnąłem do chłopaków porozumiewawczo i ruszyliśmy w stronę kuchni.
_______________________________________
Coś tam napisałam ;]
Za jakość jednak nie odpowiadam, ale ogólnie jestem zadowolona z tego rozdziału ;)
Mam pomysł na następne ;p
Niestety są tez złe wiadomości jak to zwykle w bajkach bywa ( czy jakoś tak;d ) : otóż jako , że nieubłagalnie zbliża się rok szkolny rozdziały będą sie pojawialy rzadziej... Choć będę się starała dodać cosik choć raz w tygodniu . Ale nic nie objecuję...
Ale na razie jeszcze są wakacje i nie myslimy o szkole prawda ? ;]
Macie słodziaków na osłodę :
Kocham was :*








poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 24

Otworzyłam oczy. W miejscu w którym byłam panował niezwykły ład i porządek ( dlatego zgadłam, że nie jestem w mieszkaniu TW ), było tam również jasno. Rozejrzałam się wokoło. Byłam w przestronnej sypialni i leżałam na wielkim łożu z baldachimem. Całe pomieszczenie zaprojektowane było nowocześnie z dominującymi odcieniami fioletu. Najciemniejsza była satynowa pościel, którą byłam przykryta. Z niejasnych mi przyczyn nie potrafiłam wyjaśnić, w jaki sposób się tu znalazłam. Czyżbym była aż tak zmęczona? Wtedy usłyszałam, że ktoś idzie w moim kierunku. Odruchowo podciagnęłam kołdrę do nosa i tylko przez lekko uchylone powieki spoglądalam w kierunku z którego dobiegały kroki. Po chwili w drzwiach pojawiła się jakaś postać. Przystanęła. Starałam się przyjrzeć się jej lepiej. To był mężczyzna i to w dodatku bez koszulki. No jasne. Damien. Cicho wszedł do pokoju, bo najwyraźniej bał się, że mnie zbudzi. Światło oświetliło jego nagi tors. Muszę przyznać, że prezentował się naprawdę świetnie. Nigdy nie przypuszczałabym, że jest tak dobrze zbudowany. Chłopak otworzyl wielką, lustrzaną szafę, która znajdowała się naprzeciwko mnie. Po chwili wyjął z niej jakąś koszulkę. Najwyraźniej spałam w jego pokoju. Podniosłam się. Wciąż mnie nie widział. Wykorzystałam tę chwilę, by móc lepiej przypatrzeć się jego imponującej klacie, a potem uśmiechnęłam się w stronę tego cudownego lustra, dzieki któremu mogłam obserwować jego ciało i twarz. Chłopak przez przypadek spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył mnie przez lustro. Szczerzyłam się do niego jak głupia, a on wciąż stojąc bez koszulki tylko lekko uniósł prawy kącik ust i uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
*Z perspektywy Nathan'a*
Obudziłem się w pokoju Leny, choć nie mam pojęcia jak tam trafiłem. Jeśli mam być szczery to w ogóle mało pamiętam z wczoraj. Wiem tylko tyle, że przyszli nasi znajomi i... film mi się urywa. Podniosłem się z łóżka i chyba zrobiłem to trochę za szybko, bo tak mnie głowa rozbolała jakby mnie ktoś cegłą walnął. No pięknie. Mam cholernego kaca. Przetarłem twarz dłońmi. Zaraz... skoro spałem w pokoju Leny to gdzie ona spała? Raczej nie zmieścilibyśmy się na jej łóżku, no chyba że leżelibyśmy blisko siebie. Bardzo blisko... Wstałem i udałem się do salonu. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie totalnie. Takiego bajzlu to jeszcze nie widziałem. Zupelnie jak w teledysku do "Hangover" Taio Cruz'a. Ludzie leżeli na podłodze razem z butelkami od piwa i wódki. Nie wspominając już o kawałkach od pizzy i okruszkach od chipsów. Kiedyś nie przeszkadzał mi taki bałagan, ale coś się we mnie zmieniło. Może dlatego, że Lenie to przeszkadzało... Wywierała na mnie ogromny wpływ. Nawet nie wiem jak jej się to udało. Po prostu ją podziwiałem. Mimo tego co przeszła z tym dupkiem... Tom mi kiedyś o tym opowiadał, nie poddała się. Jest silna i to bardziej niż myśli. Sam nie wiem czy poradził bym sobie z utratą kogoś tak bliskiego i to w taki sposób. On ją krzywdził, a ona chciała z nim być. Miłość jest totalnie ślepa i ktokolwiek pierwszy skonstruował to zdanie był prawdziwym geniuszem. Rozejrzałem się po salonie. Na sofie spali przytuleni do siebie Tom i Kelsey, a gdzieś niedaleko nich Jay z jakąś dziewczyną. Leny nie było. Poszedłem więc do kuchni. Ktoś spał na stole! Na balkonie znalazłem Michaelle i Max'a. Zajrzałem do innych pokoi - ani śladu Leny. Została mi jeszcze tylko łazienka. Otworzyłem drzwi i usłyszałam cichy, kobiecy chichot. To była Nareesha. Leżała razem z Sivą w wannie. Wyglądało na to, że tylko trzy osoby w tym domu nie śpią.
- Lepszego miejsca to sobie chyba nie mogliście znaleźć - zaśmiałem się zamykając za sobą drzwi.
- A ty młody już na nogach? - Nareesha przysunęła się bliżej Sivy - Nieźle się wczoraj upiłeś.
- I kto to mówi! - Siva pocalował swoją ukochaną w czoło na co ona słodko zachichotała.
- A jest w ogóle ktoś to się nie upił wczoraj? - wykręciła się pytaniem i gęsto zamrugała w stronę swojego wybranka.
- Właśnie... A Lena? - Siva rzucił to pytanie w moim kierunku.
- Chciałbym to wiedzieć, ale niestety nic nie potrafię sobie przypomnieć...
- To może po prostu ją zapytaj?
- Taa... Tylko najpierw musiałbym ją znaleźć. Szukałem już dosłownie wszędzie...
- Nie ma jej? - Nareesha nie ukrywała zdziwienia.
- Sprawdź w jej pokoju - powiedział w tym samym czasie Seev - Przecież gdzieś musiała spać.
- Obudziłem się w jej pokoju - wyjasniłem natychmiast. Siva i Nar wymienili spojrzenia - A jej nie było. Nie mam pojęcia co się z nią stalo. Wywiało ją czy jak?
- Bez obaw - uspokoiła mnie Nareesha - Na pewno nic jej nie jest. Jest już prawie dorosła. Może poszła do sklepu? Albo nie chciała nas budzić i wyszła na miasto?
- Tak to do niej podobne... - zastanowiłem się.
- Co tam grupo imprezowiczów?! - do łazienki wpadł Tom w świetnym nastroju. Od razu było widać, że kac go nie męczy - Co w tak w łazience siedzicie jak jakieś pluskwy?
- Yyyy... Bo nie chcemy obudzić reszty skacowanych imprezowiczów? - spojrzalem na Tom'a.
- Kto tu ma kaca chłopie? Nareesha? - zażartował.
- Na pewno nie ja! - oburzyła się natychmiast ona - Jak już to ty baranie!
- Bee e... - wybuchnęlismy śmiechem.
- Gdzie masz owcę? - spytał Siva żartobliwie.
- A śpi jeszcze na sofie - Tom stał się poważny, ale z figlarskim uśmiechem na twarzy - Co tam mlody? - klepnął mnie w plecy.
- To co zawsze - odpowiedziałem bez namysłu, po czym uderzyłem go w ramię. Nie bałem się już tak bardzo o Lenę, dzięki Nareeshy.
- A teraz moglibyście wyjść z łazienki, bo chciałbym załatwić pewną potrzebę i wcale nie mam ochoty na towarzystwo - powiedział Tom, tym swoim specyficznym głosem z chrypą. Siva zaczął wstawać, ja też zmierzałem w kierunku drzwi. Nareesha przeciągnęła się leniwie i oznajmiła, że "jej się nie chce".
- Trudno - powiedział Tom wypychając za drzwi mnie i Seev'a - Będziesz musiała znieść moje towarzystwo.
- Daj spokój, Tom - buczał do zamkniętych drzwi łazienki Siva. Było słychać śmiech Tom'a i Nar.
- Dobra, dobra już sobię idę - dziewczyna wpadła w ramiona Sivy, a on czule ją pocałował. Zatęskniłem za Leną. Kiedy tylko Tom opuścił łazienkę, wziąłem zimny prysznic i przebrałem się w nowe ubrania. Wychodząc, miałem nadzieję, że Lena się pojawila, ale nic takiego się nie stało.
- Gdzie masz Lenę? - spytał mnie Tom. Spojrzałem na niego zdziwiony. Czy on coś sugeruje?
- Słucham? - udawałem, że nie mam pojęcia o co chodzi.
- Stary, daj spokój - chłopak poklepał mnie po ramieniu - Myslisz, że jestem ślepy? - On chyba ciągle jest pijany, pomyślałem. Myslałem, że będzie wściekły kiedy się dowie. Wpatrywałem się w niego jak idiota. Chłopak zaczął się śmiać.
- Kurde młody nie wiedziałem, że to aż tak tobą wstrząśnie. Wiem o Tobie i Lenie od dawna i JUŻ wcale mi to nie przeszkadza - dodał na koniec kładnąc nacisk na "już" i wprawiając mnie w oslupienie.
___________________________________________
Od jakiegoś czasu nie potrafię się skupić na pisaniu. Dlatego rozdział jest o niczym i wgl jest bez jakiegokolwiek sensu. Naprawdę bardzo was przepraszam... Postaram się to wam wynagrodzić w późniejszym czasie :) Mel pytałaś mnie dlaczego poprzedni rozdział pisalam z myslą o tb... no cóż. Od jakiegoś czasu nie mogę się pozbyć z głowy tego twojego opowiadania o bliźniaczkach, którego już nie ma ;( Ubolewam nad tym bez przerwy. Mam nadzieję, że mi to w jakiś sposób wyjaśnisz ;]
Do następnego moje słoneczka :*
Kocham was <3 :*








środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 23

Wepchnęłam go do środka i zatrzasnęłam drzwi. Tylko w tym pokoju dało się oddychać. Wzięłam głęboki oddech. Nath spoglądał na mnie dziwnym wzrokiem, który strasznie mi się nie podobał. Chlopak podszedł do mnie, chwycił mnie w tali i pocalował namiętnie. Przez chwilę poddałam się temu pocałunkowi. Ale po chwili zaczęłam się lekko odsuwać. Dlaczego? Nath przesiąkł zapachem wódki zmieszanej z piwem. Chciało mi się wymiotować od tego zapachu. Jego pocałunki nie były przyjemne, bo czułam się tak jakbym miała przed sobą nie uroczego Nathana, tylko w najlepszym wypadku butelkę od piwa.
- Jesteś pijany - powiedziałam i odepchnęłam go od siebie. To nie był on. To nie był mój kochany Nathan James Sykes - Powinieneś się położyć.
- Nie chcę - próbował wydostać się z pokoju.
- Ale musisz. No już. Choć - posadziłam go na swoim łóżku.
- A położysz się ze mną? - te jego maślane oczy... jak sarenka.
- No dobrze. Ale tylko na chwilę - położyliśmy się. Przytuliłam się do niego. Zasnął w 5 minut. Przez chwilę oglądałam jego cudowne, uśpione oblicze. Po chwili jednak wstałam, otuliłam Natha kołdrą i wyszłam do salonu. Panował tam taki zaduch, że dziwiłam się, że ktokolwiek może oddychać. Bez większego zastanowienia wzięłam swój płaszcz i wyszłam z domu. Jak dobrze było oddychać świeżym powietrzem! Spojrzałam na dom - przez okno bylo widać ruszające się postacie. Ta impreza jeszcze długo się nie skończy, to pewne. Nie chciałam tam wracać, przynajmniej na jakiś czas. Niech oni wszyscy sobie dobrze wytrzeźwieją. Z jednej strony to ciekawe - czy tylko ja jeszcze jakoś kontaktuję? Przecież też wypiłam parę piw. Chyba mamy inne poczucie słowa 'impreza', bo w moim przypadku nie chodzi na pewno o zalanie się do nieprzytomności. Otuliłam się płaszczem, bo nagle zrobiło się chłodno i ruszyłam przed siebie. Muszę gdzieś spędzić tę noc. Tylko pytanie gdzie? A może wcale nie będę spała? Po prostu powłóczę się po mieście do południa, coś zjem i wtedy wrócę do domu. Po godzinie okazało się, że to trudne zadanie. Byłam ubrana trochę za cienko, jak na angielską noc. Cała aż się trzęsłam z zimna. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu z ubraniami i udawałam zainteresowanie nimi, choć chcialam się tylko trochę rozgrzać. Kiedy zrobiło mi się cieplej, poczęłam zastanawiać się nad tym, gdzie mam się podziać. Co gorsza, zaczęłam robić się senna. Postanowiłam powędrować do pobliskiego parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam się zastanawiać. A może pójdę do Damienia.... Gdybym tylko wiedziała gdzie on mieszka... Już miałam zamiar zamarznąć na tej ławce, kiedy przypomnialo mi się, że mam jego numer telefonu. Zadzwonić czy nie? Walczyłam z samą sobą. Potem zaczęłam zgrzytać zębami z zimna. Otuliłam się bardziej, ale to nic nie pomagało. W końcu więc się przełamałam i nacisnęłam klawisz słuchawki.
- Halo? - po chwili usłyszałam jego głos w słuchawce.
- Cześć Damien. Mówi Lena. Nie przeszkadzam ci?
- Nie, no co ty. Jeszcze nie spałem - wydawało mi się, że kłamał.
- To dobrzę. Dzwonię bo... widzisz jest taka dziwna sprawa... Jesteś teraz zajęty?
- W tej chwili nie. Lena, mogę cię o coś spytać?
- Pytaj - próbowałam panować nad głosem.
- Dlaczego mówisz takim dziwnym głosem? - postanowiłam, że powiem mu wszystko.
- Bo jest mi zimno. Nie mam gdzie spać. Do domu nie mogę na razie wrocić...
- Trzeba było mówić od razu! - kamień spadł mi z serca.
- Nie chciałam ci robić kłopotu...
- Nie robisz mi kłopotu, serio. Cieszę się że dzwonisz i dziwię się, że robisz to dopiero teraz. Gdzie jesteś?
- W parku niedaleko galerii. Siedzę na ławce przy dębie.
- Dobra zaraz tam będę - rozlączył się. Miałam wyrzuty sumienia, bo nie chciałam być dla nikogo ciężarem. Wstałam z ławki i zaczęłam podskakiwać w miejscu, żeby się rozgrzać. Po niedługim czasie zobaczyłam Damiena. Pomachał mi z daleka. Strasznie ucieszyłam się na jego widok.
- Chodźmy - powiedział kiedy już się przywitaliśmy. Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy.
- Chciałam ci jeszcze raz podziękować - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma za co - odwzajemnił uśmiech i złapał moją dłoń. Wziął ją w swoje dłonie i próbował rozgrzać. Kiedy mu się to udało, odezwał się taksówkarz.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział. Damien wręczył mu pieniądze i powędrowaliśmy do jego mieszkania, które mieściło się w imponującym apartamentowcu. Dojechaliśmy windą najwyżej jak tylko da i Damien otworzył przede mną drzwi.
- Zapraszam - pościł do mnie oczko i uśmiechnał się łobuzersko. Kiedy weszłam zobaczyłam to i oniemiałam z wrażenia. To mieszkanie naprawdę robiło wrażenie. Michaelle miała rację. Oni muszą być naprawdę bogaci.
- Wow - zdołałam wyksztusić tylko. Damien się uśmiechnął.
- Poczekaj aż zobaczysz resztę  - wziął mnie za rękę i poprowadził do kuchni. Tam zrobił nam herbatę i zdołałam się rozgrzać. W tym czasie Damien opowiadał mi o swojej rodzinie.
- Moja mama pochodziła z biednej rodziny. To tata był bogaty. A raczej jego rodzina. Wiesz rodzinny biznes i te sprawy. Potem mój tata przejął interes i prowadzi go do tej pory z moim bratem. Kiedy skończę studia dołączę do nich - mogłabym go słuchać godzinami. Opowiadał mi to wszystko z takim przejęciem... Widać było, że jest dumny ze swojej rodziny - Teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o swojej rodzinie - zaczęłam opowiadać.
- Niestety nie ma tego wiele, bo ostatnio nie mogłam się porozumieć z moimi rodzicami... - skonczyłam swoją opowieść. Damien patrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Pewnie chciałabyś się rozgrzać w wannie. Choć pokażę ci gdzie jest łazienka - zaprowadził mnie, a sam poszedł po nowe ubrania dla mnie. Mówił, że to narzeczonej jego brata. A łazienka wyglądała tak. Wykapałam się w tej olbrzymiej wannie i czułam się cudownie. Chciałabym mieszkać w takim miejscu. Kiedy założyłam na siebie szlafrok, przyszedł Damien i przyniósł mi rzeczy.
- I tylko mi nie mów, że nie wypada - powiedział - Ona ich już dawno nie nosi - czytał w moich myślach. Założyłam na siebie to (nr 3) i wyszłam do niego do salonu. Zrobił takie wielkie oczy na mój widok, że myślałam, że wyglądam jak wilk.
- Wyglądasz ślicznie - powiedział a ja natychmiast oblałam się rumiencem. Potem usiedliśmy na sofie i znów zaczeliśmy rozmawiać. Rozmawiało mi się z nim niesamowicie swobodnie. Chyba Nathan naprawdę trochę się mylił co do niego. Damien był w porządku. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam robić się senna. Damien to zauważył i kazał mi się położyć.
- Nie jestem śpiąca - skłamałam. Damien uśmiechnał się pod nosem, jakby wyczuł moje kłamstwo i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego i wtedy wyczułam zapach znanych mi perfum. Używał takich samych jak Nathan. W pewnym stopniu wydawało mi się, że leżę nie z Damienem, ale z Nathanem. Wtuliłam się w jego pierś i zasnęłam w przekonaniu, że teraz jestem bezpieczna. Bezpieczna w jego ramionach...
________________________________________________
Po dwutygodniowej przerwie, wreszcie coś dodałam. Przepraszam, że musiałyście tyle czekać. Postaram się dodawać rozdziały częściej, o ile tylko znajdę czas :)
Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiódł ( chociaż mnie osobiście tak ) :]
Rozdział napisalam z myślą o Mel :*********
Kocham was i dziękuję, wam za to, że jesteście dla mnie takim dużym wsparciem :**** <3
Dzięki za wszystko :*** <3




środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 22

Do godziny 16.00 wszystko było jak należy. Nikt nie pytał o powód mojej kłótni z Nathanem, więc mogłam trochę odetchnąć. Atmosfera zrobiła się znacznie luźniejsza. Michaelle i Max się pogodzili i wszyscy razem graliśmy w grę na PlayStation.
- Dziewczyny na chłopaków! - Tom wygiął usta, zadowolony ze swojego pomysłu.
- To niesprawiedliwe! - wtrąciła natychmiast Kelsey - Was jest więcej!
- E tam... - Tom spojrzał na Nathana - Ten to jeszcze 'Baby'. Prawie się nie liczy.
- Nieprawda! - Nath pokazal mu język - Jestem bardziej dojrzały niż wy tu wszyscy razem! - głosny śmiech wszystkich naraz, udowodnił mu chyba, że się myli. Zrobił minę zbitego psiaka i skrzyżował ręce - Nikt mi nie wierzy! - chlopcy podeszli do niego i wszyscy razem mocno go przytulili.
- Nie tak mocno bo mnie udusicie! - było słychac zduszony głos mojego ukochanego.
- Dobra dosyć tego! - wydał komendę Max - Nasze biedne malenstwo jest zmęczone. Pora do łóżka - wszyscy na powrót wybuchli smiechem, łącznie z Nathem.
- By lepiej tyle nie gadaj, bo ci włosy wypadną - atakował Nath, przy ogólnej uciesze 'widowni'.
- Toś ty taki?! - Max przytrzymywał mu głowę łokciem i targał jego grzywkę. W tym samym momencie rozchichotany Jay podszedł do mnie i do Nareeshy i głosno powiedział:
- Ale z tym wypadaniem wlosów to było naprawdę niezłe nie?  - razem z Nareeshą wybuchłysmy gromkim smiechem, kiedy zobaczyłyśmy jak do Jay'a zbliża się Max z miną drapieżcy.
- Racja - powiedział Max do Jay'a, kiedy pierwszy raz uderzył go poduszką - A może być jeszcze lepsze, jak włosy naprawdę ci wypadną! - zaczął go bić ta poduszką po głowie, Jay schowal się za Nareeshą, wtedy nadbiegl Seev żeby 'Ratować swoją księżniczkę z tarapatów, jakie napędzil jej Jay', a ja razem z Kelsey i Michaelle, poszłam do kuchni.
- Duże dzieci - skomentowała Shell, gdy tylko znalazłysmy się w zaciszu kuchni.
- To prawda -powiedziała Kelsey - Ale nie mogłabym zyć bez nich - usmiechnęłam się pod nosem.
- A oni bez ciebie - usmiechnęłam się do Kelsey, a ona odwzajemniła uśmiech. Potem podeszła i mnie przytuliła.
- Za co to było? - spytałam z usmiechem.
- Za to że jesteś - odpowiedziała po prostu. W tym czasie Shell wertowała zawartość lodówki.
- Nic nie ma?! - spytała zdziwiona - A rano z Nareesha byłam na zakupach!
- Jak szarańcza - skomentowałam zadowolona, bo przypomniały mi się slowa Tom'a kiedy wiózł mnie do domu TW.
- Mamy zdrowych chłopców - rzekła na to Kelsey.
- Baardzo zdrowych - Michaelle zrobiła dziwna minę w kierunku salonu, więc odwrócilam sie zdziwiona. Byli tam oczywiście chłopcy i nie zauważyłam nic dziwnego. Jednak po chwili zorientowałam się o co chodzi. Na stoliku przy sofie stało mnóstwo butelek piwa!
- Skąd to macie? - spytałam ich gdy razem z dziewczynami weszłam do salonu.
- Jay załatwił - Nath wskazał na przyjaciela.
- Najwazniejsze, że mamy! - ucieszył się Tom.
- Może pierwszy toast? - spytala Siva, który już otwierał piwo. Za jego przykładem poszli pozostali. Ja nie miałam zamiaru pić.
- Co ty nie pijesz? - spytała zdziwiona Kelsey.
- Nie, raczej nie...
- Jedno byś mogła - stwierdził Max.
- Dzięki za pozwolenie - rzeklam z sarkazmem.
- To jak wzniesiesz z nami toast? Będziesz piła soczek? - Jay zaczął się śmiać. Bez słowa pochwyciłam otwartą butelkę z jego rąk.
- Może później zastanowię się nad soczkiem - pokazałam mu język - A jedno mogę wypić.
- Suuuper. Aż tryskam z radości - odpowiedział mi.
- No to może ... za nas wszystkich na poczatek - Tom wzniósł butelkę do góry, a jedną ręką objął Kelsey.
- Zdrowie!
- Zdrowie! - popiłam łyk piwa. Nie przepadalam za tym rodzajem alkoholu. Potem tych toastów było coraz więcej i więcej... Kolejne butelki piwa znikały ze stolika. Postanowiłam, że wypiję jeszcze jedno. Ale potem zaczęli mnie namawiać na kolejne. Bez większych oporów zgodziłam się i jako że byłam z nich wszystkich najbardziej trzeźwa, zamówiłam pizzę. Około godziny 20.30 Jay zaczął wariować. Chodził po całym mieszkaniu i śpiewał 'Kocham cię', jakby sam do siebie. Siva tak jak ja, nie wypil dużo. Wyglądalo na to, że stopował Nareeshę. Kelsey natomiast miała imprezowy nastrój. Włączyła muzykę na full'a i zaczęła tańczyć na stole przed Tomem. Wyglądało to jak striptiz. Sięgałam własnie po kolejne piwo, gdy zadzwonił dzwonek. Shell poszła otworzyć.
- HEJ!!! - ktoś się ucieszył. Wyjrzalam zza mojej bezpiecznej kryjowki. To byli jacyś znajomi chłopakow. Mieli ze sobą oczywiście 'zapasy' alkoholu i jedzenia. Wtedy można to było nazwać imprezą. Było ciasno i duszno. Światła były zgaszone. Migały tylko pojedyncze lampki. Chciałam wyjść na balkon, ale była tam już jakaś para 'zakochańców' więc odpuściłam. Postanowiłam udac się do swojego pokoju, tam się trochę przewietrzyć i wrócić do towarzystwa. Niestety nie udało mi się prześlizgnąć niezauważoną.
- Hej ślicznotko! - Jay byl totalnie pijany. Ledwo chodził - Zatańczysz ze mną?
- Ledwo chodzisz - zauwazyłam.
- Ja sobie świetnie daję radę - przytulił mnie. Musialam go trzymać, bo by się przewrócił.
- Choć - pociągnęłam go za sobą. Postanowiłam szukać Toma. Albo Sivy ewentualnie. Okazalo się jednak, że są niemniej pijani. Posadziłam więc Jay'a na sofie i udałam się w stronę swojego pokoju. Po drodze zlapał mnie Nathan.
- Dokąd to? - objął mnie w talii. Zrobiłam wielkie oczy.
- Zwariowałeś?! - zdjęłam jego dłonie - Jeszcze ktoś nas zobaczy!
- Oj tam, oj tam... - przycisnął mnie do siebie i chciał pocałować. Wyrwałam mu się. W takim stanie wyglądał strasznie. Złapałam go za rękę i udałam się w stronę mojego pokoju...
__________________________________
Hahah xd http://www.youtube.com/watch?v=TbyYsJF9C_k&feature=g-all-u <---------------- widzieliście to? Jak nie to obejrzyjcie :) końcówka jest najlepsza ;d
Co do rozdziału... może lepiej tego nie skomentuję.
Dziękuję wam za komentarze :):**
Kocham was moje kochane :*****







niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 21

Powiedział to i powrócił do całowania mojego brzucha. Teraz nie robił tego delikatnie. Był gwałtowny i natarczywy. Wciskał mnie w drewnianą podłogę swojego pokoju. Jego ciepłe dłonie wędrowały po mojej talii. Czułam jak palę się do środka, jak płonę żywym ogniem. I choć strasznie bolały mnie plecy, nie chciałam tego przerywać. Nathan był cudowny. Myślałam ( o ile wyczyny Nathana pozwalaly mi mysleć racjonalnie) o przeszłości, o wydarzeniach jakie mogłyby zajść gdybym poznała Natha wcześniej. O tym, kim bylibyśmy dzisiaj. W pewnym momencie uświadomilam sobie mały, malenki szczegół - drzwi do pokoju Nathana nie były zamknięte na klucz! Każdy mógł tu wejść! Spięłam się.
- Coś się stało? - Nath spojrzał mi w oczy. Zrobiło mi się slabo, jak zwykle pod wpływem tych nieziemsko pięknych oczu.
- Drzwi - powiedziałam i kiwnelam w stronę wejścia do pokoju. Mina Natha gwałtownie się zmieniła.
- Cholera by to! - podniósł się i poszedł je zakluczyć. Ja w tym czasie szukałam swojej bluzki. Znalazłam ją na samym końcu łóżka Nathana. Chciałam się ubrać, ale Nath wyrwał mi ubranie z ręki.
- Ty chyba oszalałeś! - zaśmiałam się i próbowalam odebrać mu moją własność - Oddawaj!
- Yy - kiwnąl głową przecząco - Najpierw buzi.
- Głupek - szybko cmoknęłam go w usta i wyrwalam bluzkę z jego rąk. Szybkim ruchem włożyłam ją na siebie.
- To nie był pocałunek - wykręcał się - Powinnaś pocalować mnie jeszcze raz - uczyniłam co kazał. Zatapiałam się w jego słodkich pocalunkach. Zapomniałam o całym świecie. Nathy chyba też. W pewnym momencie coś z hukiem spadło na ziemię. Podskoczyłam wystraszona.
- To chyba z kuchni - stwierdził Nath - Powinniśmy tam pojść.
- Ciekawi mnie tylko jak im wytłumaczymy naszą poranną kłótnię - powiedziałam - Nie wydaje mi się żeby o niej zapomnieli.
- Racja. Możemy im powiedzieć, że byłem zly, bo miałaś iść do kina ze mną - przytuliłam się do niego.
- Nathy, ja nie chcę kłamać.
- Wiem. Ja też nie chcę ich oszukiwać. Są moimi przyjaciółmi - gładził moje włosy. Spojrzalam na niego.
- Więc po co w ogóle kłamiemy? Może powinni znać prawdę jakakolwiek by ona nie była?- popatrzył na mnie i przytulił mocnej.
- Wszystko w swoim czasie kochanie - pocałował mnie w czoło - Kiedyś się dowiedzą. Ale jeszcze nie teraz - postanowiłam dać temu spokoj. Przecież Nathanowi jest jeszcze trudniej ich oszukiwać. Znają sie dłużej. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. To ja ich podzieliłam, bo to przeze mnie Nath musi ich oklamywać.
- Idziemy? - uśmiechnął się łobuzersko. Kiwnęłam glową i odpowiedziałam na usmiech. Doszlismy do kuchni. Prawie uderzyliśmy w wybiegającą z kuchni Michaelle. Spojrzałam na twarze innych zebranych w kuchni. Max wyróżniał się najbardziej. Był totalnie wściekły. Na nasz widok nikt się nie odezwał. Wszyscy mieli smętne miny.
- Coś się stalo? - spytał cicho i łagodnie Nathan.
- Michaelle wyjeżdża - Max uderzył pięścią w blat kuchenny - Znowu - wyminął nas i poszedł w kierunku swojej sypialni. Wymienilismy z Nathem spojrzenia. Prawie nic nie rozumiałam. Z oczekiwaniem spoglądałam w kierunku Toma.
- Michaelle dostała telefon chyba od jakiegoś reżysera - wyjasnił nam - Dostała rolę na której jej bardzo zależalo.
- Nie pojedzie z nami na wakacje - dokończyła wyjaśnienia Kelsey.
- Bo musi już zacząć pracę - Jay popił wody.
- Dopiero co przyjechała! - Nathan nie ukrywał zdziwienia.
- Dlatego Max jest zdenerwowany. Chciał z nią spędzić te wakacje... - Siva objął Nareeshę, pocałował w policzek i szepnął coś do ucha. Najprawdopodobniej coś w stylu: "Dobrze, że ty mnie nie zostawisz". Biedy Max. Biedna Michaelle. Przecież to nie jej wina, że musi wyjechać. Taka jest jej praca.
- Biedna Michaelle...  - mruknęłam pod nosem. Chyba zbyt głośno, bo wchodzący własnie do kuchni Max odparował:
- Michaelle jest biedna?! Ha! A co ja mam powiedzieć! Ciągle mnie zostawia!
- To jej praca - próbowalam jej bronić. Szkoda, że tylko ja.
- Nie broń jej Leni - wtrącił Jay.
- Dlaczego? Niby dlaczego nie mam jej bronić?! - spojrzałam błagalnie na Natha. On też najwyraźniej nie zamierzal mi pomóc. Co się z nimi dzieje do cholery? Przestali lubić Shell czy co? - To przecież nie jest jej wina! Też chciała jechać na te wakacje. Powinniście się cieszyć razem z nią z tej roli, a wy tu się od niej odwracacie. Czy was pogięło?! - spoglądali na mnie jak na wariatkę. Zapanowała cisza. Max przyblizył się do mnie.
- Chyba jest w tym trochę racji - powiedział. Usmiechnęłam się do niego lekko, a on odwzajemnił uśmiech i poszedl do Michaelle. W kuchni ponownie zapanował gwar i zamet, który lubię. Jeszcze tylko Nath szepnął mi cicho do ucha:
- Kocham cię ty moja wróżko miłości - posłalam mu slodki uśmiech i pokazalam na migi, że tez go kocham.
____________________________________
Dawno mnie nie bylo.
Napisałam coś, ale wiem, że jest beznadziejne, bo pisałam szybko pomiędzy jedną burzą, a drugą.
Jestem załamana swoją twórczością ostatnio. To chyba przez brak weny.
Rozdział z dedykacją dla OliviaKlaudia <3 :**
To nasza rozmowa o Michaelle, sprawiła, że wpadłam na pomysl tej calej akcji z Max'em :)
Kocham was wszystkie i cieszę się, że ktos nowy zaczął czytać opowiadanie :** Mam je dla kogo pisać :* Dzięki, że jesteście :****











poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 20

Telefon odłożyłam na półkę i przetarłam twarz dłońmi. Strasznie bolała mnie głowa. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam pod okno - do miejsca gdzie stała jedna z moich walizek. Wyszperałam tam tabletki na ból głowy i jeszcze jakieś - ziołowe, na uspokojenie. Wysypałam po dwie z każdego pudełka, połknęłam i popiłam wodą, która stała na biurku. Wróciłam do łóżka i przykryłam się kocem. Było jakoś po 10.00. Przykryłam się cała, bo zrobiło mi się strasznie zimno. Głowę ułozyłam na poduszce. Po niedługim czasie, powieki zaczęły mi się robić ciężkie. Wchodziłam w pierwszą fazę snu. Byłam tego świadoma, ale nie miałam zamiaru tego przerywać. W końcu zasnęłam. Obudziłam się niebawem. A przynajmniej tak mi sie wydawało, dopóki nie spojrzałam na zegarek. Było trochę przed 14.00! Dobre chociaz to, że ból ustał. Ale nie w sercu. Tam ciągle cholernie bolało. Niezwykłe... Jednego dnia, aż tryskasz radością, a za następne 24 godziny masz ochotę zniknąć. Przepaść, jakbyś wcale nie istniała. Chciałabyś nie istnieć, dla innych. Ale sama nigdy się nie wyswobodzisz. Zawsze bedziesz zamknieta w klatce swojej duszy. Ty nie zapomnisz, choć chciałabyś. Nie ma znaczenia, jak daleko wyjedziesz. Nie ma znaczenia, z kim będziesz przebywać. Nie ma znaczenia, ile czasu minie. Pamięć nie jest czasem - nie mija. Nie możesz zrobić nic. Kompletnie nic. Może właśnie dlatego boimy się cierpienia. Tego, że bedzie odtwarzane w naszym umysle, jak stary film na DVD. Jak znienawidzona obsesja, a cierpienie jest obsesją słabych. Chyba mi odbija, powiedziałam w duchu. Zczołgałam się z łózka. Porozmawiam z Nathem. Przeciez od tego nie ucieknę, a im szybciej tym lepiej. Po cichu otworzyłam drzwi od swojego pokoju, żeby przejść do sąsiadujących z moimi, drzwi Natha. Na szczęście nikogo nie było w salonie. Tylko z kuchni dobiegały głosy. Jakby się dobrze przysłuchać, to można by od razu rozpoznać kłótnię. Michaelle i Max. To była ich głosna wymiana zdań. Wzięłam gleboki oddech i zapukałam do drzwi Nathana. Usłyszalam ciche : "Proszę" i nie chcąc narobić hałasu, otworzyłam drzwi i szybko wślizgnęłam się do środka. Nathan siedział do mnie tyłem na swoim krześle. Ustawione było prosto na okno. Nathan bezmyślnie się w nie wgapiał.
- Hej - powiedziałam cicho i złapałam się za kark. Odwrócił się.
- Hej - na jego twarzy malowal się smutek i złość zarazem.
- Nathy ja...
- Nic nie mów.. Ja wszystko wiem. Przecież nie zabronię ci iść do kina. To twoje życie i masz prawo decydować - znowu patrzył w pustą przestrzeń za oknem. Podeszłam do niego i przykucnęłam przy jego lewym boku, podpierając się łokciem na jego kolanie.
- Proszę cię - oparłam czolo o łokieć - Daj mi się wytłumaczyć.
- Słucham - ale mi ulzyło po tym wyrazie. Myślałam , że mnie wyrzuci, że każe się wynosić. A on chce mnie wysłuchać. Jest naprawdę niesamowitym męzczyzną. Albo może jest jak każdy inny, tylko ja jestem przyzwyczajona do tego, że męzczyzna którego kocham traktuje mnie jak smiecia. Jak spotkam Arka to mu podziękuję. Podziękuję mu za to, że był dla mnie zbyt surowy, bo dzięki temu wiem, jaki wielki błąd popełnilam zakochując się w nim. I nie mam zamiaru popełniać go jeszcze raz. Spojrzałam w cudowne tęczówki Nathana.
- Zgodziłam się na to kino, tylko dlatego, żeby odwrócić uwagę mediów. Nic mnie nie łączy z Damienem. Poswięcam się, wychodząc z nim, bo nie mam najmniejszej ochoty tego robić. Próbuję przekonać wszystkich, że mnie i ciebie nic nie łączy. Nie chcielibyśmy chyba, żeby ktos się dowiedział? No więc wracając do sedna sprawy, jak się chcę poświęcić, a ty mi robisz awanturę. O co ci chodzi? Nie jesteś chyba zazdrosny o Damiena? Chyba mi ufasz? - przygryzł wargi i podrapał się po głowie. Potem uklęknął obok mnie.
- Nie o to chodzi. Ufam ci. Nie ufam tylko temu dupkowi...
- Ale ufasz mi. To co zrobi on jest bez znaczenia. Ja nigdy bym cię nie zdradziła...
- Wiem to - zlapal mnie za dloń - Ale znam Damiena dłużej. On... jest niesamowicie przebiegły. Nigdy go nie lubiłem. Bije z niego jakaś sztuczność, której nie jestem w stanie wyjaśnić... Oczywiście nikt tego nie zauważa. Są nim w pewnym stopniu zauroczeni. A on ... Po prostu boję się, że on będzie próbował mi ciebie odebrać - chciałam cos powiedzieć ale przyłożył mi swój palec wskazujący do ust - I nawet jesli, jak twierdzisz, nie zechcesz mnie zdradzić, to on moze posunąć się do najgorszego - przymknął oczy, jakby próbując odpędzić tą straszliwą myśl z głowy. Przyblizyłam się do niego i oparłam czołem o jego czoło.
- Hej Nathy! Spójrz na mnie - zrobiło mi się gorąco, kiedy zobaczyłam jego nieziemskie oczy - Poradzę sobie. Radziłam sobie w nie gorszych sytuacjach, wierz mi - chcial mnie zapytać w jakich - Nie teraz. Jeszcze nie jestem w stanie o nich mowić. Ale obiecuję ci, że kiedyś się dowiesz... - skinął głową w odpowiedzi i złapał moją twarz w dłonie.
- Kiedy tylko pomyślę, że ktoś mógłby cię w jakiś sposób skrzywdzić to...
- Jest tylko jedna osoba, która może mnie naprawdę skrzywdzić, ty - spojrzał na mnie osłupiały - Tylko ty możesz zadać takie rany, które nigdy się nie zagoją.
- Nigdy tego nie zrobię - przejął się.
- Wiem - zblizyłam swoje usta do jego ust. Chciałam go pocałować, ale w ostatniej chwili się zatrzymałam, kiedy nasze wargi prawie sie stykały - To co? Zgoda? - Nathan dosłownie się na mnie rzucił. Nadgarstki przyciskał mi do podłogi, ponad moją głową. Zaczął zmyslowo całować moje usta. Chciałam się zbliżyć po więcej, ale mi to uniemożliwiał. Odsunął się, aby na mnie popatrzeć, a ja bardzo żałowalam, że nie mogę sięgnąć jego pełnych, malinowych warg.
-Zgoda, to jest kotku mało powiedziane - przywarł do mnie i zaczął całować moją szyję. Potem przesuwał się w dół. Kiedy znajdująca się na mnie bluzka uniemozliwiła mu, przesunięcie się jeszcze niżej, po prostu ją ze mnie zdarł. Potem zaczął całować mój brzuch i nareszcie wyswobodził moje nadgarstki, umieszczając swoje dlonie na mojej talii. Wplotłam palce w jego blyszczące włosy. Podniósł głowę.
- Pragnę cię - wyszeptał zmysłowo - Tu i teraz.
__________________________________
Pisane na szybko i byle jak. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem.
Rozdział dedykuję Nemezis :** Kochana, ten rozdział jest także twoją zasługą, bo twój komentarz zmotywował mnie do napisania tego rozdziału. Kocham was wszystkie :************