Śnieżek :)

sobota, 14 września 2013

Rozdział 37

Byłam u lekarza na kontroli. Skończył mnie już badać i pisał coś w mojej karcie pacjenta. Zaniepokojona obserwowałam jego szybkie ruchy. Przeraziło mnie to wczorajsze omdlenie. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak dziwnie... Wydawało mi się przez moment, że o czymś zapomniałam, ale cholernie nie mogłam sobie przypomnieć o czym. To drażniące uczucie było nie do wytrzymania.
- Jesteś najdziwniejszym przypadkiem w moim życiu, Alice - moje przemyślenia przerwał głos lekarza.
- To znaczy..? - spytałam niesmiało. Czulam się dziwnie nieswojo.
- Echm... - westchnął - Miałem mnóstwo pacjentów z amnezją. Jednak każdy z nich po pewnym czasie coś sobie przypominał. Przebywanie z rodziną im pomagało. Z toba jest inaczej. Może potrzeba ci więcej znanych miejsc...
- Mam wrócić do Lydney? - spytałam natychmiast.
- Chociaż na jakis czas  - podrapal się po głowie - Przebywanie w ważnych dla danej osoby miejscach z reguły pomaga...
- Hymmm... - zamyśliłam się - A to wczorajsze omdlenie? Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego.
- A to może być akurat dobry znak! - mężczyzna się ożywił.
- Jakkkk to? - spytałam nieco zdziwiona.
- Zauważyłem w twoim mózgu pewną zmianę, która może mieć związek z tym omdleniem... U kilku moich pacjentów zauważyłem identyczną rzecz. A więc mówisz, że to było twoje pierwsze omdlenie od czasu zaniku pamięci?
- Zgadza się - potwierdziłam.
- Cóż... Powiem tak. To może być początek przełomu - zrobiłam wielkie oczy - Tak, tak, nie patrz tak na mnie, Alice. To może zdarzać się coraz częściej. Oczywiście po każdym takim wybryku, przyjdź do mnie na wizytę, albo chociaż zadzwoń - przytaknęłam - To każdym omdleniu, twoje nastawienie do świata może się zmienić, to znaczy, że będziesz się zachowywała tak, jak przed utratą pamięci - ucieszyłam się.
- Czyli, to czy odzyskam pamięć, jest jedynie kwestią czasu? - spytałam uradowana. Nie marzyłam o niczym innym, jak tylko coś sobie przypomnieć.
- Zgadza się. Ale i tak wolałbym, żebyś pojechala do Lydney, chociaż na jakiś czas. Wtedy cały proces powinien nastąpić znacznie szybciej - znowu przytaknęłam. Z niewiadomego powodu zaczęłam się robić spokojniejsza, potrafiłam już zapanować nad swoimi emocjami. Pożegnałam się z doktorem i umówiłam się już na kolejną wizytę za tydzień. Będąc już przy drzwiach, znowu jednak usłyszałam głos lekarza za plecami.
- Alice, czy mogę Cię o coś spytać? - odwrócilam się do niego.
- Tak, oczywiście, proszę pytać.
- Hymm... Czy mogłabyś mi powiedzieć co pomyślałaś tuż przed omdleniem? - zamysliłam się.
- W zasadzie... To nic takiego. Pomyślałam o kolorze - chciałam już wychodzić, ale lekarz znów się odezwał.
- A czy mógłbym wiedzieć jaki? - spojrzałam na niego, znów się namyślając.
- Pomyślałam... - zrobiłam chwilową przerwę, mając przed oczami tęczówki Nathana - Niebiesko-zielone. To było ostatnie co pamiętam, ten kolor. Niebiesko-zielony... Tylko niebiesko - zielony...

*Z perspektywy Nathana* 
Z niecierpliwością oczekiwałem chwili, w której miała się zjawić u nas Alice. Chodziłem niecierpliwie po domu, czekając na jej przybycie. Tak bardzo cieszyłem się, że chciała u nas pracować! Tym bardziej, że to nie była jakaś tam super praca. Miała być pokojówką... I tego chciała. Stawiając jej propozycję pracy, bałem się, że odmówi. A ja tak bardzo chcialem ją mieć przy sobie. Wciąż wierzyłem, że to Lena. Sposób w jaki się poruszała, mówiła i przygryzała wargi, wręcz nakładał się z osobą Alice. No i te oczy. Ciemne i tajemnicze... I to jak zemdlała, padając prosto na mnie. Chodziłem w kólko - od okna do drzwi od łazienki i tak dalej. Miałem wrażenie, że czas leci wolno, jak nigdy. W końcu ją zobaczyłem. Szła, pocierając dłonmi ramiona z zimna. Miała rozwiane włosy i żółtą bluzkę. Mrużyła oczy, chroniąc się w ten sposób przed lekkim deszczem, który właśnie zaczął padać. Zbliżyłem się do drzwi. Kiedy zadzwoniła, bez wahania otworzyłem.
- O Alice! Jesteś już! - starałem się brzmieć naturalnie. Tak jakby te kilka godzin rano, w ogóle mi się nie dłużyło... No wcale.
- Chyba się troszkę spóźniłam... - usmiechnęła się lekko.
- Tttttakk? - zająknąłem się. Chciałem sobie walnąć w łeb. Miałem się zachowywać normalnie, a już traciłem zmysły. Świetny początek Sykes, nie ma co. Bez zbędnych komentarzy zaprosiłem dziewczynę do środka.
- Nie ma chłopaków? - spytala zaraz po wejściu.
- Jest tylko Max, ale śpi - wyznałem, nieco się denerwując. Bałem się, że ucieknie.
- Hymm... - zamyśliła się - A kiedy wrócą? - spojrzałem na zegarek.
- Myślę, że niedługo. Zależy jak długo im zejdzie w studio ze Scooterem.
- Scooterem?
- Menadżer - uśmiechnąłem się.
- Muszę się jeszcze tyle o was nauczyć - powiedziała z uśmiechem na ustach, kiedy przechodziliśmy do mniejszego salonu - Chyba nigdy nie dam rady.
- To nie może byc aż takie trudne - uśmiechnąłem się, wskazując miejsce na którym mogłaby usiaść. Zrobiła o co prosiłem. Posiedzielismy chwilę, porozmawialismy - No nic, wydaje mi się, że zaczniemy bez nich. - westchnąłem sprawdzając godzinę.
- Okay - powiedziała Alice i zacząłem jej przedstawiać w jaki sposób miałaby wyglądać jej praca w naszym domu. Skończyłem dosyć szybko i zacząłem się jej z niecierpliwością przyglądać. Nic nie mówila, tylko rozmyślała - I... Co sądzisz...? - spytalem niesmiało. W kontaktach z nią każdy ruch i każde slowo mialo znaczenie.
- Hymm... - mruknęła tylko znowu i zagryzła wargi. Zamarłem - Myślę, że chętnie będę tu pracowała - usmiechnęła się ukazując zęby. Kamien spadł mi z serca.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego faktu - powiedziałem. Starałem się nad sobą panować, ale jak zwykle nie za dobrze mi to wychodziło.
- Ja też - pisneła cicho Alice, uśmiechając się tak, jak zwykła to robić - powalająco. Podszedłem do niej bliżej na kilka kroków, kiedy też wstała.
- W takim razie... Witaj na pokładzie! - podałem jej rękę, uścisnęła moją dłoń, po czym sam nie wiem w jaki sposób, znalazła się w moich ramionach.
- O jejku... Przepraszam! - powiedziała przerażona.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się - Było mi zimno, a kiedy na mnie wpadłaś, to zrobiło się znacznie cieplej! Nadasz się na zimę - rozśmieszyło ją to. Śmiała się tak dłuższy czas, powoli wyswobadzając się w moich rąk. "Dobrze, że jesteś. Że wreszcie wrócilaś", pomyślalem sobie, patrząc na jej delikatne ruchy.
- Chyba lepiej już pójdę, umowę spiszemy kiedy indziej - puściła mi oczko.
- Ok. Widzimy się jutro? - spytałem, odprowadzając ją do drzwi.
- Oczywiście - rzuciła, wychodząc - Pozdrów chłopaków!
- Oczywiście! - naśladowałem ją. Usmiechnęła się i wyszła na ulicę. Jeden krok za nami. Jesteśmy coraz bliżej...
____________________________
W ty moim całym zabieganiu udało mi się coś dodać. Rozdział nie jest najlepszy, ale akcja zacznie się rozkręcać :) Tymczasem mam do was pytanie: Jak myslicie, czy Alice jest tym za kogo bierze ją Nathan? A może macie własne zdanie na ten temat?
Nie zanudzam więcej. Czekam na odpowiedzi w komentarzach :)
PS. Niedługo powinien się pojawić rozdział na blogu o Tomie Parkerze i jego przyjaciółce z dzieciństwa. Serdecznie zapraszam! :**




I could've shown you America
All the bright lights in the universe
We could have reached the highest heights
A different place, a different life ...<3

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 36

Siedziałyśmy u chłopaków, pijąc herbatę i rozmawiając. Czułam się tam swobodnie, złowrogi wzrok Lalusia skierowany w moją stronę, nie przeszkadzał mi już tak bardzo. W pewnym momencie nawet o nim zapomniałam. Mel także bawiła się świetnie... I to głównie w towarzystwie Max'a. Siedzieli przez jakiś czas z nami, potem wyszli... Żeby wrócić za jakieś pół godziny. W tej sytuacji nie dało się nawet ignorować głupich, aczkolwiek zabawnych komentarzy Jay'a pod ich adresem typu : 'Dzieci nie robi się w towarzystwie', albo 'Ciąża nie szkodzi'. Siva był raczej cichy i rzadko się odzywał. Ale to właśnie jego z niewiadomego mi powodu polubiłam najbardziej. Wygladał na kogoś godnego zaufania.
Siedzieliśmy tak i gadaliśmy, czując, że lubimy się coraz bardziej.
- Możesz nam opowiedzieć, o tym pożarze Alice? - spytał mnie po pewnym czasie Tom, kiedy wspomniałam, że z powodu tego pożaru mieszkam teraz w Londynie - Jeśli chcesz oczywiście. Do niczego Cię nie zmuszamy - uśmiechnął się.
- I jak to właściwie się stało, że nic nie pamiętasz? - dodał Max.
- Mogę Wam to opowiedzieć, o ile chcecie słuchać - odwzajemniłam uśmiech.
- Chcemy, chcemy - odpowiedział mi Siva - Lubimy słuchać ciekawych historii.
- W takim razie zgoda - powiedziałam poprawiając się na kanapie - Tylko właściwie nie wiem od czego by tu zacząć... No dobra. Tak jak wiecie przed pożarem mieszkałam z rodzicami, starszym bratem i bliźniętami w Lydney. No i pewnego dnia o coś się pokłóciliśmy, nie chciałam z nimi pojechać na weekend do Londynu i zostałam w domu. Właśnie wtedy miał miejsce ten pożar. Poszło zwarcie od pralki i ogień gotowy - popiłam wody.
- A dlaczego nic nie pamiętasz? - spytała Nareesha - Przecież chyba nie przez ogień...
- Nie przez sam ogień - sprostowałam - Prawie udusiłam się dymem no i dach się na mnie zawalił. Leżąc już na podłodze pamiętam samego George'a, który coś do mnie krzyczał... Potem obudziłam się już w szpitalu.
- Zadziwiające... - skomentowała Mel.
- I w dodatku większości rzeczy do dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć. Pamiętam tylko takie krótkie fragmenty... I rzeczy, które do niczego nie pasują - Po tych słowach Laluś się ożywił, ale nic nie powiedział.
Potem chłopcy pozadawali mi jeszcze kilka pytan, a nastepnie rozmowa przeszła na zacznie lżejszy tor. Często się smiałam i dobrze bawiłam.
- O matko, już tak późno?! - zdziwiłam się patrząc na zegarek.
- Faktycznie jakoś tak szybko zlecialo - skomentował Seev ze śmiechem.
- Chyba powinnyśmy już iść.. - powiedziała Mel.
- Musicie wpaść jutro - zaczął Tom - Ale dopiero po południu, bo wcześniej czeka nas niestety dużo pracy...
- A co macie zamiar robić ? - spytała moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią. Nie pamietam kiedy ostatnio tak promieniowała szczęściem.
- Szukamy drugiej pokojówki  - powiedział cichy do tej pory Laluś.
- A co wy będziecie jutro robiły? - spytał Max, bez przerwy uważnie przyglądający się Melindzie.
- Ja tak właściwie nic sobie na jutro jeszcze nie zaplanowałam...A ty Ali? - spytała mnie, usmiechając się delikatnie i czerwieniąc pod wpływem bliskości Max'a.
- Najpierw idę do lekarza, a potem... Kontynuuję poszukiwanie pracy - westchnęłam. Pewnie i tak moje poszukiwania okażą się bezcelowe... Tak jak ostatnie 20 razy.
- Szukasz pracy? - zdziwił się Tom - Myślałem, że jeszcze się uczysz.
- Niezupełnie... Zrezygnowałam ze szkoły - powiedziałam.
- Ciekawe...
- To my już lepiej chodźmy - powiedziała Melinda wstając. Wszyscy podążyli za jej śladem.
- A może... - zaczął Max i spojrzał na swoich kompanów - Może chciałybyście usłyszeć fragment nowej piosenki? - cała reszta absolutnie ich poparła. Miałam wrażenie, że Melinda zaraz tam umrze ze szczęścia.
- Z olbrzymią chęcią!!! - zapiszczała. Zaczęłam się z niej smiać.
- No to w drogę! - zaśmiał się Jay - Do mini studia nagraniowego! Za mną marsz! - zaczęlismy iść za loczkiem. Szliśmy długim korytarzem, aż w końcu doszliśmy do tego ich studia. Widok był imponujący. Siva nacisnął jeden z miliona guzików znajdujących na tej wielkiej maszynie i z głośników popłynęła muzyka. Melodia była wesoła i bardzo mi się spodobała. Stałam tak wsłuchując się, kiedy poczułam, że Laluś mnie obserwuje. Po ciele przeszły mi ciarki. Muzyka się skończyła.
- Wow... No chlopaki... - zaczęłam. Przyznam szczerze, że spodobała mi się ta piosenka, łatwo wpadała w ucho.
- TO JEST CUDOOOOWNE!!! - wydarła się tymczasem Melinda skacząc jak szalona - NIE WIERZĘ ŻE TO SŁYSZAŁAM!!!! - zaczęliśmy się śmiać.
- Cieszymy się, że się podoba - powiedział pan L z lekkim uśmiechem. Złapałam się za kieszeń.
- Kurde... Chyba zostawiłam telefon w salonie - powiedziałam przeszukując kieszenie - Albo raczej na pewno. Pójdę po niego - zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
- Trafisz? - krzyknęła za mną Kels.
- Tak sądzę - odrzekłam wychodząc. Szłam wzdłuż długiego korytarza ogladając zdjęcia, które były poprzybijane do ściany. Przedstawiały one chłopaków z dziewczynami, z rodzinami i podczas jakiś występów. Znalazło się również kilka zdjęć z fanami. Jedno z nich bylo tak urocze, że przystanęłam, żeby się lepiej przyjrzeć. Każdy z chlopaków stał obok jednej z dziewczyn, które płakały, przytulając się do nich. Mel pewnie gdyby mogła też by tu ryczała, pomyślałam ze śmiechem. Odeszłam od fotografii i udałam się do salonu. Mój telefon leżał obok poduszki przy której siedziałam. Wziełam urządzenie i schowałam do kieszeni. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i westchnełam. Chciałabym mieszkać w czymś takim. Rozmyślając udałam się do drzwi. Niestety wychodząc z pomieszczenia zahaczyłam o coś nogą. Myslałam, że uda mi sie utrzymać równowagę, ale myliłam się. Runęłam do przodu. Czekałam na ból, spowodowany upadkiem, kiedy nagle poczułam, że zostałam złapana. Ciepło czyichś dłoni było wręcz przeszywające. Wtedy ten ktoś objął mnie ciasniej i podniósł do góry. Zobaczyłam twarz mojego wybawcy. Nie trudno chyba zgadnąć kto to był - chyba jedyna osoba, której wolałabym uniknąć. Laluś. Byłam przy nim tak blisko, że znieruchomiałam. On też się nie ruszał. Staliśmy niemalże stykając się nosami w zupełnej ciszy. Byłam przerażona. Chyba nie potrafię tego inaczej nazwać. On wyglądał na zszokowanego. Staliśmy i staliśmy. W końcu odważyłam się przyjrzeć jego oczom. I zaraz tego pożałowałam. Poczułam się dziwnie niemal natychmiast po tym, kiedy udało mi się odkryć barwę tych tęczówek. Niebiesko-zielone. Kiedy to pomyślałam po moim ciele przeszedł dreszcz i zaczęło mi brakować powietrza. Potem poczułam, że jest mi bardzo słabo, mój wzrok zaczął szwankować, a ja padłam prosto w ramiona chłopaka.
Ocknęłam się po jakimś czasie. Pierwszym co zobaczyłam był biały sufit salonu. Nie podnosząc się przekręciłam głowę w lewą stronę. Zobaczyłam Lalusia, który delikatnie trzymał moją dłoń. Zaczęłam się podnosić.
- Czy ja... ? - zaczęłam.
- Zemdlałaś - powiedział, zabierając swoją dłoń z mojej. Złapałam się za głowę.
- O matko... Umiem sobie wybrać moment. Gdzie jest reszta? - spytałam chlopaka, rozgladając się wokoło. Byliśmy sami.
- Wyszli przed chwilą do kuchni - przeczesał palcami swoje brązowe włosy - A tak przez cały czas siedzieli tu z Tobą.
- To znaczy... Ile ja już tu tak leżę? - spytałam przestraszona. Jak zwykle narobiłam tylko klopotów.
- Niedługo. Jakieś... - spojrzał na zegarek - ... 20 minut tak mniej więcej - westchnęłam.
- No trudno - usiadłam powoli naprzeciwko chłopaka - I... Dziękuję Ci Nathan - jego imię ledwo przeszło mi przez gardło. Czułam sie dziwnie dziekując mu. Uśmiechnął się.
- Nie ma za co - zdecydowałam się na lekki uśmiech w jego stronę.
- I przepraszam. Przeze mnie przedłużyła się nasza wizyta tutaj... A wy wolelibyście pewnie odpocząć przed jutrem...
- Nie przepraszaj Alice - szybko mi przerwał  - Przecież to nie twoja wina. I może wcale nie musimy szukać żadnej pokojówki.
- Jak to? - spytałam całkiem zbita z tropu. Czyżby mnie coś ominęło?
- Właściwie mielismy o tym z Tobą rozmawiać dopiero później, jak już poczujesz się lepiej... No ale dobra. Tylko proszę Cię przemyśl to - spojrzal na mnie błagalnie. Kiwnełam glową na znak potwierdzenia - Bo skoro szukasz pracy... To może chciałabyś zacząć pracować u nas? Oczywiście jeśli nie chcesz to...
- W sumie czemu nie...
- Naprawdę? - ożywił się. Chciało mi się z niego smiać. Znowu kiwnelam głową.
- Jeśli wy tego chcecie... To nie widzę problemu. Szukam jakiejś pracy już od dawna i mam tego dość. Chciałabym już zacząć coś robić - rzuciłam jakby nigdy nic. W środku cieszyłam się jak dziecko, że wreszcie będę miała pracę. Obgadałam z chłopakiem niektóre szczegóły i postanowiłam przyjąć propozycję chlopaków. W końcu nieźle bym zarabiała. Spojrzałam na Nathana. Chyba niesłusznie go oceniłam. Wcale nie był lalusiem. Był calkiem... sympatyczny. Zaczęliśmy rozmawiać, jak ludzie, którzy znają się od dawna i prawie całkowicie zapomniałam jak bardzo go nie lubiłam. W końcu okazało się, że bardzo dobrze się rozumiemy. Zaskakująco dobrze. Niepokojąco dobrze...
_______________________________
Przepraszam Was, że po tak długiej nieobecności dodaję TAKIE COŚ.
Gorzej już chyba być nie mogło. No, ale cóż... Mam nadzieję, że jakoś przeżyjecie ten pisany na szybko rozdział i mi wybaczycie ewentualnie :)
Tak więc.... WRÓCIŁAM!! :D
Dziękuję za ponad 10 000 wyświetleń! Jesteście boskie! <3
Byłoby mi bardzo miło gdybyście dały znać, że przeczytałyście i że moje zawalanie obowiązków nie poszło na marne :) Zapraszam również tutaj ---------------> http://thewantedstory-justbelieve.blogspot.com/ Pod koniec tygodnia powinien się pojawić pierwszy rozdział  ;)
Za wszelkie błędy przepraszam!!!







sobota, 17 sierpnia 2013

Coś .. :)

Witam Was kochane po tak długiej przerwie ! ;) Niestety nie mogłam pisać, z powodu kilkumiesięcznego braku komputera... Ale teraz wróciłam! Mam nadzieję, że się chociaż trochę z tego powodu cieszycie :) I mam pewną wiadomość... Nie wiem czy powinnam kontynuować opowiadanie na tym blogu. Oczywiście jeśli bedziecie chciały to zrobię to z olbrzymią przyjemnością, tylko dajcie znać ( np. poprzez twittera ). Ale nie wiem czy po tak długiej przerwie ma to jeszcze jakikolwiek sens... Tymczasem zapraszam was do odwiedzenia mojego nowego bloga :) Mam nadzieję, że zajrzycie. Enjoy! :>   http://thewantedstory-justbelieve.blogspot.com/



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 35

* Z perspektywy Melindy *
Wpatrywałam się w chłopców, nie mając najmniejszego pojęcia o co im chodzi. Zaraz, zaraz... Od początku. Twierdzą, że ją znają. Że ma na imię Lena ( swoją drogą jakieś nie-angielskie to imię ). W dodatku Nath spogląda na nią jak na ósmy cud świata. Momencik... Mam rozumieć, że ona jest TĄ Leną?! Tą, która zmarła rok temu w katastrofie galerii?! Przecież to jest jakieś niedorzeczne! Ale z drugiej strony... Pojawiła się tak nagle jakieś 10 miesięcy temu... Twierdziła, że wyszła cało z pożaru domu, dlatego niektórych rzeczy do dzisiaj nie może sobie przypomnieć i dlatego przeprowadziła się z rodziną w nowe miejsce. Przyjrzałam się swojej przyjaciółce uważnie. To było jak sen... Nathan podszedł do niej i złapał ją za prawą dłoń.
- Błagam Cię!!! Musisz mnie pamiętać! Proszę!! Przypomnij sobie!! Nie mogłaś tak po prostu zapomnieć o tym co nas łączyło, nie wierzę! Lenka, kochanie, przypomnij sobie... - wyglądał tak przekonująco, że czułam jak łzy napływają mi do oczu. Postanowiłam zrobić wszystko, by Allison... to znaczy Lena, wszystko sobie przypomniała. Natomiast ona w tym momencie wyrwała dłoń z jego uścisku i powiedziała stanowczo:
- Ja nie jestem żadną Leną! - widziałam, że jest coraz bardziej zdenerwowana. Nie dziwię się, to musiał być dla niej szok. I w dodatku ten jej wybuchowy charakter... - No powiedz im, Mel! - błagalnie zwróciła się do mnie - Powiedz, że jestem Alice - czułam jak wzrok wszystkich obecnych kieruje się na mnie. A co ja niby miałam powiedzieć?! Przecież tak naprawdę nie miałam pojęcia o całej sprawie.
- To prawda - zaczęłam. Postanowiłam swoją wypowiedzią, z jednej strony nie niepokoić Ali, a z drugiej dać znać TW, że niewiele wiem  - Kiedy Cię poznałam 10 miesięcy temu, tak właśnie miałaś na imię.
- Widzicie? - Zwróciła się do chłopców - Wydaje mi się, że po prostu mnie z kimś pomyliliście... - powiedziała już znacznie spokojniej. Po ich minach widziałam, że chcieli zaprotestować, ale na migi pokazałam im, by brnęli w jej wersję. Byłam za plecami Alice, więc nie widziała nic z tego co wyprawiałam.
- Taaak... Teraz też mi się tak wydaje - zaczął Max, uśmiechając się do mnie lekko w podziękowaniu.
- Przepraszamy, Cię głupio wyszło... Jestem Tom - powiedział brunet, choć był jeszcze trochę spięty. Z ulgą zauważyłam, że Alice też zaczyna się rozluźniać. Potem wszyscy zaczęli się jej przedstawiać i atmosfera zaczęła się robić spokojniejsza. Tylko Nathan wciąż wyglądał na zdenerwowanego i gdy przyszła jego kolej z zaciśniętymi pięściami wyszedł z pokoju. Bałam się, że znów zrobi się nieprzyjemnie, ale na całe szczęście Tom uratował sytuację rzucając jakąś opowiastkę o ich koncercie. Odetchnęłam z ulgą. Ali uśmiechała się do nich i czasem powiedziała coś śmiesznego. Po chwili jednak zdecydowała, że chce wracać do domu. Na początku TW nie mieli zamiaru się zgodzić, ale z chytrym uśmieszkiem podsunęłam, że wpadniemy jutro, albo pojutrze do nich jak nas zaproszą. No i udało się. Zostałyśmy zaproszone do ich domu jutro o 14.00.
- Będziemy na pewno - uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie, wychodząc z tourbusa gdzieś w centrum miasta. Ali już ruszyła do przodu i już miałam za nią biec, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za łokieć. Odwróciłam się i ujrzałam... Max'a.
- Cześć - powiedział... nieśmiało? Usmiechnęłam się, żeby dodać mu odwagi. - Chciałem tylko zapytać czy... to prawda? O tym, że ona jest Leną. Jesteś jej przyjaciółką, więc powinnaś wiedzieć...
- Wiesz Max... Dla mnie ta cała sytuacja jest trochę dziwna. Dopiero teraz zrozumiałam jak niewiele wiem o Alice albo Lenie...
- Szkoda - chłopak spuścił głowę.
- Ale obiecuję, że zrobię wszystko żeby się tego dowiedzieć - uśmiechnełam się. Chłopak momentalnie odżył.
- Naprawdę nam pomożesz - spytał.
- Naprawdę, a przynajmniej się postaram - powiedziałam. Chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Dzięki, jesteś niesamowita - to co wtedy poczułam, przekroczyło wszelkie granice. Usłyszeć coś takiego od swojego idola... Serce zabiło mi szybciej. Max już wszedł do samochodu, a ja wciąż stałam jak wryta. Pomogę im, pomogę choćby nie wiem co. Ocknęłam się i zaczęłam się rozglądać za Ali. Była juz tak daleko, że ledwo ją zauwazyłam. Zdjęłam moje szpilki i pędem ruszyłam w jej kierunku. A co mi tam, pobiegnę sobie.

NASTĘPNEGO DNIA...
* Z perspektywy Allison *
- Nie zgadzam się - oznajmiłam twardo - To prawda, może później było nawet fajnie... Ale i tak nigdzie nie idę!
- No Ali... Dlaczego ty musisz być taka uparta?! - powiedziała Mel z pretensjami. Chciała mnie wyciagnąć do TheWanted. Nie powiem nie są aż tacy źli. Bardzo polubiłam np. Sivę... Ale panem obrażalskim nie chcę mieć nic wspólnego.
- Bo jestem i już - oznajmiłam przebierając się po treningu.
- No, ale co Ci się nie podobało?! - naciskała - Przecież sama mowiłaś, że są sympatyczni...
- Laluś - powiedziałam zdenerwowana - Laluś mi się nie spodobał, ot co.
- Jaki Laluś? - spytała całkiem zbita z tropu. Westchnęłam tylko ciężko - Mówisz o Nathanie?
- Być może. Nie wiem, nie przedstawił mi się pan obrażalski - zaczęłam pakować rzeczy, gdy usłyszałam jak Mel nie potrafi powstrzymać śmiechu - Co Cię tak rozbawiło?
- Laluś - powiedziala wciąż się śmiejąc.
- No bo wygląda jak taki laluś - też zaczęłam się śmiać. Melinda potrafi zarazić entuzjazmem. Po chwili się uspokoiłyśmy.
- To co pójdziesz? - spytała mnie - No nie daj się prosić...
- No dobra pójdę, pójdę... Masz szczęście, że udało mi się polubić Tom'a i calą resztę... - dokończyłam pakowanie i wylecialam jak proca z szatni. George czekał na mnie. Umówiłyśmy się z Mel, że wpadnie do mnie o 13 i razem pojedziemy do chłopaków. Była już 11.45... A ja musiałam się jeszcze trochę ogarnąć, no i przede wszystkim coś zjeść.
- Cześć - powiedziałam szybko do brata, rzuciłam torbę treningową na tylne siedzenie i zaczęłam zapinac pasy - Ruszaj, bo mam niewiele czasu - chłopak zrobil to o co prosilam i po niedlugim czasie znalazłam się w domu. Pierwsze co zrobiłam to wzięłam gorący prysznic, a potem zjadłam obiad zrobiony przez bliźnięta. Poszukałam w szafie jeansów i jakiejś bluzy, ubrałam ulubione conversaki. Tylko lekko podkreśliłam rzęsy maskarą i związałam włosy w kucyka. Zeszłam na dół. Melindy jeszcze nie było, więc wyszłam przed dom, żeby na nią zaczekać. Było zimno, ale nie padal deszcz. Coś niebywałego. Kiedy Mel się pojawiła ruszyłyśmy razem w strone przystanku i po jakiejś godzinie znalazłyśmy się w miejscu gdzie mieszkali chłopcy z TW.
- Wejdzcie! - ucieszył się na nasz widok Tom. Kiedy przekroczyłyśmy próg ich "domu" dostrzegłam, że wszyscy już na nas czekali. Nawet Laluś. Była tam jeszcze blondynka i jeszcze jedna dziewczyna, która przytulała się do Sivy. Obydwie wyglądały na calkiem sympatyczne. Uśmiechnęłam się do nich.
- Poznajcie się - zaczął Tom - To jest Kelsey, moja dziewczyna, a to jest Nareesha dziewczyna Sivy... A to są Melinda i Le... Allison - uśmiechnął się do mnie nieco zaklopotany. Znowu ta Lena... Westchnęłam.
- Milo mi was poznać - zwróciłam się do dziewczyn. Podeszły do mnie i przytuliły. Gest nieco dziwny, ale miły. Porozmawiałyśmy chwilę i Max zasugerował żebyśmy przenieśli się do salonu. Kiedy tam weszliśmy, po prostu mnie zamurowało. Tam bylo tak cudownie pięknie, że nie da tego opisać... Widać, że im się powodzi... Chciałabym mieć choć trochę z tego ich szczęścia. Spojrzałam na ich roześmiane twarze ( no może prócz Lalusia ). Też bym taka radosna jakbym miała kasę. W dodatku tyle kasy, żeby sobie kupować takie wille. Na pewno mają ich całkiem sporo... Moje rozmyślania przerwał głos Sivy.
- Może opowiecie nam coś o sobie? My chyba wiecie o nas prawie wszystko...
- Tak - powiedziała Mel.
- Nie - powiedziałam w tym samym momencie. Wymieniłyśmy spojrzenia.
- To znaczy ja wiem o was całkiem sporo... Jeśli w co piszą o was w gazetach jest chociaż trochę prawdy... Natomiast Alice...
- Nie wiem o was nic - wyręczyłam przyjaciółkę. Siva uśmiechnął się do mnie promiennie.
- A co chciałabyś wiedzieć? - spytał, wciąż się uśmiechając. Poczułam, że z każdą chwilą lubię ich coraz bardziej. Przygryzłam wargi, rozmyślając jakie zadać im pytanie. Kiedy to zrobiłam, ktoś w pomieszczeniu cicho jęknął. Nie byłam pewna na 100% , aczkolwiek obstawiałabym Lalusia.
- Kim jest Lena? - spytałam odważnie. Reakcje wszystkich wokół mnie nie były niczym, co mogłoby mnie zdziwić. Każdy spoglądał po sobie, jakby oczekując, że to jednak nie on będzie musiał odpowiadać na to kłopotliwe pytanie. Nikt nie miał zamiaru odpowiedzieć. Spojrzałam na wszystkich jeszcze raz, wyczekująco. W końcu, nieśmiało, głos zabrał Max.
- Lena - przełknął ślinę - Lena była... To znaczy ona i Nathan...
- Wystarczy! - Laluś wstał z miejsca - To jest bez sensu! - wydarł się i zaczął iść do wyjścia. Tom pobiegł za nim. Ja tylko przewróciłam oczyma. Od początku wiedziałam, że to jest rozpieszczony dzieciuch.
- A więc Lena... - zaczął znowu Max.
- Nie musisz kończyć - przerwałam mu - Przecież to bez sensu - naśladowałam Nathana.
- Skoro tak uważasz... - powiedzial.
- Nie ja, tylko La...
- A co wy chcielibyście wiedzieć o nas? - zmieniła temat Melinda. Nie miałam jej tego za złe, ale chciałam też wiedzieć, dlaczego Lalusia tak bardzo drażni temat tej całej Leny. Pewnie go rzuciła, a biedaczek nie może się pozbierać. A z resztą, co mnie to obchodzi. Ma za swoje.
- Wszystko - Max uśmiechnął się do mojej przyjaciółki. I nie zrobił tego tak ... normalnie. To był uśmiech... Inny niż ten, który kierował do wszystkich. A to mogło oznaczać tylko, że Mel mu się spodobała.
- No więc obydwie mamy po 18 lat, chodzimy do drugiej klasy liceum, gramy w piłkę...
- Serio? - tym razem to był Jay. Mel pokiwała głową.
- W obecnej drużynie gramy od 7 miesięcy. Ja jestem obrońcą a Al napastnikiem. Teraz zajmujemy się utrzymaniem tytułu - wyjaśniła z uśmiechem. Widziałam iskierki w oczach Max'a, kiedy to mówila.
- A jaka jest twoja ulubiona drużyna? - spytał Mel.
- Manchester City!
- Serio? Moja też! - zaczęli sobie coś z przejęciem opowiadać, całkowicie nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa. Jay przewrócił oczami i przysiadł się bliżej mnie, żeby nie sluchać tego, co wygadywało tamtych dwoje.
- Ciągnie ich do siebie - powiedział do mnie cicho.
- Widzę - zaśmiałam się - I pomyśleć, że jeszcze wczoraj wieczorem nie mogła się doczekać głównie Ciebie...
- Serio?
- No serio, serio - znowu się zaśmiałam na widok jego stęsknionego wzroku skierowanego w stronę Melindy.
- Jay wieczny singel - skomentował. Potem było już coraz fajniej. Znajdywałam wiele cech wspólnych z Jay'em, Nareeshą czy Kelsey. Udawało mi się z nimi dogadać. Zachowywali się jak normalni ludzie, a nie gwiazdeczki z pierwszych stron gazet. No i wszyscy byli całkiem spoko. No może z wyjątkiem Lalusia... Który później wrócił do nas i cicho usiadł na jednym z foteli. Zachowywal się spokojnie, choć miałam wrażenie, że próbuje zabić mnie wzrokiem. Nie udawało mi sie go przyłapać na gorącym uczynku, ale wiedziałam, że wlepia we mnie swój wzrok, życząc mi przy tym wszystkiego co najgorsze. Postanowiłam, że dowiem się dlaczego darzy mnie taką niechęcią. I co mnie łączy z ową tajemniczą Leną, o której nikt tu nie chce gadać.
______________________________________
Mi się nie podoba, ale ocenę pozostawiam wam;)
Ostatnio po prostu brakuje mi weny, ale mam nadzieję, że to szybko minie ;p
Jak myślicie, czy Alice jest tym za kogo ma ją Nathan? Czy macie jakieś sugestie co do tej sprawy? :)
Tak czy owak, prawda wyjdzie na jaw :]
Czekam na wasze komentarze! :*









sobota, 16 marca 2013

Rozdział 34

Weszłyśmy do samochodu. Było tam dużo miejsca. Rozglądałam się z ciekawością. Tymczasem moja przyjaciółka rzuciła się na kanapę. Zrobiłam wielkie oczy.
- Mel my nie powinnyśmy...
- Zawsze o tym marzyłam! - wykrzyknęła niemal w tym samym czasie. Zaraz potem wydała z siebie głośny pisk i rzuciła się na jedno z krzeseł trzymając w dłoni niebieską koszulkę - To Jay'a... - wyjaśniła z błyszczącymi oczami. Stałam tam jak głupia nie wiedząc co ze sobą począć. Z jednej strony chciałam uciec, a z drugiej... coś mnie tu trzymało. Spojrzałam na Melindę. Dotykała tej koszulki niemalże z czcią. I płakała.
- Mel? Wydaje mi się, że powinnyśmy już iść. Zostaw tę koszulkę i choć - nawet nie drgnęła. Chyba nie miała zamiaru mnie słuchać. Przygryzłam wargi. Postanowiłam pójść na kompromis - No dobra. Zostaniemy jeszcze chwilę a potem się wynosimy - postawiłam krok do przodu. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Ładnie tu było. Nic się nie stanie jak się trochę rozejrzę. Powoli stawiałam kolejne kroki. Mieli tu pełno zdjęć, płyt i... bałaganu. Zatrzymałam się przy jakimś trofeum. "Nagroda Dla Najlepszego Zespołu Według Magazynu The Sun". No, no ciekawie... Oglądałam jeszcze inne nagrody, kiedy przypomniałam sobie, że nie powinno nas tu być. Ruszyłam w stronę wyjścia.
- Melina, proszę Cię chodźmy już - dziewczyna niechętnie spojrzała na drzwi i nie kładąc koszulki z powrotem na krzesło, ruszyła do wyjścia - Nie zostawiasz tego? - spytalam.
- Na pewno ma milion takich koszulek... - uśmiechnęłam się do niej i niestety ( bądź też nie ) przez przypadek spojrzałam przez okno. Szli do swojego tourbusa! I na dodatek byli tak blisko, że nie mogłysmy nawet wyjść, bo by nas zauważyli. Serce biło mi jak oszalałe. Mel też już ich zauważyła.
- Co robimy?! - spytała przerażona.
- Nie mam pojęcia! - wykrzyknęłam z rozpaczą.
- Dobra chyba mam jeden pomysł. Za mną! - krzyknęła Mel i pobiegła w przeciwległą stronę. Nie wiele myśląc ruszyłam za nią. Zatrzymałysmy się w "mini pokoju", przypominającym sypialnię. Rozejrzałam się po ścianach. Nie było tu wystarczająco dużego okna żebyśmy mogly się wydostać. Miałam tylko nadzieję, że Mel ma w głowie lepszy pomysł.
- Do szafy! - krzyknęła, kiedy uslyszałyśmy, że drzwi się otwierają. Zaczęłyśmy się pakować do tej cholernej szafy, w której na szczęście było tyle miejsca, że obie się zmieściłyśmy. Usłyszałyśmy ich głosy i próbowałyśmy wyciszyć oddech. Trzeba mieć tylko nadzieję, ze wrócili na chwilę, a my za niecałą chwilę będziemy się mogły bezpiecznie usunąć.
- Nie, no to było komiczne - powiedział tymczasem jeden z nich dziko się śmiejąc. Miałam wrażenie, że jest coraz bliżej.
- Serio, tęskniłem za tymi koncertami. Dawno nie czułem się tak wspaniale - przemówil kolejny.
- A widzisz Sykes! A ja mówiłem! Zawsze słuchaj się wujka Max'a!
- Chyba chciałbyś, matole! - sądząc po hałasie, który stworzyli musieli się tłuc. Potem doszedł do nich jeszcze jeden "gadający głos", a po chwili jeszcze jeden. Ciśnienie to mi tak podskoczyło, że bałam się nie zaraz pęknie mi głowa. Spojrzałam na Mel. Nie wyglądała na tak bardzo przerażoną niż sądziłam, że jest. Nawet się uśmiechała! Tymczasem ja umierałam ze strachu. Na domiar złego Mel kichnęła! Myślałam, że eksploduję. Czekałam na reakcje TW.
- Na zdrowie, Tom! - krzyknął któryś z nich. Było słychać jak Tom zbliża się do reszty.
- Miałem zamiar powiedzieć to samo - zasmiał się.
- To nie ty?!
- Nie ja. Przyznać się, który kichnął!
- Nikt - ktoś, kto to powiedział  był nad wyraz ubawiony.
- Jak to nikt? - dopytywał się Tom.
- Normalnie - przemówil tymczasem inny, z dziwnym akcentem.
- No to kto kichnął?
- Może pies? - wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jeden z nich śmiał się w taki fajny sposób, że przez chwilę mi też zachciało się śmiać.
- Sam jesteś pies - powiedział ten z fajnym głosem.
- No to wygląda na to, że mamy kichające ściany - powiedział jeszcze inny. Odetchnęłam z ulgą. Chyba nas nie znajdą. Uff... Spokojnie poczekamy, aż wyjdą. Moje nadzieje minęly kiedy usłyszałam: "Panie kierowco odjazd!". Próbowałam oddychać spokojnie. Co my teraz zrobimy?! Pojedziemy z nimi... Nawet nie wiadomo gdzie! A jak nas nakryją?! To skończymy na policji! Super, po prostu sup...  Znajoma melodia. Cholera! Dzwonił mój telefon! Cała zdrętwiałam. U chłopców ucichło. No to się wydało. Powinnam sobie pogratulować szczęścia.
- Chyba mamy towarzystwo... - powiedział jeden z nich i zaczął powoli zbliżać się do szafy. Zamknęłam oczy. Straszliwie się bałam. Wtedy drzwi od szafy szybko się otworzyły, a ja przez chwilę zostałam oślepiona przez jasne światło, które wypełniało pomieszczenie. Zapanowała kłopotliwa cisza. Kiedy już widziałam, spostrzegłam 5 mężczyzn wpatrujących się w nas... z pewnym przerażeniem w oczach. Uśmiechnęłam się niepewnie i za przykładem Mel zaczęłam wychodzić z szafy.
- Cześć... - przerwałam ciszę. Miałam wrażenie, że łysy na dźwięk tego słowa, aż podskoczył - My... przepraszamy. Naprawdę nie chcialyśmy.... To znaczy...Chodzi o to, że...
- THE WANTED!!!! - zawrzeszczała Melinda i rzuciła się swojemu loczkowi na szyję. On na ten gest zaczął się śmiać. Miałam wrażenie, ze atmosfera zaczyna się robić luźniejsza. Myślałam tak dopóki nie zauważyłam, że wszyscy przypatrują mi się z czymś dziwnym w oczach.
- Lena...? - przemówił po chwili łysy. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Spojrzałam na niego, prosząc o wyjaśnienie.
- Ty nie jesteś Lena? - spytał ten z dziwnym akcentem, mulat. Zaczęłam rozmyślać, czy kiedykolwiek ktoś mnie tak nazwał. Lena...
- Nie, ja jestem Alice - powiedziałam. Spojrzałam na moją przyjaciółkę. Wyglądalo na to, że też nie miała pojęcia o co chodzi.
- To niesamowite... - powiedział ten w loczkach. Przyjrzałam mu się uważniej.
- Ej! Ja Cię chyba znam! - powiedziałam przybliżajac się do niego. Uśmiechnął się, jakby to był jakiś zaszczyt - To ty wrzeszczałeś na ulicy, kiedy mnie zobaczyłeś! - mina mu zrzedła.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - spytał z pewnym wyrzutem.
- Poznajesz? Niby skąd miałabym Cię znać? - spytałam.
- Nikogo z nas nie kojarzysz? - spytał mnie chłopak z grzywką. Oczy mu błyszczały, choć wyglądał jakby go coś bolało. Pokręciłam głową przecząco. To było bardzo dziwne uczucie... Wiedzieć, że nie wiem czegoś, co powinnam wiedzieć.
_________________________________
Taki króciutki w ramach przeprosin. Obiecałam, że szybko dodam następny, jednak tak się nie stało. Przepraszam. To naprawdę nie zależało ode mnie. Sytuacja się nieco pokomplikowała, ale myślę, że mogę wrócić do pisania. Przez pewien czas myślałam nawet na usunięciem bloga, na szczęście w porę przypomniałam sobie, dlaczego wgl zaczęłam pisać :)
Tak więc, nic nie obiecuję, ale naprawdę postaram się częściej coś dodawać :]
I dziękuję za 8000 wyświetleń! :**
I co do waszych blogów... Oczywiście wszystko na bieżąco czytam, niestety nie miałam możliwości, żeby skomentować. Mam nadzieję, że sie poprawię :)
Trzymajcie się, do następnego <3




niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger Award

No więc, od czego by tu zacząć...
Na początek bardzo, a to bardzo bardzo chciałabym podziękować  Nemezis :) Nie wiem dziewczyno jak mam Ci dziękować :)
Zapraszam was też do czytania jej naprawdę cuudownego bloga http://onlyyoucanmakemefeelbetter.blogspot.com/ 

Po drugie - skoro każdy nominowany blogger powinien wykonać kilka rzeczy a mianowicie:

- podziękować nominującemu na jego blogu

- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

 To zajmę się ich wykonywaniem :)

7 Faktów Dotyczących Mojej Osoby:
1. Mieszkam w województwie kujawsko- pomorskim w małej miejscowości.
2. Uczę się w liceum na profilu humanistycznym (mam wrażenie, że w szkole uchodzę za kujona o.O ).
3. Pierwszy teledysk z TW zobaczyłam 30.12.2011 ( było to Glad You Came ) i od tego momentu jestem w nich zakochana na zabój.
4. Nienawidzę 1d :) Chyba należę do grona największych hejterów xd
5. Kocham zwierzęta. W przyszłości chciałabym pracować w zoo ( wiem, jestem pokręcona ):P
6. Kocham czytać! W szczególności kryminały, książki przygodowe i o średniowieczu( ostrym romansem też nie pogardzę xd ). Polecam wszystkim cudowną książkę pt. "Minstrel" ( lepiej młodszej siostrze tego nie pożyczajcie).
7. Uwielbiam geografię :) I myślę, że Tom byłby ze mnie dumny :3

Blogi które nominuję:
1.Bloga Nemezis 
http://onlyyoucanmakemefeelbetter.blogspot.com/
2. Bloga Alicee_

 http://friendshiporsomethingmore.blogspot.com/
3. Bloga ancysko
http://wearetheonestomakeachange.blogspot.com/
4.Bloga Anku ;D
I'll Stay With You For All Of Time
http://stay-with-you-for-all-of-tome.blogspot.com/
5. Bloga Kia
We rise like a phoenix
http://ifoundyou-thewanted.blogspot.com/
6. Bloga zuza11
The Battleground: The Wanted Fanfiction Stories
 http://the-battleground.blogspot.com/
7. Bloga  Jestę Sufitę. ♥
This is my oath to you.
http://best-friends-dont-have-to-pretend.blogspot.com/
8. Bloga kilku cudownych pań : Kia, Kika., Claudia, justbreathe oraz Olga Lowe
Imaginy o The Wanted ♥ ♥ ♥
http://imaginy-tw.blogspot.com/
9. Bloga  Kubioczka ...
"Follow the dream, work hard, inspire and be inspired"
 http://sydneyandnathanforever.blogspot.com/
10. Bloga Revolution i Sandziaa.:)
http://the-wantedpll.blogspot.com/

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 33

Następnego dnia wróciłam do domu. Nie obyło się bez awantury i kazania. Posłałam tylko smutne spojrzenie George'owi i poszłam pobiegać zabierając ze sobą psa o imieniu Dog. Miałam ochotę biegać tak przez wieczność a potem paść na zawał i już się więcej nie pokazywać na oczy ojcu. Nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek mnie przytulił. Wymagał ode mnie najwięcej - żaden z moich trzech braci nie miał narzuconych takich wymagań. No właśnie, bracia. Ich traktował zupełnie inaczej. Jakby faworyzował mężczyzn, a ja skoro byłam kobietą, to byłam nikim i już. Tak się zdenerwowałam swoimi myślami, że przystanęłam i zaczęłam kopać ze złością i okładać pięściami jedno z drzew. Dog gapił się na mnie jak na nienormalną. Reszta ludzi też. Nie dbałam o to, byłam naprawdę wkurzona. Miałam ochotę wydrzeć się na cały głos. Nie wiedziałam, ze drzemie we mnie tyle złości. Postanowiłam zostawić w spokoju to biedne drzewo i pobiec tak szybko, ile się tylko da. Nie wiem gdzie, chyba w cholerę. Wyjechać np. do USA i już nigdy więcej nie pokazywać się w domu. Biegłam tak szybko, że wpadałam na przechodniów, zahaczałam o budynki, o mało co nie wpadłam na słup. Rozdarła sobie przy tym prawe ramię, z którego teraz obficie leciała krew. No po prostu lepiej być nie mogło. Postanowiłam wrócić do domu krótszą drogą, ani na chwilę nie zwalniając biegu. Dog dzielnie mi towarzyszył. Niestety nie miałam wpływu na światła, a mianowicie ciągle musiałam zatrzymywać się na czerwonym. Ludzie dziwnie mi się przyglądali, jeden gościu był wręcz przerażony. Nawet krzyknął na mój widok i zbladł. Przecież wcale nie wyglądałam tak źle. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie i kiedy tylko (wreszcie) zrobiło się zielone, pobiegłam przed siebie. Widziałam jeszcze, że odprowadzał mnie wzrokiem.Tylko trochę krwi a ludzie wariują.
Kiedy wróciłam do domu przekonałam się po raz kolejny, że mój ojciec ma mnie w dupie. Mama o mało co nie dostała zawału kiedy zobaczyła mnie zakrwawioną, George wyleciał przerażony z pokoju kiedy mama zaczęła lamentować, a bliźniaki nabijały się, że wreszcie ktoś ( kogo nie może dotknąć złość Georga ) odważył się mi przyłożyć. Warknęłam żeby się odczepili, wyrwałam matce opatrunek, spławiłam ( a przynajmniej tak mi się wydawało ) Georga zasypującego mnie pytaniami typu :" Nic Ci nie jest?" "Co Ci się stało?" "Czy ktoś Ci zrobił krzywdę?" itp itd. Trzasnęłam z hukiem drzwiami od łazienki, umyłam krwawiącą rękę i próbowałam założyć sobie bandaż. Samej nie dałam sobie rady. Przecież nie będę błagać kogoś o pomoc jak jakaś sierota. Osunęłam się po ścianie, ukucnęłam i schowałam twarz. Nie płakałam. Po prostu miałam wszystkiego dosyć. Właśnie wtedy do łazienki wpadł przerażony George. Z właściwą sobie energią, wziął bandaż i opatrzył mi ranę.
- Co się dzieje, Ali? Hymm? - spytał mnie kucając - Jesteś jakaś inna...
- Ja jestem inna?! JA?! Ja wcale nie jestem inna: ja jestem wściekła! - krzyknęłam na niego wstając. Spojrzał na mnie zdezorientowany i też wstał.
- Czy coś się stało? - zapytał łagodnie.
- Stało?! A co się do cholery mogło stać?! Oprócz tego, że własny ojciec mnie nie chce, to wszystko jest po prostu suuuuuuuuuuuper... Życie jak w Madrycie - krzyknęłam z furią, kopiąc ścianę. Przywarłam do niej na dłuższą chwilę i uderzałam w nią głową. George podszedł do mnie, mocno odwrócił do siebie i potrząsnął.
- Uspokój się, dziewczyno! - wtedy coś do mnie dotarło. Przestałam się wierzgać.
- Przepraszam... -wyjąkałam - Ale to wszystko przez te...
- ... sprawy z ojcem?
- ... wizje - poprawiłam brata. Westchnął i mnie przytulił.
- Co konkretnie? - spytał po chwili.
- Są...jakby to powiedzieć... bardzo dziwne i bardzo wyraźne. Widzę katastrofy.
- Katastrofy?
- Tak mi się wydaje. Widzę stosy trupów, rzeki krwi. Jedna z tych katastrof to ta z zeszłego roku, no wiesz, ta galeria - podrapałam się po głowie.
- Jest w niej coś konkretnego? - spytał słabym głosem. Nie miałam pojęcia, dlaczego zawsze kiedy mówię o wizjach George reaguje tak dziwnie.
- Właściwie to chyba nie, ale musiałabym się zastanowić. Czemu pytasz?
- Nie wiem... Ot tak po prostu. Lepiej już wyjdź z tej łazienki. Mamy ładną pogodę. Możemy przejść się na spacer jeśli chcesz...
- Nie. Chciałabym pobyć trochę sama. Wystarczy mi chwila samotności w ogrodzie - powiedziałam opuszczając łazienkę i kierując się na dół. Po drodze spotkałam tatę, nawet na mnie nie spojrzał. Nie rozumiałam dlaczego. Wyszłam na dwór, siadając na ławce. Słońce mocno grzało, nawet jak na UK.
Samotność nie trwała jednak długo.
- Co tam... - zaczął Mike.
- ... piekielna siostrzyczko? - dokończył za niego Jake. Bliźnięta były oczywiście w świetnych humorach.
- Odwalcie się - rzuciłam chłodno.
- Uhuhu... Czy mi się tylko zdaje braciszku, czy nasza mała siostrzyczka się zakochała? - spytał brata Jake.
- Też mam takie wrażenie, mój drogi. Co tam, laleczko? Czyżby nieodwzajemniona miłość?
- Mówiłam już, że macie się odwalić. Nie rozmawiam z takimi idiotami jak wy.
- Chyba ktoś nas...
- ... właśnie obraził.
- Czy wy zawsze jesteście tacy wkurwiający?!
- Zawsze do usług, maleńka - wstałam i wróciłam do domu. Nigdzie nie może człowiek liczyć na chwilę spokoju. Udałam się do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wtedy nadeszła wizja. Jak zwykle w takich momentach byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam się ruszyć ani skupić się na tym co mnie otacza. Widziałam, czułam i myślami byłam tylko w wizji. To co tym razem zobaczyłam, było trochę inne od tego, co widziałam wcześniej. Tłum ludzi, nieznośny hałas. Grała jakaś muzyka, a ludzie podskakiwali w jej rytmie. I nagle sceneria się zmieniła - znalazłam się w kolorowym pokoju. Tu było cicho i przyjemnie i gdyby nie to, że wszystko mnie bolało mogłabym tam zostać wiecznie. Spojrzałam na swoje ręce - były całe w jasnej krwi. Ja sama ubrana byłam w białą, długą sukienkę poplamioną przez krew.Odwróciłam się, bo poczułam, że ktoś za mną stoi. Wtedy usłyszałam krzyk.
Ocknęłam się. Krzyk był jakiś znajomy... Zaczęłam się zastanawiać do kogo ów krzykliwy głos mógł należeć i chyba zasnęłam, bo kiedy się ocknęłam było po 18.00.
- Alice, ktoś do Ciebie! - usłyszałam z dołu głos mamy. Niechętnie zwlokłam się z ciepłego łóżka na dół.
- Cześć! - powiedziała na mój widok rozesmiana postać na dole. Melinda.
- Cześć - odpowiedziałam przecierając oczy.
- Jeszcze nie gotowa? - spytała oglądając mój strój. Cholera... Chyba to dzisiaj miałam z nią gdzieś wyjść.
- Ja... No wiesz.. - próbowałam powiedzieć coś sensownego.
- Aha! Już rozumiem! - oświadczyła na to moja przyjaciółka - Ty po prostu nie wiesz w co się ubrać!
- Znasz mnie jak nikt inny - uśmiechnęłam się. Blondynka wzięła mnie za rękę i poprowadziła do mojego pokoju. Kiedy się tam znalazłyśmy, otworzyła szafę i zaczęła przeglądać jej zawartość.
- Rozumiem, że żadna sukienka nie wchodzi w grę? - uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Była czymś bardzo podekscytowana.
- Masz rację, nie wchodzi - powiedziałam, rzucając się plecami na łóżko.
- No a ta biała? - uniosłam głowę. Właśnie w takiej byłam w mojej wizji.
- Tymbardziej - Mel westchnęła, ale już po chwili rzuciła mi taki o to strój . Szybko się w to przebrałam i wyszłyśmy. Pod domem czekała taksówka, która zawiozła nas do centrum. Miałam coraz większą tremę - po pierwsze dlatego że nie miałam pojęcia dokąd Mel mnie prowadzi, a po drugie, ponieważ bałam się, że wiedząc na pewno bym się nie zgodziła. Blondynka tymczasem z uśmiechem poprowadziła mnie w stronę ogromnej kolejki piszczących dziewczyn. O nie... To chyba nie jest to co myślę...
- Idziemy na koncert The Wanted?! - spytałam moją przyjaciółkę z wyrzutem. No to się wpakowałam.
- Właśnie tak! - zasmiała się. Wydawało mi się, że wiedziała o tym, iż nie mialam kompletnego pojęcia gdzie się wybieramy.
- O nie, ja wracam do domu... - zaczęłam zawracać, ale przyjaciółka złapała mnie za łokieć.
- Nigdzie nie idziesz, kupiłam już bilety - zaczęła wymachiwać mi przed twarzą tymi dwoma świstkami papieru - Zresztą jestem prawie pewna, że ci się spodoba...
- Tego już niestety pewna być nie możesz...
- Ali, błagam Cię. Tylko ten jeden jedyny, maleńki, maciupeńki raz... Choć ze mną na ten koncert - westchnęłam.
- Ale ostatni raz! - blondynka przytuliła mnie.
- Wiedziałam, że się zgodzisz.
- Ta, ta, ta... - w końcu nadeszła nasza kolej. Sprawdzili nam bilety, weszłyśmy na salę. Muszę przyznać temu całemu The Wanted, że wystrój to akurat był niezły. Poszłyśmy z Mel bliżej sceny. Niestety nie udało nam się przepchać wystarczająco blisko, by zadowolić moją przyjaciółkę. Koncert się zaczął. Dziewczyny piszczały, muzyka była tak głośna, ze myślałam, że ogłuchnę. Na scenie tak jasno błyszczało światło, że nawet nie spojrzałam w tamtym kierunku, bo chyba bym oślepła. Poza tym te cholerna fanki tak się przepychały, że kilka razy ktoś uderzył mnie w ramię. Rana zaczęła mnie jeszcze gorzej boleć. Przepchałam się do tyłu - tam było przynajmniej znośnie. W między czasie jeden z ochroniarzy do mnie podszedł, pytając czy wszystko w porządku.
- Tak, dziękuję. Trochę zakręciło mi się w głowie - odpowiedziałam. Facet uśmiechnął się i przyniósł mi butelkę wody. Podziękowałam i usadowiłam się wygodnie na jednym z krzeseł, które stały z tyłu. Wtedy czułam się już znacznie lepiej i przetrwałam do końca koncertu. Niektóre piosenki, nawet mi się spodobały i w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że jedną z nich uporczywie nucę. Z mojego wygodnego miejsca mogłam też obserwować to, co dzieje się na scenie. Z daleka widziałam tylko pięć męskich sylwetek biegających po scenie, ale przynajmniej światło tak nie raziło w oczy.
- Ach... Jacy oni są cudowni...
- Taa... Możemy już iść? - spytałam Mel po koncercie.
- Tak. Zaraz. Chodźmy jeszcze tylko w jedno miejsce...
- O nie, nie ma mowy.
- Błagam Cię! To jedyna taka szansa w całym moim życiu - blondynka spojrzała na mnie błagająco i zrobiła smutną minkę.
- Mel ty cholerniku, nie wiem czemu ciągle daję się wplatać w te twoje wariactwa... - dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła mnie gdzieś w ciemności.
- Mel oni chyba tam rozdają te autografy... - wskazałam w przeciwnym kierunku.
- A na co mi autograf, jak mogę mieć coś znacznie cenniejszego... - powiedziała tajemniczo, a ja poczułam, że zaczynam się w tym gubić. Po krótkiej chwili dotarłyśmy do jakiegoś auta. A właściwie jakby... jakiegoś mini busa?
- Co ty kombinujesz? Co to za auto? - spytałam Mel.
- Ciiiiiiiiii.... - uciszyła mnie - Nic nie mów tylko wsiadaj...
- Ale...
- Bez żadnego ale! No dalej pakuj się... - i właśnie tak skończyłyśmy w tourbusie The Wanted....

CIĄG DALSZY NASTĄPI...
__________________________________
Z okazji końca ferii postanowiłam coś dodać. Nie będę się wypowiadać na temat powyższego rozdziału. Ocenę pozostawiam wam:) Następny rozdział dodam za tydzień . Jestem jednak skłonna rozpatrzyć wasze prośby i nexta dodać nawet w środę :) Ostrzegam, że w następnym rozdziale będzie się działo ... :)
Do następnego :**


-------------------------->
Musiałam się wam pochwalić :)

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 32

- Boże... - wyszeptałem. Miałem ciarki na plecach, zaschło mi w gardle. Byłem tak zszokowany, że nie miałem nawet siły stać. Od środka uderzyło mnie gorąco. Czułem się tak, jakbym płonął. Nie wiedziałem, co mam myśleć. To nie mogła być ona, a z drugiej strony coś mówiło mi, że to ta sama dziewczyna, którą jeszcze rok temu trzymałem w ramionach. Było tak, jakbym zobaczył ducha. Jakby one wgl istniały. Obróciłem twarz w stronę Jay'a. Wyglądał podobnie do mnie. Wciąż patrzył w stronę, w której zniknęła dziewczyna. Nic nie mówił. Ja też nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc wolałem nie mówić nic. Żadne słowa nie były w stanie wyrazić tego co czułem. Zaczęło robić mi się słabo. Obawiałem się, że zemdleję. Zrobiłem to tylko raz w życiu i dobrze pamiętając tamto uczucie, mogłem byc prawie pewien, że tak się stanie. Jeszcze raz zerknąłem na przyjaciela. Chciałem iść, ale chyba wmurowało mnie w ziemię. Nogi ugięły się pode mną, a ja upadłem na twardy chodnik. Z moich oczu zaczęły wydobywać się pojedyncze łzy. Chciałem je szybko przetrzeć, bo chłopakowi nie wypada płakać, ale jakoś nie byłem w stanie. A wydawało mi się, że czuję się lepiej, że jakoś pogodziłem się z jej stratą. To, co ujrzałem przed chwilą pokazało, że wcale tego nie zrobiłem. Co gorsza teraz czułem jeszcze większą pustkę. Tak jakby głodnemu ktoś postawił przed nosem jego ulubione danie na parę sekund, a potem wyrzucił jedzenie do morza. Bezpowrotnie. Nie można przecież stracić kogoś dwa razy. Ja straciłem.
- Nath... Może lepiej będzie... Jak już... pójdziemy - to nie bylo pytanie, tylko zdanie twierdzące. Kiwnąłem głową i jakos z pomocą Loczka udalo mi się wstać. Musieliśmy chyba bardzo długo siedzieć w tym parku, bo zrobiło się juz naprawdę ciemno. BigBen wybił 24.00. Przez całą drogę nie zamieniłem z Jay'em ani jednego słowa. Obydwoje bylismy tak samo wstrząśnięci. Miałem ochotę udać się do jakiegoś baru i zapić swoje smutki, tak by zapomnieć. Pewnie gdyby nie McGuiness, który wiernie maszerował z mojego lewego boku, pewnie bym to zrobił. Pewnie zachlałbym się na smierć. Przechodząc koło nieznanych mi ludzi, bałem się spojrzeć im w twarz. Może dlatego, że obawiałem się powtórki z dzisiejszego wieczoru. Bałem się, że ujrzę tam tak świetnie znaną mi twarz, która zawsze wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Kochałem ją, ale nie chciałem jej znów zobaczyć. Nie w postaci ducha. Weszliśmy do domu, kiedy było już wpół do pierwszej. W każdym pokoju było zapalone światło. Normalnie zdziwiłbym się czemu. Teraz nie miałem ochoty się nad tym zastanawiać. Loczek drżącą ręką nacisnął klamkę i powoli wszedł do środka. Podążyłem za nim. Uderzył mnie od razu zapach kurzu i jasne światło, które było prawie oślepiające. Słysząc, że ktoś przyszedł z łazienki wyszedł Seev, ale kiedy tylko nas zobaczył, jego wesołe i przyjazne oczy, wypełniły się trwogą. Znał nas na tyle dobrze, że wiedział iż coś musiało się stać. Jay z przerażeniem w oczach usiadł na fotelu. Na udałem się w stroną barku, który stał w rogu pokoju. Wyjąłem z niego wódkę i chlusnąłem nią sobie w gardło. Tymczasem z sypialni Tom'a wyszli przytuleni najstarszy członek zespołu i Kelsey. Chłopak trzymał ręce na jej biodrach i czule cmoknął ją w głowę. Był dla niej zarazem chłopakiem i starszym bratem. Posłałem im gniewne spojrzenie i znów popiłem alkoholu.
- Jay, błagam Cię powiedz coś - prosiła tymczasem Nar pochylając się nad bladym Loczkiem. Kelsey wyrwała się z uścisku Tom'a i też podbiegła do Jay'a. Tom , który nie bardzo wiedział co jest grane spojrzał w moim kierunku. Wziąłem więc butelkę w dłonie i usiadłem na tapczanie, wpatrując się w nicość.
- Coś wam się stało? Ktoś cos wam zrobił? - pytała Kelsey. Max przyjrzał mi się uważnie.
- Płakałeś? - spytał, a ja nie odpowiedziałem tylko znów popiłem z butelki. Chciałem tylko zapomnieć.
- Kurwa mać - powiedział Jay, który wreszcie z siebie coś wyksztusił - Nathan nie pij tego - wszyscy spojrzeli na mnie ze strachem w oczach. Nic sobie nie zrobiłem z zakazu McGuiness'a tylko znowu popiłem łyk wódki. W końcu pomoże. Zapomnę. Nie na długo, ale zawsze coś. Tymczasem Siva podszedł do mnie i wyrwał mi z rąk butelkę. Tak się trzęsłem, że nie byłem nawet w stanie jej przytrzymać.
- Teraz nam wreszcie powiedzcie, co się stało - powiedział ze stoickim spokojem Mulat.
- Wróciła. To jest niemożliwe, ale ją widzieliśmy. Szła sobie, jakby nigdy nic, jakby nic się nie stało... Ot tak po prostu - nie musiał mówić o kogo mu chodziło, bo każdy to załapał. Tylko jakby nie bardzo w to wierzyli.
- To prawda - powiedziałem słabym głosem - Nawet się uśmiechała - usmiechnąłem się lekko czując w oczach łzy - Nie wiem co mam myśleć. Przecież to nie mogła być ona.
- Poznałbym ją wszędzie - pospieszył mi z pomocą Jay - To jest nieprawdopodobne. Niemożliwe, ale prawdziwe. Jakby mi to ktoś powiedział to bym nie uwierzył, ale jednak. Widziałem na własne oczy jak biegła.
- Widzieliście ją z bliska? - spytał Max.
- Wystarczająco blisko, by zobaczyć jej twarz - odparłem.
- Jeśli to nie ona... To ta druga dziewczyna jest chyba jej siostrą bliźniaczką - powiedział Loczek rozglądając się wokoło. Poszedłem za jego przykładem. Wszędzie było pełno pudeł i kartonów.
- Ja... Nie wiem co mam o tym mysleć... - powiedział Tom. Widziałem troskę w jego oczach - Przecież byście nie kłamali. A z drugiej strony mogłobyc tak, jak mówi Jay - wskazał na mojego przyjaciela - To najwyraźniej ktoś bardzo podobny - choć na jego twarzy malował się spokój, w ostatnim zdaniu, które wypowiedział głos mu się załamał. Parker też chciałby wierzyć w to, że Lena żyje.
- Dlaczego tu jest tyle pudeł? Pakujecie się? - spytał Jay.
- Właśnie... Chcielismy z wami o tym porozmawiać... - zaczęła Nareesha i spojrzała na swojego chłopaka.
- Przeprowadzamy się, teraz, zaraz. To trochę szalona decyzja, ale myślę, że jak najbardziej sluszna. Za dużo wspomnień.
- Przeprowadzamy się do północnej cześci Londynu - Max zaczął wprowadzać nas w szczegóły.
- Chyba nie gniewacie się, że zaczęlismy już pakować wasze rzeczy? - zwrócila się z pytaniem Kelsey.
- Nie, tak będzie lepiej. Im szybciej wyjedziemy... Tak będzie lepiej - rzuciłem szybko i powoli udalem sie w stronę swojego pokoju, by dokończyć pakowanie.

* Allison *

Odwołali nam dzisiaj trening, z przyczyn nieprzewidzianych, a mianowicie dlatego, że jedna z dziewczyn zasłabła podczas treningu i zabrało ją pogotowie. Trener uznał, że nie należy nas już dzisiaj przemęczać i po 20 minutach rozgrzewki puścił nas do domu. Nie chciałam wracać do swojego mieszkania, bo w domu panowała nieprzyjazna atmosfera, z powodu mojego ostatniego występu w którejś z restauracji. Tata wciąż był ma mnie zły, a ja nie moglam być zła na niego za to, że zmusza mnie do występów. Denerwują mnie te jego chore ambicje. No więc, tata jest zły na mnie i na Georga, bo mnie bronił. W domu ostatnio nie można wytrzymać. ciągle jakieś awantury i to głównie z mojego powodu, więc wolę się tam raczej nie pokazywać. Więc, kiedy trener nas zwolnił, byłam załamana do czasu, kiedy Melinda zaprosiła mnie do siebie na noc.
Nawet nie probowałam ukryć mojego szczęścia. Postanowiłam tylko zadzwonić do Georga, żeby się nie denerwował, że nie wracam do domu.
- Hej G. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że zostaję na noc u Mel - powiedziałam wychodząc z szatni.
- Hej Ali. Jak chcesz to idź. Może to nawet lepiej, że Cię nie będzie wiesz z ojcem nieciekawie...- mimowolnie westchnęłam.
- To wszystko moja wina...
- Nie mów tak, Ali. To nie jest niczyja wina, chyba tylko jego. Mam tego powoli dosyć. Jak zarobię na mieszkanie to wezmę Cię ze sobą i nie będziesz musiała śpiewać już nigdy więcej - uśmiechnęłam się lekko. Mój brat rozumiał mnie jak nikt inny.
- Dziękuję Ci, George. Jesteś najlepszym bratem pod słońcem.
- Tylko dlatego, że mam najfajniejszą siostrę - zaśmiał się - Zadzwoń jeszcze o której będziesz jutro. OK?
- Pewnie, że zadzwonię! Muszę kończyć. Mel na mnie czeka. Do jutra! - rozłączyłam się i podeszłam do Mel.
- Idziemy? - spytała mnie dziewczyna.
- No pewnie! - uśmiechnęłam się. Blondynka zamówiła taksówkę i po 20 minutach byłyśmy w jej domu. Pokój miała bardzo przytulny. Fioletowo - żółty, oblepiony plakatami "The WANTED" i " Manchesteru City", ulubionej drużyny Mel, obszerny pokój z łazienką, był tak uroczy, że nie można było nie uśmiechnąć się na jego widok. Poza tym panował tu nienaganny porządek jeśli nie licząc kilku czasopism porozrzucanych po podłodze.
- Uwielbiam ten pokój - powiedziałam rzucając swoją torbę tręningową w kąt i siadając na jednym z wygodnych foteli przy szklanym stoliku. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się tylko, związała swoje długie blond włosy w kok i podała mi kubek zielonej herbaty siadając na fotelu obok z kubkiem o podobnej zawartości - I wgl Ci zazdroszczę. Masz naprawdę cudowne życie - popiłam łyk gorącej herbaty.
- Nie takie cudowne - blondynka uśmiechnęła się poprawiając przy tym włosy - Jest wiele rzeczy, których mi brakuje - to mówiąc spojrzała na jeden z plakatów jej ulubionego boysbandu.
- Masz na myśli... Ich? - spytałam. Kiwnęła głową na znak potwierdzenia. Uśmiechnęłam się do niej - Wiedziałam!
- To nie była trudna zagadka - odparła lekko, puszczając do mnie oczko - Jestem bardzo przewidywalna w przeciwieństwie do Ciebie.
- Że co proszę?!
- To - zaśmiała się - Biedny Henry nie wie czy kupić Ci róże, czy tulipany, bo jesteś, cytuję: "jak zagadka" - zaczęła się śmiać, na widok mojej miny.
- Chyba mu nic nie powiedziałaś?!
- Ależ skąd! - znów się usmiechnęła - Choć próbował mnie przekupić, spryciarz. Jest chyba jedynym, którego jeszcze do siebie nie zniechęciłaś - popiła herbaty, nie przestając się uśmiechać.
- To tylko kwestia czasu - wybuchnęłam śmiechem.
- Choć w sumie to Ci się dziwię... Gdybym była tak rozchwytywana jak ty to,  bym to wykorzystała...- puściła do mnie oko. Uśmiechnęłam się. Biedna Mel. Tyle przeżyła z tym pieprzonym Will'em... Od tamtej pory nie spotyka się z nikim. Może to dobrze, że jedynymi facetami o jakich marzy są Ci z TW i Javi Garcia z ManCity. W zasadzie to powinnam im podziękować za to, ze wyciagnęli moją przyjaciółkę z depresji.
Reszta dnia minęła mi z Mel zaskakująco szybko - wybrałysmy się do kina, do kawiarni, potem do biblioteki na małe zakupy - i już musiałyśmy wracac bo było już po 21.00. Mama Mel zrobiła nam kolację i jakoś w przyjaznej atmosferze dożyłam do 23.00. Położyłam się nieco szybciej od mojej przyjaciółki, która sprawdzała jeszcze swojego tt i tt chłopaków z TW. Trwałam już w błogim półśnie, gdy zaczęła mi coś z przejęciem opowiadać. Udawałam, że słucham choć tak naprawdę byłam myślami w krainie snów. I wtedy Mel o coś mnie spytała.
- .... pójdziesz ze mną? - usłyszałam tylko końcówkę. Ostatkiem sił wydostałam się ze snu i spytalam blondynkę:
- Gdzie? - to był błąd. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Wcale mnie nie słuchałaś!
- Oczywiście, że cię słuchałam! Tylko żartowałam z tym pytaniem - ratowalam się z tej beznadziejnej sytuacji. Ma szczęście skutecznie.
- Więc jak? Pójdziesz? - na jej twarzy znów zagościł uśmiech. Byłam w rozterce. Nie moglam jej powiedzieć że nie słuchałam. Mogłam powiedzieć tylko TAK lub NIE. Kiedy powiem TAK, nie będzie odrotu będę musiała z nią iść Bóg wie gdzie. Kiedy powiem NIE... będę się musiała tłumaczyć. A właściwie nie wiedziałabym jakich argumentów mam użyć. Po chwili kalkulacji postanowiłam się zgodzić. Miałam tylko w duchu cichą nadzieję, że nie będę tego żałować.
- Naprawdę ze mną pójdziesz? - spytała mnie tymczasem Melinda z błyskiem w zielonych oczach.
- Powiedziałam już, że tak - odparłam jakby nigdy nic. Reakcja blondynki bardzo mnie zaskoczyła. Dziewczyna przytuliła mnie, ciesząc się jak dziecko.
- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem i pocałowała mnie w policzek. Potem wróciła na swoje miejsce. Usmiechnęłam się wiedząc, że podjęłam słuszną decyzję. Wciąż  z uśmiechem na ustach, po chwili zasnęłam.
___________________________________________
Beznadziejny - wiem. Ale nie będę się użalać nad swoim beztalenciem, bo przecież nie o to chodzi. Ludzie co się z wami dzieje? Bez przerwy albo ktos usuwa bloga, albo go zawiesza... Powiedzcie mi co ja mam czytać?
Więc proszę nie usuwać, ani nie zawieszać tylko pisać cuuudowne rozdziały, które bardzo mnie cieszą :)
Moje opo też się sypie, coraz mniej osób komentuje, coraz mniej czyta. Chciałabym z tego miejsca bardzo podziękować tym, którzy są i komentują, bo nic mnie bardziej nie motywuje jak zaangażowanie innych w to co robię. Dziękuję <3
Mam tez nadzieję, że cieszycie się z wygranej naszych chłopców tak jak ja :D Zasłużyli <3
Jeśli ktoś chce to mogę go na bieżąco informować o nowych rozdziałach przez tt :) Wystarczy tylko, że napiszecie mi o tym :  @JuliettNathalie :) Obiecuję, że nikogo nie pominę :d  Kocham was bardzo, czekam na wiadomości od was :* Do następnego! :3

PS. Jeśli czytasz to skomentuj, będzie mi bardzo miło :)

 


sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 31

SIEDEM DNI PÓŹNIEJ
* Z perspektywy Nathana *
- Dzwonił Tom! - krzyknąłem do Max'a pichcącego jakieś cudowne danie w kuchni. Odkąd rozstał się z Michaelle, znalazł sobie nową pasję, a mianowicie - gotowanie. Nie powiem, że jest już perfekcyjny, bo często ( i to nawet bardzo ), coś przypala, ale idzie mu naprawdę nieźle. Robi chłopina postępy.
- I co chciał? - spytał mnie tymczasem chłopak, nucąc pod nosem "Chasing The Sun".
- Nie wróci na kolację - odparłem i zacząłem kolejny już raz przełączać kanały na telewizorze.
- A niech to! - wysyczał George - A zrobiłem tyle jedzenia. Niech mi teraz Tom powie, kto to wszystko zje?!
- Spokojnie Maxiu - powiedział Jay, wychodzący z łazienki. Jego kasztanowe loki, były w okropnym nieładzie, a sam chłopak był w pewnym sensie inny - Jestem głody jak wilk, chętnie zjem aż 3 porcje!
- Jak tak dłużej pójdzie, to wkrótce nie zmieścisz się w drzwiach - zażartowałem. W kuchni było słychać śmiech Max'a. Loczek spojrzał na mnie robiąc minę "I'll kill U" i powiedział:
- Mam zamiar zapisać się na siłownię - wybuchliśmy śmiechem, którego nie bylismy w stanie opanować. Max chyba coś upuścił z tego śmiechu - Mówię serio! - krzyczał w tym czasie Jay.
- Pamiętamy jak to było poprzednim razem - powiedziałem.
- Nie będzie tak jak ostatnio!
- Jasne, jasne ty zawsze tak mówisz - odparłem i powróciłem do wcześniejszego zajęcia. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż zadzwonił telefon Jay'a. Zerkając na wyświetlacz, Loczek zaczął poprawiać sobie włosy. No tak. Pewnie jakaś kobieta.
- Ekhem... Cześć Emily... Oczywiście, że nie przeszkadzasz... - spojrzałem na niego rozbawiony. Był tak zestresowany, jak ja na ważnym teście z angielskiego. Max , który właśnie wyszedł z kuchni, poslał mi porozumiewawcze spojrzenie. Tymczasem Jay wyszedł do swojego pokoju.
- Czyżby kolejna wielka miłość? - spytał mnie.
- Pewnie na jedną noc - puściłem mu oczko. Max zdjął swój fartuch. Nosił go chociaz Tom na każdym kroku mówil mu, ze wygląda w nim jak jego ciotka Victoria ( koszmarna baba ). Przeciągnąłem się.
- Cholera, ale jestem zmęczony - powiedziałem - Chyba pójdę rozprostować kości...
- Dobry pomysł! - wyraził swoją opinię Jay, który w niemal tej samej chwili wychodził z pokoju - Chętnie pójdę z Tobą.
- Jay, ja miałem na myśli iść na cmentarz - powiedziałem, uważając przy tym by głos zbytnio mi się nie załamał.
- Aha, no dobra. Pójdziemy na cmentarz, a potem na spacer do parku -
- Chcecie w tej ciemnicy biegać po parku? - spytał żartobliwie Max. Jay spojrzał na niego oszołomiony.
- A kto tu mówił o bieganiu?

No i poszliśmy. Początkowo byłem trochę zły, że nie jestem sam i że nie mogę w spokoju poślęczeć nad grobem Leny, ale później doceniłem obecność przyjaciela. Nie dał mi długo myśleć o mojej zmarłej ukochanej.
- Cześć kochanie - powiedziałem kiedy usiedliśmy na ławce obok grobu Leny.
- Zawsze się z nią witasz? - nieśmiało spytał Loczek.
- Tak. Wiesz, to mi w pewien sposób pomaga. Wtedy jest tak, jakby ciągle żyła- odpowiedziałem mu spokojnie i zacząłem poprawiać kwiaty i znicze, które znajdowały się na kamiennej płycie grobu.
- Nie wierzę, że mówisz to tak spokojnie - Loczek zaczął mi pomagać z kwiatami.
- Doszedłem do wniosku, że Ona nie chciałby, żebym się bez ustanku zamartwiał - zasmiałem się - Zawsze będę ją kochał i nie wyobrażam sobie życia bez jej obecności, bez myśli o niej...
- Tęsknię za nią - powiedział w tym samym czasie Jay, i wydawało mi się, że ociera łzy. Pocieszyłem go krótkim klepnięciem w plecy.
- Ja też. I zawsze będę za nią tęsknił... No już stary, bo cię jeszcze ktoś zobaczy!
- Masz rację. To nie czas na rozklejanie się - wstał - Może chodzmy już na ten spacer?
- To chyba jest najlepszy pomysł - zaśmiałem się. Udaliśmy się do pobliskiego parku. Choć o tej porze było ciepło i jeszcze było coś tam widać, to spotkaliśmy bardzo mało osób. W końcu jest sobota i najwyraźniej wszyscy szaleli już na jakiejś imprezie w klubie, albo w domu. Po kilku minutach spaceru, mój przyjaciel oznajmił, że bardzo podoba mu się to miejsce i chciałby usiąść. Bez większych namów zgodziłem się, bo po pierwsze nie lubiłem tak chodzić bez celu, a po drugie miejsce które wybrał Loczek było naprawdę piekne. Na przeciwko ławki rozchodziło się jezioro, które, oświetlane pełnią księżyca mieniło się tysiącami najpiękniejszych brylantów. Obok jeziora, z lewej strony, jakieś 10 metrów od ławki ciągnęła się malownicza alejka z wierzbami, które szumiały i kołysały się lekko. Alejka ciagnęła się za jezioro, do ciemniejszej części parku, która wyglądała jak las. Efekt był niezwykły. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że byłem tu tyle razy, a nigdy nie doceniłem perfekcyjności tego widoku. Siedzieliśmy z Jayowatym na lawce w wpatrywaliśmy się w krajobraz. Od czasu do czasu, każdy z nas cos tam powiedział, ale przyjmowałem to bez wiekszej uwagi, do czasu, kiedy pojawił się wiatr. Nie byl mocny, ani nie przyjemny - wręcz przeciwnie. Ciepłe podmuchy nocnego wiatru napełniały mnie energią. Może dlatego zdziwiłem się, że Jay oznajmił, że czuje się jak w jakims horrorze. Zacząłem się z niego śmiać.
- Ciekawe w jakim?
- No w takim z duchami! Tylko spójrz na te wierzby. Kołyszą się i równie dobrze pomiędzy nimi móglby stac jakiś duch, wypełniony rządzą zemsty...
- Wiesz co, Jay? Ty chyba coś piłeś. Zaczynasz mnie przerażać - dałem mu sójkę w bok - Gadasz jak jakiś nawiedzony. A wgl to od kiedy ty wierzysz w duchy?
- Nie powiedziałem, że w nie wierzę. Tylko ta atmosfera jest trochę... niepokojąca - nie mogłem powstrzymać się od smiechu.
- To idz do tych wierzb, to sam się przekonasz, że nie ma żadnych duchów.
- Nigdzie nie idę!
- Taa.. Cykora masz?
- Po prostu uważam, że to pozbawione celu - wykiwał się McGuiness. Postanowiłem przekonać go do tego pomysłu i przy okazji trochę nastraszyć.
- Ale Tom miałby ubaw... - powiedzialem wymijająco - Gdyby się dowiedział, że się bałeś - odpowiedziałem na jego pytające spojrzenie. Chłopak wstał i udał się  w stronę wierzb.
- Hej! Zaczekaj! - zawołalem za nim - Też chcę sobie porozmawiać z duchami! - zacząłem iść, ale byłem parę metrów za nim. Skręciliśmy w alejkę. Jay kroczył dzielnie z przodu i smiał się co kawałek. Chyba sam z siebie. Kiedy szliśmy już tak chwilę, ukucnąłem żeby zawiązać sznurowadło. Jay chyba wcale tego nie zauważył, bo wciąż szedł naprzód. Skupiłem się na zawiązywaniu buta i w tej samej chwili usłyszłem krzyk Loczka. Podniosłem głowę. Przerażony spoglądał na coś na skraju ciemniejszej części parku. Jakaś dziewczyna w białej suknience z psem rasy owczarek niemiecki. Wstałem i podszedłem do pojego kompana.
- Co się tak wystraszyło? - on ciagle przerażony, wskazał tylko na dziewczynę. Spojrzałem jeszcze raz. Z tej odległości było ją lepiej widać. Na pozór wszystko z nią było w porządku, miała długą białą sukienkę, i rozpuszczone włosy. Zmieniłem zdanie, kiedy przyjrzałem się jej twarzy. Przez moje ciało przeszedł wstrząs. To, co wtedy czułem kompletnie niezgadzało się z tym co myslałem. Stanałem jak wryty i razem z Jayem, wciąż w pewnego rodzaju amoku, z przerażeniem spoglądaliśmy w jej stronę. Dziewczyna zauważyła nas po pewnym czasie. Była boso i dłońmi podnosiła suknię. Wyglądała tak, jakby była bardzo zdenerwowana i bardzo spóźniona. Z pośpiechem bosko stąpała po alejce. Kiedy zauważyła nas trochę się ździwiła. Też stanęła jak zahipnotyzowana. Ale już po 5 sekundach ponownie przypomniała sobie o swoim spóźnieniu i powoli odwracając się od nas, z lekkim usmieszkiem na twarzy, pospieszyła w ciemny park. Jeszcze długo po jej odejściu nie mogliśmy się uspokoić. Serce bilo mi jak oszalałe, a przed oczyma miałem wciąż jej twarz. Tak znajomą, choć jakby inną. Twarz mojej zmarłej ukochanej. Twarz Leny.
__________________________________
Postanowiłam cos wreszcie dodać, żeby nie było, że zaniedbuję :3
Rozdział... taki sobie, chyba straciłam talent do pisania.
Ale ocenę pozostawiam wam :)
No i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :***
Dziekuję za 6000 wyświetleń!
Nie rozumiem czemu to czytacie wariatki jedne <3
Może właśnie dlatego tak bardzo was kocham :***
Rozdział dedykuję Alicee_ :***
Dziewczyno! Kompletnie zwariowałam na punkcie twojego opowiadania! <3 Piszesz genialnie ! I jesteś genialna! Oby tak dalej ;D Mam nadzieję, że rozdział już niedługo? ;) I jeszcze dziękuję, że komentujesz i że jesteś  :** Kocham <3


PS. Może jakaś akcja na twitterze drogie #PolishTWFanmily ? ;)