Śnieżek :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 33

Następnego dnia wróciłam do domu. Nie obyło się bez awantury i kazania. Posłałam tylko smutne spojrzenie George'owi i poszłam pobiegać zabierając ze sobą psa o imieniu Dog. Miałam ochotę biegać tak przez wieczność a potem paść na zawał i już się więcej nie pokazywać na oczy ojcu. Nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek mnie przytulił. Wymagał ode mnie najwięcej - żaden z moich trzech braci nie miał narzuconych takich wymagań. No właśnie, bracia. Ich traktował zupełnie inaczej. Jakby faworyzował mężczyzn, a ja skoro byłam kobietą, to byłam nikim i już. Tak się zdenerwowałam swoimi myślami, że przystanęłam i zaczęłam kopać ze złością i okładać pięściami jedno z drzew. Dog gapił się na mnie jak na nienormalną. Reszta ludzi też. Nie dbałam o to, byłam naprawdę wkurzona. Miałam ochotę wydrzeć się na cały głos. Nie wiedziałam, ze drzemie we mnie tyle złości. Postanowiłam zostawić w spokoju to biedne drzewo i pobiec tak szybko, ile się tylko da. Nie wiem gdzie, chyba w cholerę. Wyjechać np. do USA i już nigdy więcej nie pokazywać się w domu. Biegłam tak szybko, że wpadałam na przechodniów, zahaczałam o budynki, o mało co nie wpadłam na słup. Rozdarła sobie przy tym prawe ramię, z którego teraz obficie leciała krew. No po prostu lepiej być nie mogło. Postanowiłam wrócić do domu krótszą drogą, ani na chwilę nie zwalniając biegu. Dog dzielnie mi towarzyszył. Niestety nie miałam wpływu na światła, a mianowicie ciągle musiałam zatrzymywać się na czerwonym. Ludzie dziwnie mi się przyglądali, jeden gościu był wręcz przerażony. Nawet krzyknął na mój widok i zbladł. Przecież wcale nie wyglądałam tak źle. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie i kiedy tylko (wreszcie) zrobiło się zielone, pobiegłam przed siebie. Widziałam jeszcze, że odprowadzał mnie wzrokiem.Tylko trochę krwi a ludzie wariują.
Kiedy wróciłam do domu przekonałam się po raz kolejny, że mój ojciec ma mnie w dupie. Mama o mało co nie dostała zawału kiedy zobaczyła mnie zakrwawioną, George wyleciał przerażony z pokoju kiedy mama zaczęła lamentować, a bliźniaki nabijały się, że wreszcie ktoś ( kogo nie może dotknąć złość Georga ) odważył się mi przyłożyć. Warknęłam żeby się odczepili, wyrwałam matce opatrunek, spławiłam ( a przynajmniej tak mi się wydawało ) Georga zasypującego mnie pytaniami typu :" Nic Ci nie jest?" "Co Ci się stało?" "Czy ktoś Ci zrobił krzywdę?" itp itd. Trzasnęłam z hukiem drzwiami od łazienki, umyłam krwawiącą rękę i próbowałam założyć sobie bandaż. Samej nie dałam sobie rady. Przecież nie będę błagać kogoś o pomoc jak jakaś sierota. Osunęłam się po ścianie, ukucnęłam i schowałam twarz. Nie płakałam. Po prostu miałam wszystkiego dosyć. Właśnie wtedy do łazienki wpadł przerażony George. Z właściwą sobie energią, wziął bandaż i opatrzył mi ranę.
- Co się dzieje, Ali? Hymm? - spytał mnie kucając - Jesteś jakaś inna...
- Ja jestem inna?! JA?! Ja wcale nie jestem inna: ja jestem wściekła! - krzyknęłam na niego wstając. Spojrzał na mnie zdezorientowany i też wstał.
- Czy coś się stało? - zapytał łagodnie.
- Stało?! A co się do cholery mogło stać?! Oprócz tego, że własny ojciec mnie nie chce, to wszystko jest po prostu suuuuuuuuuuuper... Życie jak w Madrycie - krzyknęłam z furią, kopiąc ścianę. Przywarłam do niej na dłuższą chwilę i uderzałam w nią głową. George podszedł do mnie, mocno odwrócił do siebie i potrząsnął.
- Uspokój się, dziewczyno! - wtedy coś do mnie dotarło. Przestałam się wierzgać.
- Przepraszam... -wyjąkałam - Ale to wszystko przez te...
- ... sprawy z ojcem?
- ... wizje - poprawiłam brata. Westchnął i mnie przytulił.
- Co konkretnie? - spytał po chwili.
- Są...jakby to powiedzieć... bardzo dziwne i bardzo wyraźne. Widzę katastrofy.
- Katastrofy?
- Tak mi się wydaje. Widzę stosy trupów, rzeki krwi. Jedna z tych katastrof to ta z zeszłego roku, no wiesz, ta galeria - podrapałam się po głowie.
- Jest w niej coś konkretnego? - spytał słabym głosem. Nie miałam pojęcia, dlaczego zawsze kiedy mówię o wizjach George reaguje tak dziwnie.
- Właściwie to chyba nie, ale musiałabym się zastanowić. Czemu pytasz?
- Nie wiem... Ot tak po prostu. Lepiej już wyjdź z tej łazienki. Mamy ładną pogodę. Możemy przejść się na spacer jeśli chcesz...
- Nie. Chciałabym pobyć trochę sama. Wystarczy mi chwila samotności w ogrodzie - powiedziałam opuszczając łazienkę i kierując się na dół. Po drodze spotkałam tatę, nawet na mnie nie spojrzał. Nie rozumiałam dlaczego. Wyszłam na dwór, siadając na ławce. Słońce mocno grzało, nawet jak na UK.
Samotność nie trwała jednak długo.
- Co tam... - zaczął Mike.
- ... piekielna siostrzyczko? - dokończył za niego Jake. Bliźnięta były oczywiście w świetnych humorach.
- Odwalcie się - rzuciłam chłodno.
- Uhuhu... Czy mi się tylko zdaje braciszku, czy nasza mała siostrzyczka się zakochała? - spytał brata Jake.
- Też mam takie wrażenie, mój drogi. Co tam, laleczko? Czyżby nieodwzajemniona miłość?
- Mówiłam już, że macie się odwalić. Nie rozmawiam z takimi idiotami jak wy.
- Chyba ktoś nas...
- ... właśnie obraził.
- Czy wy zawsze jesteście tacy wkurwiający?!
- Zawsze do usług, maleńka - wstałam i wróciłam do domu. Nigdzie nie może człowiek liczyć na chwilę spokoju. Udałam się do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wtedy nadeszła wizja. Jak zwykle w takich momentach byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam się ruszyć ani skupić się na tym co mnie otacza. Widziałam, czułam i myślami byłam tylko w wizji. To co tym razem zobaczyłam, było trochę inne od tego, co widziałam wcześniej. Tłum ludzi, nieznośny hałas. Grała jakaś muzyka, a ludzie podskakiwali w jej rytmie. I nagle sceneria się zmieniła - znalazłam się w kolorowym pokoju. Tu było cicho i przyjemnie i gdyby nie to, że wszystko mnie bolało mogłabym tam zostać wiecznie. Spojrzałam na swoje ręce - były całe w jasnej krwi. Ja sama ubrana byłam w białą, długą sukienkę poplamioną przez krew.Odwróciłam się, bo poczułam, że ktoś za mną stoi. Wtedy usłyszałam krzyk.
Ocknęłam się. Krzyk był jakiś znajomy... Zaczęłam się zastanawiać do kogo ów krzykliwy głos mógł należeć i chyba zasnęłam, bo kiedy się ocknęłam było po 18.00.
- Alice, ktoś do Ciebie! - usłyszałam z dołu głos mamy. Niechętnie zwlokłam się z ciepłego łóżka na dół.
- Cześć! - powiedziała na mój widok rozesmiana postać na dole. Melinda.
- Cześć - odpowiedziałam przecierając oczy.
- Jeszcze nie gotowa? - spytała oglądając mój strój. Cholera... Chyba to dzisiaj miałam z nią gdzieś wyjść.
- Ja... No wiesz.. - próbowałam powiedzieć coś sensownego.
- Aha! Już rozumiem! - oświadczyła na to moja przyjaciółka - Ty po prostu nie wiesz w co się ubrać!
- Znasz mnie jak nikt inny - uśmiechnęłam się. Blondynka wzięła mnie za rękę i poprowadziła do mojego pokoju. Kiedy się tam znalazłyśmy, otworzyła szafę i zaczęła przeglądać jej zawartość.
- Rozumiem, że żadna sukienka nie wchodzi w grę? - uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Była czymś bardzo podekscytowana.
- Masz rację, nie wchodzi - powiedziałam, rzucając się plecami na łóżko.
- No a ta biała? - uniosłam głowę. Właśnie w takiej byłam w mojej wizji.
- Tymbardziej - Mel westchnęła, ale już po chwili rzuciła mi taki o to strój . Szybko się w to przebrałam i wyszłyśmy. Pod domem czekała taksówka, która zawiozła nas do centrum. Miałam coraz większą tremę - po pierwsze dlatego że nie miałam pojęcia dokąd Mel mnie prowadzi, a po drugie, ponieważ bałam się, że wiedząc na pewno bym się nie zgodziła. Blondynka tymczasem z uśmiechem poprowadziła mnie w stronę ogromnej kolejki piszczących dziewczyn. O nie... To chyba nie jest to co myślę...
- Idziemy na koncert The Wanted?! - spytałam moją przyjaciółkę z wyrzutem. No to się wpakowałam.
- Właśnie tak! - zasmiała się. Wydawało mi się, że wiedziała o tym, iż nie mialam kompletnego pojęcia gdzie się wybieramy.
- O nie, ja wracam do domu... - zaczęłam zawracać, ale przyjaciółka złapała mnie za łokieć.
- Nigdzie nie idziesz, kupiłam już bilety - zaczęła wymachiwać mi przed twarzą tymi dwoma świstkami papieru - Zresztą jestem prawie pewna, że ci się spodoba...
- Tego już niestety pewna być nie możesz...
- Ali, błagam Cię. Tylko ten jeden jedyny, maleńki, maciupeńki raz... Choć ze mną na ten koncert - westchnęłam.
- Ale ostatni raz! - blondynka przytuliła mnie.
- Wiedziałam, że się zgodzisz.
- Ta, ta, ta... - w końcu nadeszła nasza kolej. Sprawdzili nam bilety, weszłyśmy na salę. Muszę przyznać temu całemu The Wanted, że wystrój to akurat był niezły. Poszłyśmy z Mel bliżej sceny. Niestety nie udało nam się przepchać wystarczająco blisko, by zadowolić moją przyjaciółkę. Koncert się zaczął. Dziewczyny piszczały, muzyka była tak głośna, ze myślałam, że ogłuchnę. Na scenie tak jasno błyszczało światło, że nawet nie spojrzałam w tamtym kierunku, bo chyba bym oślepła. Poza tym te cholerna fanki tak się przepychały, że kilka razy ktoś uderzył mnie w ramię. Rana zaczęła mnie jeszcze gorzej boleć. Przepchałam się do tyłu - tam było przynajmniej znośnie. W między czasie jeden z ochroniarzy do mnie podszedł, pytając czy wszystko w porządku.
- Tak, dziękuję. Trochę zakręciło mi się w głowie - odpowiedziałam. Facet uśmiechnął się i przyniósł mi butelkę wody. Podziękowałam i usadowiłam się wygodnie na jednym z krzeseł, które stały z tyłu. Wtedy czułam się już znacznie lepiej i przetrwałam do końca koncertu. Niektóre piosenki, nawet mi się spodobały i w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że jedną z nich uporczywie nucę. Z mojego wygodnego miejsca mogłam też obserwować to, co dzieje się na scenie. Z daleka widziałam tylko pięć męskich sylwetek biegających po scenie, ale przynajmniej światło tak nie raziło w oczy.
- Ach... Jacy oni są cudowni...
- Taa... Możemy już iść? - spytałam Mel po koncercie.
- Tak. Zaraz. Chodźmy jeszcze tylko w jedno miejsce...
- O nie, nie ma mowy.
- Błagam Cię! To jedyna taka szansa w całym moim życiu - blondynka spojrzała na mnie błagająco i zrobiła smutną minkę.
- Mel ty cholerniku, nie wiem czemu ciągle daję się wplatać w te twoje wariactwa... - dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła mnie gdzieś w ciemności.
- Mel oni chyba tam rozdają te autografy... - wskazałam w przeciwnym kierunku.
- A na co mi autograf, jak mogę mieć coś znacznie cenniejszego... - powiedziała tajemniczo, a ja poczułam, że zaczynam się w tym gubić. Po krótkiej chwili dotarłyśmy do jakiegoś auta. A właściwie jakby... jakiegoś mini busa?
- Co ty kombinujesz? Co to za auto? - spytałam Mel.
- Ciiiiiiiiii.... - uciszyła mnie - Nic nie mów tylko wsiadaj...
- Ale...
- Bez żadnego ale! No dalej pakuj się... - i właśnie tak skończyłyśmy w tourbusie The Wanted....

CIĄG DALSZY NASTĄPI...
__________________________________
Z okazji końca ferii postanowiłam coś dodać. Nie będę się wypowiadać na temat powyższego rozdziału. Ocenę pozostawiam wam:) Następny rozdział dodam za tydzień . Jestem jednak skłonna rozpatrzyć wasze prośby i nexta dodać nawet w środę :) Ostrzegam, że w następnym rozdziale będzie się działo ... :)
Do następnego :**


-------------------------->
Musiałam się wam pochwalić :)

4 komentarze:

  1. ooooomm przez przypadek trafilam na Twojego bloga, przyznaje sie bez bicia. ;P ale musze przyznac ze ten rozdzialik zaintrygowal mnie i jestem ciekawa niezmiernie nexta ;)

    wpadnij do mnie ``przez przypadek`` (xd) na swiezo napisany wstep :)
    http://wantedowe-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się ten rozdział i generalnie bardzo zaciekawił mnie. Jednak ten post przeczytałam jako pierwszy, bo dzisiaj zaczęłam czytać tego bloga, ale obiecuję, że postaram się nadrobić.

    Jeżeli będziesz miała chwilę zapraszam na bloga, którego prowadzę z przyjaciółką: http://wait-it-is-never-too-late.blogspot.com/
    Pozdrawiam, xx.
    Sian.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do: The Versatile Blogger Award ;) Informacje na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK BARDZO CIĘ PRZEPRASZAM ŻE DOPIERO TERAZ KOMENTUJE ! Nawet nie wiesz jak mi jest głupio :<
    Rozdział jest cudowny ! Bardzo jestem ciekawa jak dalej rozkręci się sytuacja, i co to w tym tourbusie będzie :3
    No i gratulacje ! Jaram się razem z Tobą, że chłopaki Ci odpisali <3
    Czekam z niecierpliwością na nexta <3

    OdpowiedzUsuń