Śnieżek :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 35

* Z perspektywy Melindy *
Wpatrywałam się w chłopców, nie mając najmniejszego pojęcia o co im chodzi. Zaraz, zaraz... Od początku. Twierdzą, że ją znają. Że ma na imię Lena ( swoją drogą jakieś nie-angielskie to imię ). W dodatku Nath spogląda na nią jak na ósmy cud świata. Momencik... Mam rozumieć, że ona jest TĄ Leną?! Tą, która zmarła rok temu w katastrofie galerii?! Przecież to jest jakieś niedorzeczne! Ale z drugiej strony... Pojawiła się tak nagle jakieś 10 miesięcy temu... Twierdziła, że wyszła cało z pożaru domu, dlatego niektórych rzeczy do dzisiaj nie może sobie przypomnieć i dlatego przeprowadziła się z rodziną w nowe miejsce. Przyjrzałam się swojej przyjaciółce uważnie. To było jak sen... Nathan podszedł do niej i złapał ją za prawą dłoń.
- Błagam Cię!!! Musisz mnie pamiętać! Proszę!! Przypomnij sobie!! Nie mogłaś tak po prostu zapomnieć o tym co nas łączyło, nie wierzę! Lenka, kochanie, przypomnij sobie... - wyglądał tak przekonująco, że czułam jak łzy napływają mi do oczu. Postanowiłam zrobić wszystko, by Allison... to znaczy Lena, wszystko sobie przypomniała. Natomiast ona w tym momencie wyrwała dłoń z jego uścisku i powiedziała stanowczo:
- Ja nie jestem żadną Leną! - widziałam, że jest coraz bardziej zdenerwowana. Nie dziwię się, to musiał być dla niej szok. I w dodatku ten jej wybuchowy charakter... - No powiedz im, Mel! - błagalnie zwróciła się do mnie - Powiedz, że jestem Alice - czułam jak wzrok wszystkich obecnych kieruje się na mnie. A co ja niby miałam powiedzieć?! Przecież tak naprawdę nie miałam pojęcia o całej sprawie.
- To prawda - zaczęłam. Postanowiłam swoją wypowiedzią, z jednej strony nie niepokoić Ali, a z drugiej dać znać TW, że niewiele wiem  - Kiedy Cię poznałam 10 miesięcy temu, tak właśnie miałaś na imię.
- Widzicie? - Zwróciła się do chłopców - Wydaje mi się, że po prostu mnie z kimś pomyliliście... - powiedziała już znacznie spokojniej. Po ich minach widziałam, że chcieli zaprotestować, ale na migi pokazałam im, by brnęli w jej wersję. Byłam za plecami Alice, więc nie widziała nic z tego co wyprawiałam.
- Taaak... Teraz też mi się tak wydaje - zaczął Max, uśmiechając się do mnie lekko w podziękowaniu.
- Przepraszamy, Cię głupio wyszło... Jestem Tom - powiedział brunet, choć był jeszcze trochę spięty. Z ulgą zauważyłam, że Alice też zaczyna się rozluźniać. Potem wszyscy zaczęli się jej przedstawiać i atmosfera zaczęła się robić spokojniejsza. Tylko Nathan wciąż wyglądał na zdenerwowanego i gdy przyszła jego kolej z zaciśniętymi pięściami wyszedł z pokoju. Bałam się, że znów zrobi się nieprzyjemnie, ale na całe szczęście Tom uratował sytuację rzucając jakąś opowiastkę o ich koncercie. Odetchnęłam z ulgą. Ali uśmiechała się do nich i czasem powiedziała coś śmiesznego. Po chwili jednak zdecydowała, że chce wracać do domu. Na początku TW nie mieli zamiaru się zgodzić, ale z chytrym uśmieszkiem podsunęłam, że wpadniemy jutro, albo pojutrze do nich jak nas zaproszą. No i udało się. Zostałyśmy zaproszone do ich domu jutro o 14.00.
- Będziemy na pewno - uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie, wychodząc z tourbusa gdzieś w centrum miasta. Ali już ruszyła do przodu i już miałam za nią biec, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za łokieć. Odwróciłam się i ujrzałam... Max'a.
- Cześć - powiedział... nieśmiało? Usmiechnęłam się, żeby dodać mu odwagi. - Chciałem tylko zapytać czy... to prawda? O tym, że ona jest Leną. Jesteś jej przyjaciółką, więc powinnaś wiedzieć...
- Wiesz Max... Dla mnie ta cała sytuacja jest trochę dziwna. Dopiero teraz zrozumiałam jak niewiele wiem o Alice albo Lenie...
- Szkoda - chłopak spuścił głowę.
- Ale obiecuję, że zrobię wszystko żeby się tego dowiedzieć - uśmiechnełam się. Chłopak momentalnie odżył.
- Naprawdę nam pomożesz - spytał.
- Naprawdę, a przynajmniej się postaram - powiedziałam. Chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Dzięki, jesteś niesamowita - to co wtedy poczułam, przekroczyło wszelkie granice. Usłyszeć coś takiego od swojego idola... Serce zabiło mi szybciej. Max już wszedł do samochodu, a ja wciąż stałam jak wryta. Pomogę im, pomogę choćby nie wiem co. Ocknęłam się i zaczęłam się rozglądać za Ali. Była juz tak daleko, że ledwo ją zauwazyłam. Zdjęłam moje szpilki i pędem ruszyłam w jej kierunku. A co mi tam, pobiegnę sobie.

NASTĘPNEGO DNIA...
* Z perspektywy Allison *
- Nie zgadzam się - oznajmiłam twardo - To prawda, może później było nawet fajnie... Ale i tak nigdzie nie idę!
- No Ali... Dlaczego ty musisz być taka uparta?! - powiedziała Mel z pretensjami. Chciała mnie wyciagnąć do TheWanted. Nie powiem nie są aż tacy źli. Bardzo polubiłam np. Sivę... Ale panem obrażalskim nie chcę mieć nic wspólnego.
- Bo jestem i już - oznajmiłam przebierając się po treningu.
- No, ale co Ci się nie podobało?! - naciskała - Przecież sama mowiłaś, że są sympatyczni...
- Laluś - powiedziałam zdenerwowana - Laluś mi się nie spodobał, ot co.
- Jaki Laluś? - spytała całkiem zbita z tropu. Westchnęłam tylko ciężko - Mówisz o Nathanie?
- Być może. Nie wiem, nie przedstawił mi się pan obrażalski - zaczęłam pakować rzeczy, gdy usłyszałam jak Mel nie potrafi powstrzymać śmiechu - Co Cię tak rozbawiło?
- Laluś - powiedziala wciąż się śmiejąc.
- No bo wygląda jak taki laluś - też zaczęłam się śmiać. Melinda potrafi zarazić entuzjazmem. Po chwili się uspokoiłyśmy.
- To co pójdziesz? - spytała mnie - No nie daj się prosić...
- No dobra pójdę, pójdę... Masz szczęście, że udało mi się polubić Tom'a i calą resztę... - dokończyłam pakowanie i wylecialam jak proca z szatni. George czekał na mnie. Umówiłyśmy się z Mel, że wpadnie do mnie o 13 i razem pojedziemy do chłopaków. Była już 11.45... A ja musiałam się jeszcze trochę ogarnąć, no i przede wszystkim coś zjeść.
- Cześć - powiedziałam szybko do brata, rzuciłam torbę treningową na tylne siedzenie i zaczęłam zapinac pasy - Ruszaj, bo mam niewiele czasu - chłopak zrobil to o co prosilam i po niedlugim czasie znalazłam się w domu. Pierwsze co zrobiłam to wzięłam gorący prysznic, a potem zjadłam obiad zrobiony przez bliźnięta. Poszukałam w szafie jeansów i jakiejś bluzy, ubrałam ulubione conversaki. Tylko lekko podkreśliłam rzęsy maskarą i związałam włosy w kucyka. Zeszłam na dół. Melindy jeszcze nie było, więc wyszłam przed dom, żeby na nią zaczekać. Było zimno, ale nie padal deszcz. Coś niebywałego. Kiedy Mel się pojawiła ruszyłyśmy razem w strone przystanku i po jakiejś godzinie znalazłyśmy się w miejscu gdzie mieszkali chłopcy z TW.
- Wejdzcie! - ucieszył się na nasz widok Tom. Kiedy przekroczyłyśmy próg ich "domu" dostrzegłam, że wszyscy już na nas czekali. Nawet Laluś. Była tam jeszcze blondynka i jeszcze jedna dziewczyna, która przytulała się do Sivy. Obydwie wyglądały na calkiem sympatyczne. Uśmiechnęłam się do nich.
- Poznajcie się - zaczął Tom - To jest Kelsey, moja dziewczyna, a to jest Nareesha dziewczyna Sivy... A to są Melinda i Le... Allison - uśmiechnął się do mnie nieco zaklopotany. Znowu ta Lena... Westchnęłam.
- Milo mi was poznać - zwróciłam się do dziewczyn. Podeszły do mnie i przytuliły. Gest nieco dziwny, ale miły. Porozmawiałyśmy chwilę i Max zasugerował żebyśmy przenieśli się do salonu. Kiedy tam weszliśmy, po prostu mnie zamurowało. Tam bylo tak cudownie pięknie, że nie da tego opisać... Widać, że im się powodzi... Chciałabym mieć choć trochę z tego ich szczęścia. Spojrzałam na ich roześmiane twarze ( no może prócz Lalusia ). Też bym taka radosna jakbym miała kasę. W dodatku tyle kasy, żeby sobie kupować takie wille. Na pewno mają ich całkiem sporo... Moje rozmyślania przerwał głos Sivy.
- Może opowiecie nam coś o sobie? My chyba wiecie o nas prawie wszystko...
- Tak - powiedziała Mel.
- Nie - powiedziałam w tym samym momencie. Wymieniłyśmy spojrzenia.
- To znaczy ja wiem o was całkiem sporo... Jeśli w co piszą o was w gazetach jest chociaż trochę prawdy... Natomiast Alice...
- Nie wiem o was nic - wyręczyłam przyjaciółkę. Siva uśmiechnął się do mnie promiennie.
- A co chciałabyś wiedzieć? - spytał, wciąż się uśmiechając. Poczułam, że z każdą chwilą lubię ich coraz bardziej. Przygryzłam wargi, rozmyślając jakie zadać im pytanie. Kiedy to zrobiłam, ktoś w pomieszczeniu cicho jęknął. Nie byłam pewna na 100% , aczkolwiek obstawiałabym Lalusia.
- Kim jest Lena? - spytałam odważnie. Reakcje wszystkich wokół mnie nie były niczym, co mogłoby mnie zdziwić. Każdy spoglądał po sobie, jakby oczekując, że to jednak nie on będzie musiał odpowiadać na to kłopotliwe pytanie. Nikt nie miał zamiaru odpowiedzieć. Spojrzałam na wszystkich jeszcze raz, wyczekująco. W końcu, nieśmiało, głos zabrał Max.
- Lena - przełknął ślinę - Lena była... To znaczy ona i Nathan...
- Wystarczy! - Laluś wstał z miejsca - To jest bez sensu! - wydarł się i zaczął iść do wyjścia. Tom pobiegł za nim. Ja tylko przewróciłam oczyma. Od początku wiedziałam, że to jest rozpieszczony dzieciuch.
- A więc Lena... - zaczął znowu Max.
- Nie musisz kończyć - przerwałam mu - Przecież to bez sensu - naśladowałam Nathana.
- Skoro tak uważasz... - powiedzial.
- Nie ja, tylko La...
- A co wy chcielibyście wiedzieć o nas? - zmieniła temat Melinda. Nie miałam jej tego za złe, ale chciałam też wiedzieć, dlaczego Lalusia tak bardzo drażni temat tej całej Leny. Pewnie go rzuciła, a biedaczek nie może się pozbierać. A z resztą, co mnie to obchodzi. Ma za swoje.
- Wszystko - Max uśmiechnął się do mojej przyjaciółki. I nie zrobił tego tak ... normalnie. To był uśmiech... Inny niż ten, który kierował do wszystkich. A to mogło oznaczać tylko, że Mel mu się spodobała.
- No więc obydwie mamy po 18 lat, chodzimy do drugiej klasy liceum, gramy w piłkę...
- Serio? - tym razem to był Jay. Mel pokiwała głową.
- W obecnej drużynie gramy od 7 miesięcy. Ja jestem obrońcą a Al napastnikiem. Teraz zajmujemy się utrzymaniem tytułu - wyjaśniła z uśmiechem. Widziałam iskierki w oczach Max'a, kiedy to mówila.
- A jaka jest twoja ulubiona drużyna? - spytał Mel.
- Manchester City!
- Serio? Moja też! - zaczęli sobie coś z przejęciem opowiadać, całkowicie nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa. Jay przewrócił oczami i przysiadł się bliżej mnie, żeby nie sluchać tego, co wygadywało tamtych dwoje.
- Ciągnie ich do siebie - powiedział do mnie cicho.
- Widzę - zaśmiałam się - I pomyśleć, że jeszcze wczoraj wieczorem nie mogła się doczekać głównie Ciebie...
- Serio?
- No serio, serio - znowu się zaśmiałam na widok jego stęsknionego wzroku skierowanego w stronę Melindy.
- Jay wieczny singel - skomentował. Potem było już coraz fajniej. Znajdywałam wiele cech wspólnych z Jay'em, Nareeshą czy Kelsey. Udawało mi się z nimi dogadać. Zachowywali się jak normalni ludzie, a nie gwiazdeczki z pierwszych stron gazet. No i wszyscy byli całkiem spoko. No może z wyjątkiem Lalusia... Który później wrócił do nas i cicho usiadł na jednym z foteli. Zachowywal się spokojnie, choć miałam wrażenie, że próbuje zabić mnie wzrokiem. Nie udawało mi sie go przyłapać na gorącym uczynku, ale wiedziałam, że wlepia we mnie swój wzrok, życząc mi przy tym wszystkiego co najgorsze. Postanowiłam, że dowiem się dlaczego darzy mnie taką niechęcią. I co mnie łączy z ową tajemniczą Leną, o której nikt tu nie chce gadać.
______________________________________
Mi się nie podoba, ale ocenę pozostawiam wam;)
Ostatnio po prostu brakuje mi weny, ale mam nadzieję, że to szybko minie ;p
Jak myślicie, czy Alice jest tym za kogo ma ją Nathan? Czy macie jakieś sugestie co do tej sprawy? :)
Tak czy owak, prawda wyjdzie na jaw :]
Czekam na wasze komentarze! :*









2 komentarze:

  1. Cholera no!
    Tak świetnie to piszesz i mącisz, że na prawdę nie wiem co mam o tym myśleć.
    Nie mam zielonego pojęcia co się teraz wydarzy ;d
    Dlatego z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;* ;)
    Weny :)
    U mnie nowy ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. "Laluś" nie mg z tego hahaha :D
    Ja myślę że może tak być że np. ona sobie straciła pamięć :P a jakaś rodzinka pomyliła ja ze swoja córka która też była wtedy w galerii xD haha moja wyobraźnia
    Rozdział świetny *_*
    Do nn ;3

    OdpowiedzUsuń