Śnieżek :)

niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 21

Powiedział to i powrócił do całowania mojego brzucha. Teraz nie robił tego delikatnie. Był gwałtowny i natarczywy. Wciskał mnie w drewnianą podłogę swojego pokoju. Jego ciepłe dłonie wędrowały po mojej talii. Czułam jak palę się do środka, jak płonę żywym ogniem. I choć strasznie bolały mnie plecy, nie chciałam tego przerywać. Nathan był cudowny. Myślałam ( o ile wyczyny Nathana pozwalaly mi mysleć racjonalnie) o przeszłości, o wydarzeniach jakie mogłyby zajść gdybym poznała Natha wcześniej. O tym, kim bylibyśmy dzisiaj. W pewnym momencie uświadomilam sobie mały, malenki szczegół - drzwi do pokoju Nathana nie były zamknięte na klucz! Każdy mógł tu wejść! Spięłam się.
- Coś się stało? - Nath spojrzał mi w oczy. Zrobiło mi się slabo, jak zwykle pod wpływem tych nieziemsko pięknych oczu.
- Drzwi - powiedziałam i kiwnelam w stronę wejścia do pokoju. Mina Natha gwałtownie się zmieniła.
- Cholera by to! - podniósł się i poszedł je zakluczyć. Ja w tym czasie szukałam swojej bluzki. Znalazłam ją na samym końcu łóżka Nathana. Chciałam się ubrać, ale Nath wyrwał mi ubranie z ręki.
- Ty chyba oszalałeś! - zaśmiałam się i próbowalam odebrać mu moją własność - Oddawaj!
- Yy - kiwnąl głową przecząco - Najpierw buzi.
- Głupek - szybko cmoknęłam go w usta i wyrwalam bluzkę z jego rąk. Szybkim ruchem włożyłam ją na siebie.
- To nie był pocałunek - wykręcał się - Powinnaś pocalować mnie jeszcze raz - uczyniłam co kazał. Zatapiałam się w jego słodkich pocalunkach. Zapomniałam o całym świecie. Nathy chyba też. W pewnym momencie coś z hukiem spadło na ziemię. Podskoczyłam wystraszona.
- To chyba z kuchni - stwierdził Nath - Powinniśmy tam pojść.
- Ciekawi mnie tylko jak im wytłumaczymy naszą poranną kłótnię - powiedziałam - Nie wydaje mi się żeby o niej zapomnieli.
- Racja. Możemy im powiedzieć, że byłem zly, bo miałaś iść do kina ze mną - przytuliłam się do niego.
- Nathy, ja nie chcę kłamać.
- Wiem. Ja też nie chcę ich oszukiwać. Są moimi przyjaciółmi - gładził moje włosy. Spojrzalam na niego.
- Więc po co w ogóle kłamiemy? Może powinni znać prawdę jakakolwiek by ona nie była?- popatrzył na mnie i przytulił mocnej.
- Wszystko w swoim czasie kochanie - pocałował mnie w czoło - Kiedyś się dowiedzą. Ale jeszcze nie teraz - postanowiłam dać temu spokoj. Przecież Nathanowi jest jeszcze trudniej ich oszukiwać. Znają sie dłużej. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. To ja ich podzieliłam, bo to przeze mnie Nath musi ich oklamywać.
- Idziemy? - uśmiechnął się łobuzersko. Kiwnęłam glową i odpowiedziałam na usmiech. Doszlismy do kuchni. Prawie uderzyliśmy w wybiegającą z kuchni Michaelle. Spojrzałam na twarze innych zebranych w kuchni. Max wyróżniał się najbardziej. Był totalnie wściekły. Na nasz widok nikt się nie odezwał. Wszyscy mieli smętne miny.
- Coś się stalo? - spytał cicho i łagodnie Nathan.
- Michaelle wyjeżdża - Max uderzył pięścią w blat kuchenny - Znowu - wyminął nas i poszedł w kierunku swojej sypialni. Wymienilismy z Nathem spojrzenia. Prawie nic nie rozumiałam. Z oczekiwaniem spoglądałam w kierunku Toma.
- Michaelle dostała telefon chyba od jakiegoś reżysera - wyjasnił nam - Dostała rolę na której jej bardzo zależalo.
- Nie pojedzie z nami na wakacje - dokończyła wyjaśnienia Kelsey.
- Bo musi już zacząć pracę - Jay popił wody.
- Dopiero co przyjechała! - Nathan nie ukrywał zdziwienia.
- Dlatego Max jest zdenerwowany. Chciał z nią spędzić te wakacje... - Siva objął Nareeshę, pocałował w policzek i szepnął coś do ucha. Najprawdopodobniej coś w stylu: "Dobrze, że ty mnie nie zostawisz". Biedy Max. Biedna Michaelle. Przecież to nie jej wina, że musi wyjechać. Taka jest jej praca.
- Biedna Michaelle...  - mruknęłam pod nosem. Chyba zbyt głośno, bo wchodzący własnie do kuchni Max odparował:
- Michaelle jest biedna?! Ha! A co ja mam powiedzieć! Ciągle mnie zostawia!
- To jej praca - próbowalam jej bronić. Szkoda, że tylko ja.
- Nie broń jej Leni - wtrącił Jay.
- Dlaczego? Niby dlaczego nie mam jej bronić?! - spojrzałam błagalnie na Natha. On też najwyraźniej nie zamierzal mi pomóc. Co się z nimi dzieje do cholery? Przestali lubić Shell czy co? - To przecież nie jest jej wina! Też chciała jechać na te wakacje. Powinniście się cieszyć razem z nią z tej roli, a wy tu się od niej odwracacie. Czy was pogięło?! - spoglądali na mnie jak na wariatkę. Zapanowała cisza. Max przyblizył się do mnie.
- Chyba jest w tym trochę racji - powiedział. Usmiechnęłam się do niego lekko, a on odwzajemnił uśmiech i poszedl do Michaelle. W kuchni ponownie zapanował gwar i zamet, który lubię. Jeszcze tylko Nath szepnął mi cicho do ucha:
- Kocham cię ty moja wróżko miłości - posłalam mu slodki uśmiech i pokazalam na migi, że tez go kocham.
____________________________________
Dawno mnie nie bylo.
Napisałam coś, ale wiem, że jest beznadziejne, bo pisałam szybko pomiędzy jedną burzą, a drugą.
Jestem załamana swoją twórczością ostatnio. To chyba przez brak weny.
Rozdział z dedykacją dla OliviaKlaudia <3 :**
To nasza rozmowa o Michaelle, sprawiła, że wpadłam na pomysl tej calej akcji z Max'em :)
Kocham was wszystkie i cieszę się, że ktos nowy zaczął czytać opowiadanie :** Mam je dla kogo pisać :* Dzięki, że jesteście :****











poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 20

Telefon odłożyłam na półkę i przetarłam twarz dłońmi. Strasznie bolała mnie głowa. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam pod okno - do miejsca gdzie stała jedna z moich walizek. Wyszperałam tam tabletki na ból głowy i jeszcze jakieś - ziołowe, na uspokojenie. Wysypałam po dwie z każdego pudełka, połknęłam i popiłam wodą, która stała na biurku. Wróciłam do łóżka i przykryłam się kocem. Było jakoś po 10.00. Przykryłam się cała, bo zrobiło mi się strasznie zimno. Głowę ułozyłam na poduszce. Po niedługim czasie, powieki zaczęły mi się robić ciężkie. Wchodziłam w pierwszą fazę snu. Byłam tego świadoma, ale nie miałam zamiaru tego przerywać. W końcu zasnęłam. Obudziłam się niebawem. A przynajmniej tak mi sie wydawało, dopóki nie spojrzałam na zegarek. Było trochę przed 14.00! Dobre chociaz to, że ból ustał. Ale nie w sercu. Tam ciągle cholernie bolało. Niezwykłe... Jednego dnia, aż tryskasz radością, a za następne 24 godziny masz ochotę zniknąć. Przepaść, jakbyś wcale nie istniała. Chciałabyś nie istnieć, dla innych. Ale sama nigdy się nie wyswobodzisz. Zawsze bedziesz zamknieta w klatce swojej duszy. Ty nie zapomnisz, choć chciałabyś. Nie ma znaczenia, jak daleko wyjedziesz. Nie ma znaczenia, z kim będziesz przebywać. Nie ma znaczenia, ile czasu minie. Pamięć nie jest czasem - nie mija. Nie możesz zrobić nic. Kompletnie nic. Może właśnie dlatego boimy się cierpienia. Tego, że bedzie odtwarzane w naszym umysle, jak stary film na DVD. Jak znienawidzona obsesja, a cierpienie jest obsesją słabych. Chyba mi odbija, powiedziałam w duchu. Zczołgałam się z łózka. Porozmawiam z Nathem. Przeciez od tego nie ucieknę, a im szybciej tym lepiej. Po cichu otworzyłam drzwi od swojego pokoju, żeby przejść do sąsiadujących z moimi, drzwi Natha. Na szczęście nikogo nie było w salonie. Tylko z kuchni dobiegały głosy. Jakby się dobrze przysłuchać, to można by od razu rozpoznać kłótnię. Michaelle i Max. To była ich głosna wymiana zdań. Wzięłam gleboki oddech i zapukałam do drzwi Nathana. Usłyszalam ciche : "Proszę" i nie chcąc narobić hałasu, otworzyłam drzwi i szybko wślizgnęłam się do środka. Nathan siedział do mnie tyłem na swoim krześle. Ustawione było prosto na okno. Nathan bezmyślnie się w nie wgapiał.
- Hej - powiedziałam cicho i złapałam się za kark. Odwrócił się.
- Hej - na jego twarzy malowal się smutek i złość zarazem.
- Nathy ja...
- Nic nie mów.. Ja wszystko wiem. Przecież nie zabronię ci iść do kina. To twoje życie i masz prawo decydować - znowu patrzył w pustą przestrzeń za oknem. Podeszłam do niego i przykucnęłam przy jego lewym boku, podpierając się łokciem na jego kolanie.
- Proszę cię - oparłam czolo o łokieć - Daj mi się wytłumaczyć.
- Słucham - ale mi ulzyło po tym wyrazie. Myślałam , że mnie wyrzuci, że każe się wynosić. A on chce mnie wysłuchać. Jest naprawdę niesamowitym męzczyzną. Albo może jest jak każdy inny, tylko ja jestem przyzwyczajona do tego, że męzczyzna którego kocham traktuje mnie jak smiecia. Jak spotkam Arka to mu podziękuję. Podziękuję mu za to, że był dla mnie zbyt surowy, bo dzięki temu wiem, jaki wielki błąd popełnilam zakochując się w nim. I nie mam zamiaru popełniać go jeszcze raz. Spojrzałam w cudowne tęczówki Nathana.
- Zgodziłam się na to kino, tylko dlatego, żeby odwrócić uwagę mediów. Nic mnie nie łączy z Damienem. Poswięcam się, wychodząc z nim, bo nie mam najmniejszej ochoty tego robić. Próbuję przekonać wszystkich, że mnie i ciebie nic nie łączy. Nie chcielibyśmy chyba, żeby ktos się dowiedział? No więc wracając do sedna sprawy, jak się chcę poświęcić, a ty mi robisz awanturę. O co ci chodzi? Nie jesteś chyba zazdrosny o Damiena? Chyba mi ufasz? - przygryzł wargi i podrapał się po głowie. Potem uklęknął obok mnie.
- Nie o to chodzi. Ufam ci. Nie ufam tylko temu dupkowi...
- Ale ufasz mi. To co zrobi on jest bez znaczenia. Ja nigdy bym cię nie zdradziła...
- Wiem to - zlapal mnie za dloń - Ale znam Damiena dłużej. On... jest niesamowicie przebiegły. Nigdy go nie lubiłem. Bije z niego jakaś sztuczność, której nie jestem w stanie wyjaśnić... Oczywiście nikt tego nie zauważa. Są nim w pewnym stopniu zauroczeni. A on ... Po prostu boję się, że on będzie próbował mi ciebie odebrać - chciałam cos powiedzieć ale przyłożył mi swój palec wskazujący do ust - I nawet jesli, jak twierdzisz, nie zechcesz mnie zdradzić, to on moze posunąć się do najgorszego - przymknął oczy, jakby próbując odpędzić tą straszliwą myśl z głowy. Przyblizyłam się do niego i oparłam czołem o jego czoło.
- Hej Nathy! Spójrz na mnie - zrobiło mi się gorąco, kiedy zobaczyłam jego nieziemskie oczy - Poradzę sobie. Radziłam sobie w nie gorszych sytuacjach, wierz mi - chcial mnie zapytać w jakich - Nie teraz. Jeszcze nie jestem w stanie o nich mowić. Ale obiecuję ci, że kiedyś się dowiesz... - skinął głową w odpowiedzi i złapał moją twarz w dłonie.
- Kiedy tylko pomyślę, że ktoś mógłby cię w jakiś sposób skrzywdzić to...
- Jest tylko jedna osoba, która może mnie naprawdę skrzywdzić, ty - spojrzał na mnie osłupiały - Tylko ty możesz zadać takie rany, które nigdy się nie zagoją.
- Nigdy tego nie zrobię - przejął się.
- Wiem - zblizyłam swoje usta do jego ust. Chciałam go pocałować, ale w ostatniej chwili się zatrzymałam, kiedy nasze wargi prawie sie stykały - To co? Zgoda? - Nathan dosłownie się na mnie rzucił. Nadgarstki przyciskał mi do podłogi, ponad moją głową. Zaczął zmyslowo całować moje usta. Chciałam się zbliżyć po więcej, ale mi to uniemożliwiał. Odsunął się, aby na mnie popatrzeć, a ja bardzo żałowalam, że nie mogę sięgnąć jego pełnych, malinowych warg.
-Zgoda, to jest kotku mało powiedziane - przywarł do mnie i zaczął całować moją szyję. Potem przesuwał się w dół. Kiedy znajdująca się na mnie bluzka uniemozliwiła mu, przesunięcie się jeszcze niżej, po prostu ją ze mnie zdarł. Potem zaczął całować mój brzuch i nareszcie wyswobodził moje nadgarstki, umieszczając swoje dlonie na mojej talii. Wplotłam palce w jego blyszczące włosy. Podniósł głowę.
- Pragnę cię - wyszeptał zmysłowo - Tu i teraz.
__________________________________
Pisane na szybko i byle jak. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem.
Rozdział dedykuję Nemezis :** Kochana, ten rozdział jest także twoją zasługą, bo twój komentarz zmotywował mnie do napisania tego rozdziału. Kocham was wszystkie :************