Śnieżek :)

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 16

Doszłam do domu. Jego cudowny widok napawał mnie szczęściem. Szybko przeszłam przez drzwi i zdjęłam ubłocone buty. Płaszcz odwiesiłam na wieszak i weszłam do salonu. Byli tam już Seev i Jay.
- Już wrócilaś? - powiedzial na mój widok Jay.
- Milo mi, że tak się cieszysz na mój widok - usiadłam między nimi na sofie.
- Jay jak zwykle niezadowolony... - zaczął Siva - A jeszcze przed chwilą chodził po całym mieszkaniu i pytal się co chwilę, czy nikt was nie widział - zaczął się śmiać.
- Siva ty pacanie! - Jay rzucił w Sivę poduszką, a ten udawał że nie żyje. Zaczęłam się śmiać.
- Z kim ja tutaj siedzę! - wzniosłam ręce ku niebu. Seev się podniósł.
- Z trupem i z jego zabójcą z dżungli - powiedział.
- Dlaczego z dżungli?! - spytał Jay.
- Bo twoje włosy wyglądają, jakbyś przez rok nie widział grzebienia! - tym razem to Seev rzucił poduszką. Potem zaczęli się bić tymi poduszkami. A kto miał najgorzej? Oczywiście ja, bo byłam pomiędzy nimi.
- Przestańcie! - krzyknęłam. Uspokoili się na chwilę i spojrzeli na mnie wciąż, trzymając poduszki w górze.
- Dlaczego? - spytali niemal jednocześnie.
- Bo ja też chcę! - zupełnie nie spodziewali się, że wyjmę poduszkę i zacznę ich bić. Ale mieli miny! Po chwili jednak odzyskali dawną energię i zaczęliśmy się bić poduszkami i gonić po całym salonie. Przy okazji stłukła się jakaś szklanka i Jay'owi rozdarła się poduszka... Pióra byly wszędzie! Miałam je nawet we włosach. Kiedy tak bawiliśmy się jak dzieci, wszedł Max.
- Matko jedyna! Co wy zrobiliście z tym pokojem? Wygląda tu tak, jakbyscie jakąś kurę gonili!
- Kury nie mamy, ale mamy mordercę z dżunglii ! - krzyknął Seev, a ja przy okazji oberwałam od niego poduszką.
- Jay'a? - Seev i ja wybuchnelismy śmiechem. Jay zrobił nadąsaną minę. Wstał, otrzepał się z piór i oznajmił, że nie zadaje się z ludzmi, co wyglądają jak zabójcy ptaków.
- Pióra macie nawet we włosach! - rzekł.
- Max nie! - zakrzyknął Seev z radością. Rozplakalam się ze śmiechu.
- Tak, tak... To jest barrrdzo smieszne...  - ktoś otworzył drzwi. Weszły Michaelle i Nareesha. Seev wstał i pocalował swoją dziewczynę. Dopiero wtedy o czymś sobie przypomniałam...
- A gdzie jest Nathy? - spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Potem wydało się, że Nath wyszedł zaraz po tym, jak razem z Tomem i Kelsey wyszłam na spacer.
- Powiedzial, że musi coś załatwić - rzekła Michaelle, kiedy sprzątałyśmy salon.
- Ta... Bardzo ciekawe co...  - kiedy wszystko już bylo posprzatane, razem z dziewczynami, poszłam robić herbatę. Czas leciał i leciał... Wrócili Tom i Kelsey, a jego nie było. Zaczęłam się martwić. Nerwowo obgryzałam paznokcie. Cała reszta siedziała w salonie.
- Co tego Nathana tak długo nie ma... - chodziłam w kółko.
- Nie masz się czym martwić Leni - Max pocałował Chelle w policzek - Nath już nie raz wychodził sam. Przecież jest już dorosły.
- Ale żeby nie dac znaku życia?! - czekaliśmy jeszcze może z pół godziny, gdy nagle zazgrzytał zamek od drzwi i wszedł Nathan, caly w wypiekach. W lewej ręce trzymał jakieś wielkie kartonowe pudło.
- Jestem!!
- No nareszcie!
- Co tak długo?
- Musiałem coś zalatwić... Ale mammmm!! - był taki podekscytowany! Podeszłam do niego i spojrzałam na to kartonowe pudlo.
- Gra?!
- I to jeszcze jaka!! - zasmiał się - Zobaczcie. Trzeba to tylko podłączyć do telewizora i... gotowe!!
- To my się tu martwimy, a ty sobie kupujesz gry?! - spytałam z wyrzutem. Przestał się uśmiechać.
- Jesteś zła?- spytał cicho.
- Zła?! Ja jestem wściekła! Ty wiesz jak ja się martwiłam?! - w tym samym czasie Tom, Jay i Max zaczeli rozpakowywać pudło i podłączać "TO CUDO" do telewizora.
- Przepraszam... - wyjąkał. Mialam ochotę go uderzyć. Jak dziecko. No jak dziecko! Machnęłam ręką w jego stronę i podeszłam do reszty. Gra była prawie podłączona.
- To gra wyścigowa - poinformował mnie Nath, który przyszedl za mną - Dwuosobowa!- kiedy wszystko było już podłączone, zaczęly się kłótnie typu, kto ma z kim grać. Nareesha od razu oznajmiła, że ona się w to nie miesza, ale wciąż siedziała Sivie na kolanach. Pierwsi grali Max i Tom.
- Wygrałem! - cieszył się Tom. Kelsey pocałowała go czule.
- Nagroda potem... - szepnęła mu do ucha, a Jay w tym samym czasie oznajmił, że nie chce znać szczegółów i że teraz on gra. Miał się zmierzyć z Nathanem, ale wtedy Seev się 'obudził' i powiedział, że on nie będzie czekał tak długo i że chciałby się zmierzyć z kimś tej samej płci. Zgodnie więc postanowiono, że będzie grał w drużynie z Nathanem. Właśnie ta dwuosobowa drużyna odniosła zwycięstwo.
- Jupi! Wygraliśmyyy!!! - cieszyli się jak dzieci.
- Ja chcę nagrodę ! - Siva zrobił minę zbitego psa w stronę Nareeshy. Zachichotałam.
- A kto mi da nagrodę? - spytał Nath i spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok i udawałam, że tego nie słyszałam.
- Teraz ja gram - wyrwałam Jay'owi konsolę z dłoni. I tak dalej i tak dalej... Bawilismy się świetnie. Po chwili nawet Nareesha dołączyła się do gry i nie chciała nikomu oddać kolejki! Po mniej więcej 2 godzinach wyszłam na balkon, bo zrobiło się naprawdę gorąco. Wygrałam z Tomem, Kelsey i Sivą, ale przegrałam z Maxem. Musiałam jeszcze zagrać z tyloma sobami! I oczywiście rewanżyk z Maxiem! Ta gra to był naprawdę super pomysł! Zrobiło mi się żal Nathana. Chciał dobrze, a ja tak na niego nawrzeszczałam ... Chciałabym go przeprosić. Usłyszałam, że ktoś idzie w moją stronę. O wilku mowa. Kiedy do mnie podszedł, uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Chciałabym cię przeprosić...
- Ale naprawdę nie masz za co - przerwał mi.
- Mam. Nie zrobileś nic złego, a ja... Przepraszam cię, bardzo cię przepraszam.
- No co ty. Nie gniewam się na ciebie. Mogłem zadzwonić czy coś... ale mam cos na przeprosiny! - wyjął jakiś papier z kieszeni - To własnie załatwienie tego zajęło mi tyle czasu... To dla ciebie - podał mi coś. Spojrzałam i nie wierzyłam w to co widzę. Bilet na najbliższy mecz Manchesteru United z Manchesterem City!! Rzuciłam mu się na szyję.
- Nathy... Jesteś kochany!!
- Wiem - zaśmiał się, a ja zaczełam płakać ze szczęścia. Zauważył to - Ej, nie płacz! Nie po to ci to kupiłem! - zaczął wycierać moje łzy.
- Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że to dla mnie zrobiłeś...
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko - spojrzałam na niego. Powiedział to całkiem poważnie. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Natha też. Czułam to wyraźnie, bo znajdowalam się w jego ramionach. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Były coraz bliżej i bliżej. Czułam jego zapach, który sprawiał, że chciałam tylko jednego - chcialam poczuć jego smak. Dotknąć wargami jego warg. Zamknąć się z nim w żelaznym uścisku. Lekko musnął moje usta i wtedy spadł deszcz. Lunął znienacka i z wielką siłą. Zamknęłam oczy. Dlaczego własnie teraz? Nie miałam zamiaru się ruszyć, ale Nath wciągnął mnie do środka. Bylismy cali mokrzy, a stalismy na deszczu tylko przez chwilę. Byłam wściekła na ten głupi deszcz. Ja to mam szczęście nie ma co. Chcialam iść się przebrać, ale Nath złapał mnie za przedramię, z całej siły przyciągnął do siebie i mocno pocalował.
_________________________________________
Rozdział dedykuję Agusi, która sprawiła, że wróciła mi wena :) Dziękuję :***  Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba :d Kocham <33









2 komentarze: