Śnieżek :)

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 8

Poszlismy do sklepu. Nathan zalozył ciemne okulary i kaptur, żeby nikt go nie rozpoznał. Wydawalo mi się to trochę dziwne, bo w końcu prawdziwa fanka poznałaby go od razu, ale skoro się maskował, to była to jego sprawa. Na zakupy wybralismy się do pobliskiego supermarketu. Tam podeszła do nas jakaś kobieta. Myślałam, że rozpoznała Nathana, ale okazało się, że przyszła zapytać gdzie jest półka z pieczywem.
- Musi iść pani w tamtą stronę - wskazałam jej i zauważyłam , że Nath cały trzęsie się ze śmiechu. Kiedy kobieta odeszła spytałam go, co go tak rozbawiło.
- Miałaś taką przejętą minę, kiedy szła w naszym kierunku - wyjaśnił ledwo wymawiając słowa i zanosząc się śmiechem. Jego śmiech był niezwykle uroczy. I zaraźliwy, choć starałam się nie smiać i udawać poważną, bo ludzie przechodzący obok nas patrzyli na smiejącego się Nathana jak na wariata. Złapałam go za ramię.
- Tak bardzo smieszne. A teraz choć błagam cię, bo wzbudzasz niezwykle zainteresowanie... - na chwilę się uspokoił, ale kiedy stanęliśmy przy półce z makaronem, znowu zaczął się śmiać. Wzniosłam oczy ku niebu.
- Uspokoisz ty się wreszcie?
- Nie... potrafię... Twoja mina wtedy... - śmiał się. Podparł się mnie. Ledwo stał na nogach od śmiechu. Wyobraziłam sobie jak musimy smiesznie wyglądac. Chłopak zamaskowany jak złodziej, trzęsący się ze smiechu opiera się na dziewczynie nie wiele nizszej od niego, z założonymi rękoma i wyglądającej jakby była zła na tego chlopaka. Zanim się zorientowałam - smiałam się jak głupia. Aż się popłakałam z tego wszystkiego. Cały czas się śmiejąc poszlismy do kasy, kupiliśmy co trzeba i ruszylismy w drogę do domu. Kiedy wróciliśmy wszyscy jeszcze spali. Zostawiliśmy rzeczy i postanowilismy przejśc się na spacer do parku, bo pogoda znaczenie się poprawiła. Było ciepło i słonecznie. Szlismy nic nie mówiąc. Pozmyślałam o rodzinie. Co teraz robią? Czy tesknią? Postanowiłam zatelefonować do nich później. Przecież była niedziela. Dziś na pewno nie pracują. Wtedy moje mysli zeszły na boczny tor, a mianowicie o szkole. Co oni wszyscy powiedzą jak zobaczą mnie we wrześniu? W końcu nawet świadectwo odebrał za mnie brat. A do budy nie chodze już od końca maja - czyli od czasu kiedy Arek ze mną zerwał. Nie mogłam, nie miałam siły na niego patrzeć. Moje przemyslenia przerwał głos Natha.
- Słabo wyglądasz - powiedział - Jakbyś byla chora czy coś...
- Nic mi nie jest Nathy. Po prostu się zamyśliłam - uśmiechnełam się do niego.
- Wiem co zrobić, żeby ci się poprawiło...
- Co takiego?
- Wrzucę cię do jeziora - wskazał dumnie na duże jezioro, obok którego przechodzilismy. Wyszczerzyłam oczy ze zdumienia. Czego jak czego , ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- Nawet nie próbuj...
- Spróbuję, oczywiście że spróbuję - chcial mnie złapać, ale mu umknęłam. Popedziłam pod górę. Nathan za mną. Gonilismy się, zanosząc śmiechem jak małe dzieci. Biegalismy i biegaliśmy. Ledwo człapałam ze zmęcznia, ale Nath nie ustepował. W końcu zauważyłam, że zbliża się do mnie. Biegłam ile tylko sił w nogach, ale mnie doganiał. Byłam prawie na samej górze przepięknego, zielonego pagórka. Przyspieszyłam. Nathan też. Był już tak blisko. Wtedy wyciągnał rękę i złapal mnie za ramię, ale wykręciłam się w bok. Efekt tego był taki , że oboje przeturlalismy się na ziemię. Chyba upadłam na lewą rekę, bo trochę mnie bolała. Kiedy się zatrzymalismy , Nathan leżał na mnie. Zaczęłam się smiać. Wstał i podal mi reke. Wtedy zasmiał się również.
- Wystarczy cię trochę postraszyć i zaraz dostajesz rumieńców - wskazał na mój policzek. Dyszeliśmy ze zmęczenia.
- Chyba powinniśmy już wracać - zauważyłam - Jestem cholernie glodna.
- Nie widzę sprzeciwu! - ucieszyl się. Nie był tak mocno zmeczony jak ja. Zaproponował , że mnie poniesie. Wskoczyłam mu na plecy i tak w radosnej atmosferze dotarlismy do mieszkania TW.
_______________________________________
Przepraszam, że ostatnio nie dodałam nic nowego. Już to nadrabiam :) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czekam na komentarze ! xd

1 komentarz: